Napisanie udanego prequela to zadanie niełatwe, zazwyczaj podejmowane dla poszerzenia granic fikcyjnego świata, który przyciąga tak duży fandom, że za bilet powrotny każdy będzie gotów zapłacić krocie. Najczęściej podróż kończy się jednak syndromem paryskim, czego najwięcej dowodów dostarczają filmy - "Egzorcysta: Początek", "Oszukać przeznaczenie 5" albo trylogia "Gwiezdnych wojen" z przełomu stuleci. Mimo licznych ostrzeżeń, wielu twórców po zamknięciu dużego wątku fabularnego decyduje się na krótką podróż w przeszłość i zdarzają się nawet tacy, którzy wracają z niej z tarczą, na przykład James Tynion IV.
Przeszkodą nie do pokonania, zawsze wyrastającą przed scenariuszem skonstruowanym na bazie historii, której skutki już znamy jest niska stawka, o jaką grają bohaterowie - w końcu nie ma wątpliwości co do tego, że wyjdą z każdej opresji cało, bo znamy ich późniejsze poczynania. Z jednej strony więc kiedy Erica ma zostać poddana śmiertelnie niebezpiecznemu testowi, który zadecyduje o jej przyszłych losach, wiemy, że nic jej tak naprawdę nie grozi; z drugiej Tynion IV włożył tak wiele zaangażowania w zasiewanie ziaren zwątpienia, że plony okazują się w smaku bardzo przekonujące.
Napięcie stopniowane od momentu, kiedy straumatyzowana utratą rodziny po ataku potwora dwunastolatka odnajduje w sobie pragnienie zemsty po dzień, w którym wreszcie może postawić pierwszy krok na drodze ku wymierzeniu sprawiedliwości pozawala na chwilę zawiesić niewiarę w jej przegraną i w pełni odczuć wagę tych wydarzeń. Niewiedza i naiwność Eriki sparowane ze strachem i pesymizmem przyszłych przełożonych czy kolegów/koleżanek po fachu - osób jak Big Gary, który zaraz po przebudzeniu przypala papierosa i mamrocze pod nosem: Przejebane albo jak wypalona zawodowo Jesse, która ma dosyć patrzenia na cierpienie dzieciaków - generują silne emocje. Nawet jeżeli nie w niepozostawiającą żadnych niewiadomych fabułę, to w samą postać możemy się dzięki temu jeszcze silniej zaangażować. Temu ten tom zdaje się służyć przede wszystkim - wykreowaniu bohaterki, na której naprawdę będzie nam zależeć.
Jego dodatkowa funkcja to zarysowanie szerszego kontekstu pozwalającego zrozumieć, kim są łowcy, jakie są ich zwyczaje, jakie panują w tej mikro-społeczności konwenanse. Trudno nie odnieść wrażenia, że inspiracją dla autora był w tym zakresie "Harry Potter" - na przykład rywalizacja rodów zajmujących przydzielona pomieszczenia w wielkim, starym domu do złudzenia przypominają starcia pomiędzy domami w Hogwarcie - ale na chwilę oddechu w trakcie meczu w quidditcha liczyć nie można, tutaj nikt nikomu nie okazuje ani krzty sympatii.
W największym stopniu perspektywę musieli jednak zmienić rysownik Werther Dell'Edera i kolorysta Miguel Muerto. Wcześniejsze tomy niemal od początku do końca skąpane były w mroku, z akcją rozgrywająca się po zmroku, często w lesie, w warunkach niewymagających dbałości o detale, a wręcz niepozwalających na poświęcenie im zbyt dużej uwagi - nic przecież nie oddaje horrorowej aury lepiej od wielkich połaci czerni. Tym razem duet musiał wpuścić więcej światła, a w efekcie tła są bardziej zatłoczone, postacie bardziej wyeksponowane, a dość gęste cieniowanie ich twarzy oraz subtelny zip-a-tone jeszcze wyraźniejsze.
Zmiana otoczenia dodatkowo wzmacnia intensywność scen, w których dochodzi do konfrontacji z tytułowym Czymś. Przejście z białego w czarny odstęp pomiędzy kadrami to równie czytelne zasygnalizowanie nadchodzącego niebezpieczeństwa, co całkowite wyciszenie dźwięku w slasherze tuż przed jump scarem. Onomatopeje nagle stają się większe, niekiedy wypełniają cały kadr, a te tworzone jak za pomocą pociągnięcia pędzlem dodatkowo wzmacniają grozę; dla zintensyfikowania dynamiki ruch został oznaczony poprzez długie linie, w stylu powszechnym w japońskim komiksie; a żywy odcień czerwieni stosowany wyłącznie do przedstawienia krwi niemal krzyczy: Ostrzeżenie. Co ciekawe, mimo rzadszego poruszania się w mroku, można wyróżnić dwa odmienne tryby - retrospekcje rysowane w bardziej surowy, niemal zinowy sposób i teraźniejszość, gdzie czerń staje się szczególnie głęboka, a zarysy postaci czy przedmiotów wyłaniają się z niej w sposób łagodny, utrudniający stwierdzenie, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie.
"Coś zabija dzieciaki" zgarnęło niedawno Nagrodę Eisnera za Najlepszą Serię Kontynuowaną 2022 roku (Jamesa Tyniona IV wyróżniono także jako Najlepszego Scenarzystę i autora Najlepszej Nowej Serii - "The Nice House on the Lake"), ale dopiero po czwartym tomie w pełni da się wyczuć siłę tego tytułu - jego transformatywność, rozległość świata, do którego zostaliśmy wciągnięci i wielowymiarowość zamieszkujących go postaci. W dodatku nie ma przy tym wątpliwości, że to dopiero początek i czeka nas jeszcze wiele rozdziałów tej coraz bardziej rozległej, wielowątkowej historii.
Coś zabija dzieciaki, tom 1. Pomiędzy Stranger Things a Łowcą trolli
Coś zabija dzieciaki
Tytuł oryginalny: Something Is Killing the Children
Polska, 2022
Non Stop Comics
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Werther Dell'Edera