O filmie Marka L. Lestera nawet sam King wypowiadał się w jednoznacznie negatywnym tonie, a zwolennicy literackiego pierwowzoru wytykali skrajne spłycenie postaci i sprowadzenie fabuły do poziomu stereotypowego odcinka animacji "X-Men" - nastolatka nie potrafi kontrolować nadnaturalnych mocy, amerykański rząd chce przejąć nad nią kontrolę, w finale dochodzi do spektakularnej walki i na tym koniec.
Jeżeli jednak obniżyć oczekiwania i spojrzeć na "Podpalaczkę" z 1984 roku przez pryzmat najpopularniejszego filmu w dorobku Lestera - "Commando" z Arnoldem Schwarzeneggerem - wyłania się pozbawiony fabularnych zakrętów obraz pełen akcji, próbujący wzbudzać emocje w najprostszy możliwy sposób, poprzez rozdzielenie dziecka i rodzica. Świetnie zagrany, bo w rolach głównych wystąpili między innymi Martin Sheen, George C. Scott (laureat Oscara za role w "Pattonie") czy młodziutka Drew Barrymore tuż po przełomowym występie w "E.T.", ale jednoznacznie przynależący do kina klasy B i świetnie sprawdzający się w tej konwencji. Tegoroczna ekranizacja nie może pochwalić się nawet takim osiągnięciem, a jej największy grzech to pozowanie na znacznie większą historię.
Keith Thomas wyreżyserował wcześniej zaledwie jeden film ("Nocne czuwanie"), ale tyle wystarczyło, by odszyfrować jego modus operandi - próbuje łączyć kino gatunkowe z ambicjami do kreowania wiarygodnego dramatu. Wywleka uczucia swoich bohaterów i bohaterek w niemal każdej scenie i potęguje je do tego stopnia, że po kwadransie zaczynają sprawiać wrażenie przesadnie teatralnych, wyolbrzymionych do rozmiarów, których widz nie będzie w stanie objąć, które z każdą kolejną minutą wydają się coraz bardziej wymuszone.
Charlie McGee w wykonaniu Ryan Kiery Armstrong jest bezdyskusyjnie bardziej pogłębioną postacią od jej odpowiednika granego przez Barrymore, ale lekcja moralności udzielona przy okazji spalenia na popiół niewinnego kota nie może zostać odebrana inaczej, jak tylko jako podjęcie desperackiej próby wstrząśnięcia widzem. Zac Efron zaliczył w dodatku kilka przemów, które po spisaniu mogłyby posłużyć studentowi pierwszego roku pedagogiki do zaliczenia kolokwium z teoretycznych podstaw wychowania, a nawet uświadamia jedną z pobocznych postaci, że informacje serwowane przez telewizję nie zawsze są zgodne z prawdą... Refleksja spóźniona co najmniej o dwadzieścia lat. Im usilniej Thomas stara się wzbudzić empatię, tym bardziej jest spięty i zachowawczy, stosuje sztuczki praktykowane w Hollywood od dekad, ale w tak nieporadny sposób, że jeszcze zanim zapyta, pod którym kubeczkiem znajduje się piłka, możemy dostrzec, jak nerwowo ugniata ją za plecami.
Najlepsze momenty "Podpalaczki" to te czysto rozrywkowe, w pełni zanurzone w horrorze, dodatkowo wzmocnione muzyką Johna Carpentera (oraz towarzyszących mu od kilku lat syna Cody'ego i Daniela Daviesa), a w jednej scenie nawet utworem Nitzer Ebb. Kiedy rozwścieczona Charlie stawia w płomieniach wszystko, co symbolizuje w jej życiu zło, wtedy okazuje się najbardziej autentyczna, a wymowne sceny pozbawione łzawych przemów działają ze zdwojoną siłą. Niestety takich chwil jest w filmie Thomasa niewiele, ale jedna z nich wieńczy film, więc najświeższe wspomnienie pozwala opuścić salę kinową we względnie dobrym nastroju, bez poczucia zmarnowanego czasu. Lepiej jednak do tej wersji ekranizacji książki Stephena Kinga nie wracać, bo to zdecydowanie nie jest film, który zyskiwałby na jakości z każdym kolejnym obejrzeniem.
Podpalaczka
Tytuł oryginalny: Firestarter
USA, 2022
Blumhouse Productions
Reżyseria: Keith Thomas
Obsada: Ryan Kiera Armstrong, Zac Efron, Michael Greyeyes