Początkowe strony drugiego tomu ukazują najłagodniejsze oblicze "Tokyo Revengers". Takemichi jest pod tak silnym urokiem Hiny, że wolałby nie wracać do przyszłości, którą opuścił właśnie po to, by uratować dawną miłostkę; oczarowuje ją nabytą wraz z wiekiem empatią i bezinteresowną dobrocią. Uśmiechają się do siebie, uczą się razem, podziwiają pokaz fajerwerków, ale daleko im do typowej pary z romansidła dla nastolatków, co jest jedną z największych zalet mangi Kena Wakuia.
Miłość to obok śmierci najpopularniejszy temat wszystkich fikcyjnych historii, a w dodatku na jakimś etapie życia pragnienie każdego z nas i właśnie dlatego zdominowane przez nią wątki często irytują - bywają wyidealizowane, schematyczne, nastawione na siłowe wyciśnięcie z czytelników/czytelniczek kilku łez. Relacja Takemichiego i Hiny do takich nie należy, ale nie ze względu na zaskakujące pomysły autora albo zagmatwane relacje. Wyróżnia ich to, że jedno nie określa drugiego. Są samodzielnymi postaciami wnoszącymi do scenariusza znacznie więcej niż ciągłe domniemanie, czy się im uda, czy jednak nic z tego nie będzie jak w przypadkach Rossa i Rachel w "Przyjaciołach" albo Jima i Pam w "Biurze".
Temperament i odwaga Hinaty w połączeniu z czułością to doskonała przeciwwaga dla potyczek gangów. Nawet jeżeli miewa momenty, kiedy sama stosuje siłę fizyczną, by rozwiązać konflikt, motywuje ją bezpieczeństwo najbliższych, a nie udowodnienie, kto uzbierał lepszą bandę zakapiorów. Takemichi jest z kolei skrajnie niejednoznaczną postacią. Z jednej strony często widzimy go jako nastolatka, typowego dobrodusznego protagonistę mangi shounen (skierowanej do chłopców w wieku od dwunastego do osiemnastego roku życia). Z drugiej przybył z czasów, w których ma dwadzieścia sześć lat i pod tym względem bliżej mu do bohatera seinen (mangi skierowanej do grupy od osiemnastu do czterdziestu lat) - mierzy się z poczuciem przegranego życia, jest naznaczony przez lęki, słabości i rozgoryczenie. Wygenerowana w ten sposób dynamika pomiędzy bohaterami (i wewnątrz nich) uderza autentycznością do tego stopnia, że nawet element nadnaturalny nie odbiera "Tokyo Revengers" realizmu.
Mimo sielankowego wstępu, w centrum tych trzech tomów znajduje się bezpośrednia konfrontacja gangów Toman i Moebius oraz stopniowe budowanie napięcia przed jej rozpoczęciem poprzez ciągłe podnoszenie stawki. Z perspektywy Takemichiego przegraną nie jest utracenie renomy gangu, z którym sympatyzuje, lecz śmierć Drakena oraz znane mu z jego teraźniejszości konsekwencje. Co jednak najciekawsze, koncepcja podróżowania w czasie według Kena Wakuia - z początku sprawiająca wrażenie karkołomnej - okazuje się sprytnym zabezpieczeniem przed pobłażliwym traktowaniem niebezpieczeństw. Gdyby możliwe było cofnięcie się do dowolnego momentu, żadne nie wydawałoby się ostateczne, ale Takemichi może przenieść się wyłącznie o dokładnie dwanaście lat wstecz, co oznacza, że dostaje od losu jeszcze tylko jedną szansę na zmianę biegu historii.
Starcie gangów Toman i Moebius wykracza poza szkolne przepychanki. Życie każdego z uczestników jest realnie zagrożone, co Wakui podkreśla przede wszystkim rysunkami. O ile zazwyczaj obszernie korzysta z cartoonowych twarzy (nie tylko w scenach komediowych), o tyle powagę ulicznej wojny podkreśla zwiększeniem stopnia realizmu, ukazaniem oblicz pełnych gniewu lub strachu. Zaskakuje przy tym skalą wydarzenia - rzadko stosuje ułatwienia w formie rozmazanych teł czy postaci wklejonych na abstrakcyjne tła, co pozwoliłoby zaoszczędzić czas w napiętym harmonogramie autora obecnie jednej z najpopularniejszych mang na świecie. Pojedynki widziane jego oczami nie przypominają stereotypowego battle shounen, gdzie naprzeciw siebie staje dwóch mocarzy, prężą bicepsy, zaskakują kolejnymi trzymanymi w tajemnicy technikami i formami. Najlepszy tego przykład to przełom trzeciego i czwartego tomu, gdzie mimo gęsto zapełnionych młodocianymi gangsterami kadrów, nie sposób natrafić na dwie takie same twarze. Wakui zadbał o ich unikalne atrybuty, zróżnicowane fryzury czy nawet różne odcienie karnacji, a cała ta przygotowana z dbałością o detale scena nie służy - jak to zazwyczaj bywa - za moment kulminacyjny, tylko kolejny stopień w budowaniu napięcia, zwieńczony chwilę później intymną sceną w szpitalu.
Trudno opisać fenomen "Tokyo Revengers" tak, aby wydawał się atrakcyjny osobie, która nie miała z tym tytułem wcześniej do czynienia. Siłą tej mangi w znaczącym stopniu jest jej przyziemność, odstąpienie od szalonych pomysłów pokroju odrodzenia w formie galarety w świecie fantasy albo przemiany w pół-człowieka pół-piłę mechaniczną. Na ogół wydaje się do tego stopnia zakorzeniona w realnym świecie, że łatwo zapomnieć o fabularnym fundamencie w postaci podróży w czasie. Przy całej swojej brutalności, wpisuje się w dodatku w nurt najnowszych shounenów pokroju "Jujutsu Kaisen" albo "Miecza zabójcy demonów", gdzie najważniejszym komunikatem jest odnajdywanie w sobie empatii. Hina w pewnym momencie nawet wprost opisuje Takemichiego słowami: Jesteś kimś, kto płacze za innych i z troski o nich żałuje różnych rzeczy, a Draken postrzegany jest jako serce Mikeya - bez niego młody lider skazany jest na pogrążenie się w mroku i nienawiści. Nie ma w tym przekazie niczego nazbyt skomplikowanego, ale nie trąci też banałem i właśnie dlatego oderwanie się od lektury kolejnych tomów "Tokyo Revengers" jest tak trudne.
Tokyo Revengers
Polska, 2022
Waneko
Scenariusz: Ken Wakui
Rysunki: Ken Wakui
Tokyo Revengers, tom 1. Najzwyklejsza podróż w czasie w historii