Obraz artykułu Deadly Class, tom 9. Maszynka do kości

Deadly Class, tom 9. Maszynka do kości

84%

Utwór Pixies, z którym kolejny tom "Deadly Class" współdzieli tytuł, to zapis zwierzeń mężczyzny podejrzewającego notorycznie zdradzającą go partnerkę o to, że coś w jej wnętrzu przejmuje kontrolę nad jej ciałem. Choć "maszynka do kości" może więc wzbudzać skojarzenia z wymyślnym narzędziem tortur, faktycznie symbolizuje emocjonalne rozdarcie i właśnie na nim Rick Remender tym razem skupił się przede wszystkim.

Dla zidiociałej ludożerki rozwój postaci to zwykły wypełniacz, bo rozrywki dostarcza jej wyłącznie akcja - pada w krótkiej, dygresyjnej scenie, w której Marcus zachwyca się dopiero co odkrytym "Blue Velvet" Davida Lyncha. Na pozór to nieistotny dla biegu wydarzeń moment, gdzie autor po raz kolejny daje upust miłości do popkultury, która odcisnęła wyraźne piętno na całej jego twórczości, ale faktycznie można to zdanie odszyfrować jako komunikat nadany bezpośrednio do czytelników/czytelniczek.

 

"Deadly Class" w ogólnej świadomości zapisało się jako seria pełna widowiskowych scen akcji, znakomitych choreografii walk wręcz i przy użyciu broni białej, imponujących strzelanin i pełnych napięcia pościgów, ale gdyby nie to, co pomiędzy, gdyby nie wykreowanie postaci, za które możemy trzymać kciuki albo takich, którym życzymy rychłego spotkania z kulą wystrzeloną przez naszych ulubieńców, stawka potyczek byłaby zbyt niska, by angażować na wysokim poziomie emocjonalnym. Część odbiorców zdaje się jednak tego nie zauważać, raz po raz zarzuca Remenderowi tendencje do przydługich monologów, rozległych, introspekcyjnych narracji pisanych z literackim zacięciem, niekiedy ocierających się o pretensjonalność. Prawdę można znaleźć gdzieś pośrodku.

Rzeczywiście, kiedy chociażby w tym tomie nastolatki ot tak rzucają cytatami z Kurta Vonneguta, da się wyczuć fałszywą nutę. Można sobie wręcz wyobrazić, że autor korzysta z odrębnego pliku, gdzie zbiera ulubione wypowiedzi idoli, a później usilnie próbuje wpleść je we własne historie. Często celnie punktuje problemy, z jakimi większość z nas musi się dzisiaj mierzyć, ale kiedy próbuje wyciągać ogólne wnioski dotyczące całych pokoleń na bazie opinii kilku osób z tej samej bańki światopoglądowej, wydaje się nie dostrzegać szerszej perspektywy, a czasami popada wręcz w moralizatorstwo.

 

Nawet jeżeli niekiedy brakuje mu subtelności, ma jednak rację w niewyrażaniu zgodny na poddanie się schematowi hollywoodzkiego kina akcji, bo o tym, do czego to prowadzi pokazał chociażby najnowszy "hit" Nefliksa - kompletnie pozbawiony tożsamości "Gray Man". Nie przypadkiem zresztą sprzeciw został wyartykułowany akurat teraz - tom dziewiąty w przeważającym stopniu można uznać za obyczajowy, skupiony na relacjach pomiędzy poszczególnymi postaciami, z których żadna w finale nie pozostaje tą samą, jaką była na pierwszych kartkach. Przez nieco ponad sto stron zmienia się tak wiele, że nie potrzeba kilku eksplozji i scen z odcinanymi kończynami, żeby dać się pochłonąć.

Helmut szuka zemsty za śmierć Petry, obwinia Marcusa za pośrednie przyczynienie się do tragedii; dokonuje przemiany wyraźnej również od strony wizualnej (ze stereotypowego fana thrash metalu w dżinsowej katanie w leśnego wojownika z corpse paintem wprost z klipu do "Call of the Wintermoon" Immortal); powracająca Saya zostaje naznaczona jako "szczur" i oznacza kłopoty dla każdego, do kogo się zbliży, co nie przeszkadza jej w rozpoczęciu nowego romansu; reputacja i popularność Marcusa gromadzą wokół niego klakierów, ale nie pomagają w uratowaniu sypiącego się związku... Każda z postaci zmierza prostą drogą ku destrukcji lub autodestrukcji, a w finałowym rozdziale możemy poznać jej przedsmak w formie niemalże horroru typu home invasion z kilkoma zaskakującymi ofiarami.

 

Jak zawsze, Remender może liczyć na zintensyfikowanie każdego pomysłu przez znakomity duet Wes Craig/Jordan Boyd, który nawet tym "przegadanym" rozdziałom potrafi nadać absorbującą, niepozwalającą na nudę formę. Pomysły pierwszego zmuszają do wodzenia wzrokiem po stronach w nieoczywistych kierunkach przy użyciu na przykład kręconych schodów łączących kadry, jakie w innym przypadku odczytalibyśmy w odmiennej kolejności. Drugi zawsze wie, po jaką sięgnąć barwę, by - w zależności od potrzeb scenariusza - zintensyfikować albo osłabić emocje, rozpalić intensywną czerwienią w scenie akcji czy wzmocnić dramaturgię, pozostawiając tło białym, eksponując same sylwetki. Kiedy we trzech grają do jednej bramki, rezultaty zawsze uniemożliwiają oderwanie się od lektury.

Od polskiej premiery pierwszego tomu "Deadly Class" minęło już blisko trzy i pół roku. Zdarzały się przez ten czas pojedyncze drepczące w miejscu, poszukujące nowego pomysłu rozdziały, ale za każdym razem twórcy odnajdywali świeży, ciekawy trop, co w ogromnym stopniu jest zasługą tego, że sami lubią swoje postacie, dbają o nie i nawet kiedy stawiają w niebezpiecznych, koszmarnych sytuacjach, nigdy nie pozwalają im ugrzęznąć w pułapce nijakości. W Stanach scenariusz wkroczył już w ostateczną fazę, ale nas czekają jeszcze przynajmniej trzy tomy tego intensywnego rollercoastera.


Deadly Class, tom 1. Przystosowanie do śmierci w rodzinie
Deadly Class, tom 2. Dzieci czarnej dziury
Deadly Class, tom 3. Wężowisko

Deadly Class, tom 4. Umrzyj za mnie

Deadly Class, tom 5. Świadectwo z czerwonym od krwi paskiem

Deadly Class, tom 6. To jeszcze nie koniec

Deadly Class, tom 7. Miłość jak krew

Deadly Class, tom 8. Nigdy nie wracaj


Deadly Class, tom 9. Maszynka do kości

Tytuł oryginalny: Deadly Class Volume 9: Bone Machine

Polska, 2022

Non Stop Comics

Scenariusz: Rick Remender

Rysunki: Wesley Craig


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce