Obraz artykułu Rat Queens, tom 7. Fantastyczne stworzenia i ich przyziemne problemy

Rat Queens, tom 7. Fantastyczne stworzenia i ich przyziemne problemy

75%

Wspomnienie o Szczurzych Królowych rozpuszczonych w kwasie jak na plakacie horroru "Krzycz póki możesz" z lat 70. nie będzie spoilerem, bo nawet na przestrzeni jednego odstępu pomiędzy kadrami ich życia nie są faktycznie zagrożone. Ta drużyna wydaje się odporna na wszelkie zagrożenia i przeciwności losu - zarówno w świecie fikcji, jak i poza nim.

Pierwszy rysownik serii, Roc Upchurch, został z niej wykluczony po upublicznieniu zarzutów o stosowanie przemocy fizycznej wobec byłej żony; później były jeszcze dwie osoby, ale ostatecznie także autor dotychczasowych scenariuszy, Kurtis J. Wiebe, postanowił zrezygnować. Na tym historia "Rat Queens" nie skończyła się jednak, do kontynuowania losów dziarskiej drużyny oddelegowano nowy zespół.

 

Ryan Ferrier dotąd znany był przede wszystkim z komiksowych wersji znanych telewizyjnych czy kinowych marek - "Planety małp", "Synów anarchii", "Ricka i Morty'ego" - a także z "D4ve", własnego pomysłu, opowieści o świecie, w którym roboty podbiły Ziemię, pozbyły się ludzi, ale nie znają innego sposobu na życie, jak tylko wampirycznego kapitalizmu. Priscilla Petraites na etapie premiery pierwszego zeszytu z tego tomu (w oryginale w połowie 2019 roku) była rysowniczką z niewielkim doświadczeniem, teraz współtworzy nową serię - "Hit Me" - wraz z Christą Faust, autorką pulpowego kryminału "Money Shot", za który otrzymała Crimespree Award. Mocny duet, ale przejęcie cudzego dzieła i uczynienie go własnym wymaga czasu. Ferrier i Petraites ewidentnie muszą się jeszcze w tym świecie umościć, ale wiedzą, w jaki uderzyć ton, żeby przyciągnąć uwagę.

Rat Queens to niezmiennie najlepsza/najgorsza drużyna łowczyń nagród - niby nadają się do każdej misji i z każdej opresji potrafią wyjść cało, ale zawsze po drodze albo popełnią błąd, albo poddadzą się sumieniom i wielka nagroda przechodzi im koło nosa (zupełnie jak ekipa z pokładu Cowboy Bebop). Tutaj ich pierwszym zadaniem jest zapolowanie na małporoga - z perspektywy czytelnika/czytelniczki po prostu kolejnego feerycznego stworzenia, podobnie jak smoka, trolla czy elfa, ale Ferrier zaskakuje intrygującym pomysłem wprowadzenia kreatur funkcjonujących jako miejskie legendy, przed którymi drżą nawet doświadczone wojowniczki. W tym tkwi siła jego scenariusza - w drobnych smaczkach, pomysłach na skale mikro, które wydają się świeże i nieoczywiste.

 

Jeżeli pojawiają się jednorożce, to zobrazowane jako złośliwe szkodniki, których zabijanie jest brutalne i dziwnie piękne. Dotąd pełniąca funkcję żartu słabość Betty do alkoholu staje się realnym problemem - tydzień po odstawieniu uświadamia sobie, że dotąd picie było dla niej reakcją na wszystkie dobre i złe wydarzenia w życiu, a przyjaciółki po chwili robienia wyrzutów dochodzą do wniosku: Próbujemy jej pomóc wytrzeźwieć, a nie ją upokorzyć, co jest kluczową zmianą spojrzenia na bliską osobę, jeżeli faktycznie pragnie się udzielić jej pomocy, a nie sprowokować do powrotu do nałogu. Nie brakuje też rubasznego poczucia humoru związanego z płynami wszelkiej maści wydobywającymi się z ludzkich i nieludzkich organizmów oraz dosadnych wulgaryzmów (wygrywa przypominająca zmutowanego żółwia Linda, która na pytanie małporoga o samopoczucie odpowiada jakże przyziemnym: Te opłaty za czynsz. Kurwa mać). Nie są to żarty wysokich lotów, ale do konwencji fantasy ukazanego w krzywym zwierciadle pasują jak ulał.

Trudniej przychodzi natomiast Ferrierowi skonstruowanie interesującej nadrzędnej historii, którą te wszystkie niuanse mogłyby użyźnić. Bazuje z grubsza na trzech schematach - dodaniu do drużyny nowej postaci (Maddie), która przechodzi drogę od bojaźliwej nowicjuszki do pełnoprawnej wojowniczki; kryzysie w "rodzinie" i odkryciu, że nie m potężniejszej broni od współdziałania (to samo piekło introwertyków, jakimi raczyły nas amerykańskie kreskówki z lat 80.); a także niby niespodziewanym, ale jednak wyczekiwanym zwrocie akcji dotyczącym tożsamości głównego wroga. Sceny akcji wyglądają świetnie, w intensywniejszych momentach Petraites wybiera jednolite tła i dodaje duże onomatopeje symbolizujące zadany cios, nawiązując do komiksów superbohaterskich z lat 60., ale ostatecznie siódmy tom "Rat Queens" to pojedynki, ciekawe drobne pomysły i brak dorównującej im fabuły. Wydarzenia wydają się chaotyczne, nieuporządkowane, w kontekście wcześniejszych sześciu tomów bardzo niekonsekwentne, a czasami nawet wtórne. Niewykluczone jednak, że to etap przejściowy i z czasem duet zdoła wypracować jeszcze ciekawsze pomysły.

 

Nowi twórcy "Rat Queens" póki co szukają własnego rytmu. Potrafią odnaleźć się w tym uniwersum, poszerzyć jego granice o dodatkowe pokłady absurdu i groteski, a także nadać mu odrobinę powagi, jedynym brakującym składnikiem pozostaje historia, która nie pozwalałaby oderwać się od lektury. Jeżeli uda się w przyszłości wypełnić tę lukę, seria będzie w najlepszym położeniu w swojej burzliwej historii.


Rat Queens, tomy 1-6. Pijacka impreza zamiast gry o tron


Rat Queens

Polska, 2022

Non Stop Comics

Scenariusz: Ryan Ferrier

Rysunki: Priscilla Petraites



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce