Nie ma kraju, skąd nie będę tęsknił / Do dawnych, szarych ulic - dwa początkowe wersy "Nie ma kraju..." Juliana Tuwima kreślą wyjątkowo autentyczny (bo pozbawiony idealizowania) obraz życia na emigracji w polskiej, pełnej patosu poezji.
Z jednej strony najpierw zostaje wyartykułowana charakterystyczna, powracająca od czasu romantyzmu nostalgia stawiająca rodzime strony ponad wszelkimi cudami reszty świata, z drugiej do wypełnienia pustki nie służą wyobrażenia urokliwych krajobrazów, tylko wspomnienia zaniedbanych ulic, których czar działa wyłącznie na osoby pośród nich wychowane. Względy estetyczne nie przesądzają o przywiązaniu do danego miejsca, odpowiadają za nie intensywne przeżycia i wywołane nimi emocje, które tworzą poczucie swojskości.
Z tej perspektywy szare ulice mogą urosnąć do rangi jedynego miejsca na Ziemi, gdzie chciałoby się spędzić resztę życia, ale nie zawsze szczęście sprzyja na tyle, by właśnie w takim otoczeniu przyjść na świat. Niekiedy odkrycie go następuje zbyt późno, co może skutkować swoistym zaburzeniem tożsamości. Pytania "kim jestem?" i "gdzie jestem u siebie?" składają się na fundament "Madgermanes", a sposób, w jaki zostają zadane prowokuje nie tyle do dywagacji natury filozoficznej, co do bardzo przyziemnej próby ustalenia, czym dla emigranta jest ojczyzna i czy wbrew temu, co poświadczają dokumenty tożsamości, można siebie identyfikować jako apatrydę.
Birgit Weyhe bazowała na szeregu zebranych opowieści tytułowych madgermanes, czyli osób, które w latach 80. przeprowadziły się z Mozambiku do Niemieckiej Republiki Demokratycznej w ramach współpracy państw socjalistycznych. Po upadku Muru Berlińskiego większość z nich została zmuszona do powrotu do Afryki, która odtąd wydawała się im bardziej obca niż kulturowo skrajnie odmienne miejsce, do jakiego trafiły dekadę wcześniej. Nie sposób jednak upatrywać w tym procesie jednokierunkowej przemiany, to raczej dysocjacja, której skutkiem jest ciągłe poczucie tęsknoty przy jednoczesnym przeświadczeniu, że wcale nie ma się ochoty wracać do podkolorowanego przez upływ czasu miejsca.
Zgromadzone doświadczenia rzeczywistych osób autorka najpierw zespoiła, a następnie podzieliła pomiędzy trzy fikcyjne postacie. U każdej z nich wybrzmiewa echem pytanie, jakie wyróżniła na pierwszym splashu komiksu: "Czym jest ojczyzna?". Jego źródła należy jednak upatrywać nie tyle w zafascynowaniu zapomnianym przez świat, krótkotrwałym migracyjnym zjawiskiem, co w osobistych doświadczeniach Weyhe, która przebyła odwrotną drogę, zilustrowaną na początkowych stronach komiksu.
Przeprowadzka z Niemiec do Ugandy to jedno z pierwszym wspomnień, jakie zapisały się w jej pamięci. Stąd z czasem przeniosła się do Kenii i do dziewiętnastego roku życia Afryka pozostawała dla niej domem. Dopiero kiedy zapragnęła zdobyć wyższe wykształcenie, podjęła decyzję o powrocie, ale z "Madgermanes" dowiadujemy się, że gdy czterdzieści lat później opuściła pokład samolotu na lotnisku w północnym Mozambiku, upał, wilgotność powietrza i brzęczenie obcego języka wywołały u niej refleksję: Tu czuję się jak w domu. Dokładnie w tamtej chwili zasiane zostało ziarno, z którego wykiełkowała dokumentalna powieść graficzna z elementami fabularnymi, a nawet ze zwrotami w kierunku abstrakcji.
Ostatni z tych składników może wydawać się sprzeczny z zamiarem wiarygodnego odzwierciedlenia realiów życia emigrantów, którzy nawet jeżeli fizycznie wrócili z tułaczki, duchem już nigdy nie zaznali spokoju. Jego wymiar obejmuje jednak wyłącznie warstwę wizualną, wzbogaca ją o bodźce pobudzające zmysł wzroku, co ma istotne znaczenie przy wpasowywaniu treści bliskiej literaturze faktu w formę sekwencyjnych kadrów. Gdyby Weyhe ilustrowała wyłącznie to, czego sama była świadkiem, oglądalibyśmy jedynie "gadające głowy" i mijające minuty zapisu na wyświetlaczu dyktafonu. Spodziewanym wzbogaceniem narracji od strony graficznej jest odwzorowywanie sytuacji, o jakich opowiadają interlokutorzy, ale przyjmowanie nawet najbardziej wymyślnych perspektyw na dwóch mężczyzn opowiadających o planach na przyszłość albo na pierwszy kontakt ze śniegiem szybko zmęczyłoby wzrok, a czytelników i czytelniczki znudziłoby monotonnością. Na szczęście niemiecka (czy też afrykańska) twórczyni dysponuje tak szeroką gamą technik i tak bogatą wyobraźnią, że ze strony na stronę zaskakuje coraz to bardziej nieoczywistymi, czasami wręcz trudnymi do odszyfrowania symbolami i metaforami.
Uściśnięte dłonie, znaczki pocztowe albo bagaż podręczny to oczywiste pomysły na unaocznianie współpracy międzynarodowej oraz podróży, a podobnych rozwiązań jest na tych blisko dwustu pięćdziesięciu stronach znacznie więcej. Jeżeli pojawia się temat czasu, widzimy tarczę zegara; jeżeli wypowiedziane zostaje marzenie o karierze słynnego inżyniera, ukazany zostaje glob z nałożonym kaskiem budowlanym; jeżeli bohater formułuje swoją dewizę jako bawić się ile wlezie, poniżej można podziwiać intrygujące wersje okładek albumów popularnych na skalę globalną ("Bad" Michael Jacksona czy "Like a Virgin" Madonny) oraz lokalną (dzisiaj kompletnie zapomniane "Bataillon d'Amour" Silly albo "Traumzeit" Petry Zieger). Ciekawsze są jednak te kadry, gdzie intencje stają się trudniejsze do odczytania, a treść ustępuje walorom artystycznym.
Suche powietrze wydobywające się z kaloryferów (obce dla przybyszów z Mozambiku) pod postacią zaokrąglonych plam przypominających fragmentaryczne odciski palców; zdrada najpierw uosobiona przez antropomorficzne krokodyle, później ukazana jako wściekle zarysowana otchłań; wykorzystywanie seksualne jako makabryczne tortury - pomysłowość Weyhe zaskakuje, czasami prowokuje i nadaje komiksowi unikalną dynamikę. Stosowane przez nią przejścia pomiędzy kadrami niekiedy wykazują znikomy związek logiczny albo przeskakują z podmiotu na podmiot, czemu sens może nadać wyłącznie zaangażowanie czytelników i czytelniczek. Na przykład na stronie wypełnionej w całości dialogiem frontowo usytuowanych postaci niespodziewanie pojawia się cartoonowy termofor wyciągnięty wprost z kreskówki z lat 30., a kiedy temat innej rozmowy schodzi na brak pieniędzy, towarzyszą mu rysunki ptaków. Kontekst nadaje sens tym sekwencjom, bez niego wydawałyby się chaotyczne i w żaden sposób niepowiązane ze sobą.
Wiele z tych rozwiązań nie byłoby możliwych (a przynajmniej nie byłyby tak dobrze czytelne i wyraziste) ani przy zastosowaniu pełnej palety barw, ani przy ograniczeniu jej do czerni i bieli. Włączenie jednego dodatkowego koloru umożliwiło stawianie fascynujących akcentów - plamy krwi pokrywające buciory neonazistów, półprzeźroczyste wykreślenie zamordowanych członków rodziny ze wspólnej fotografii albo zmniejszanie intensywności barwy zazwyczaj usytuowanej pomiędzy bladym dębem a złotem, gdy celem jest podkreślenie skali kryzysu psychicznego. Innym zastosowaniem trzeciego koloru jest efekt znany w fotografii jako multiekspozycja, czyli nałożenie na siebie co najmniej dwóch warstw obrazu. Autorce służy to z jednej strony do podkreślania ruchu, z drugiej do potęgowania emocji poprzez chociażby dodanie wyraziście zaznaczonego płaczu (dwa splashe z końcówki tomu zachwyciłyby nawet po wyodrębnieniu i zawieszeniu na ścianie galerii). Dzięki podjęciu wysiłku nadania reportażowej treści wysokiej wartości estetycznej, "Madgermanes" nie pozwala na szybkie przeskakiwanie z rozdziału na rozdział. Tempo czytania spowalnia trudna do odparcia potrzeba wodzenia wzrokiem po kolejnych liniach i wypełnieniach, szczegółowego analizowania tego, co udało się w ten sposób przemycić pomiędzy wierszami.
Od strony narracji literackiej Weyhe nie tylko sporządziła wyciąg z najciekawszych historii zebranych w trakcie przeprowadzania wywiadów, ale zdecydowała się je również ze sobą spleść, nadać im fabularyzowaną spójność. Przełączanie się pomiędzy pierwszoosobowymi narratorami - José, Basilio i Anabellą - wracającymi do odległych, silnie nacechowanych emocjonalnie wspomnień musiało poskutkować subiektywnymi, czasami wzajemnie wykluczającymi się opisami tych samych wydarzeń. Szczególnie zostało to podkreślone w relacjach dotyczących sytuacji najmniej związanej z samą emigracją, bardziej z obyczajowymi różnicami oraz oczekiwaniami wobec życia - ciąży Anabell. Wszystkie trzy postacie odgrywają istotną rolę, relacje pomiędzy nimi zostają z tego powodu diametralnie odmienione, a zastosowanie efektu Rashomon pozwala uniknąć jednoznacznej oceny moralnej, prowokując czytelników i czytelniczki do samodzielnych refleksji.
Doświadczenia madgermanes są w przytłaczającym stopniu gorzkie i bolesne. Marzenia zawodowe błyskawicznie zredukowane przez brak możliwości rozwoju, coraz większa aktywność neonazistowskich bojówek zagrażających zdrowiu i życiu; dostosowywanie się do wyobrażeń niemieckiego społeczeństwa o tak zwanym "magical negro" i rzucanie raz po raz hasełkami zapamiętanymi z "Przysłów Afrykańskich" - to czeka ich w Europie. Po powrocie do Afryki odkrywają z kolei, że większość gromadzonych latami dochodów została rozkradziona przez polityków, sąsiedzi mają ich za skąpych dorobkiewiczów, a nawet są gotowi wyrządzić im krzywdę. Szczęście to zobaczyć pierwszy śnieg, wyjść na imprezę albo spotkać osoby o podobnych przeżyciach gdzieś na prowincji w Mozambiku. Szczęście to te krótkie chwile, kiedy w głowie nie kołacze się pytanie: Gdzie jest mój dom?
Krótkotrwała współpraca Związku Radzieckiego z Mozambikiem doprowadziła do osobliwej, ale nietrudnej do przetłumaczenia na współczesne wydarzenia sytuacji. Polacy żyjący pomiędzy miejscem urodzenia a Wielką Brytanią czy Skandynawią, gdzie pracują od lat; uchodźcy z Ukrainy osiedlający się nad Wisłą; coraz większa ilość osób opuszczających cierpiącą przez zwiększające się temperatury i niedobory wody południową półkulę - Birgit Weyhe w tych trzech biografiach uchwyciła nie tylko losy kilkunastu przedstawicieli i przedstawicielek ściśle określonej grupy społecznej w ściśle określonym czasie. Z każdym kolejnym rokiem coraz więcej osób będzie odnajdywać na stronach "Madgermanes" siebie i być może podobnie jak bohaterom tej historii, także im poczucie wspólnoty i rozłożenia ciężaru przytłaczających emocji na wiele barków przyniesie chwilową ulgę.
Madgermanes
Polska, 2022
Timof Comics
Scenariusz: Birgit Weyhe
Rysunki: Birgit Weyhe