Obraz artykułu X. Zapowiadało się na porno-horror, jest przygnębiający film o starości

X. Zapowiadało się na porno-horror, jest przygnębiający film o starości

83%

Z jednej strony monotonność, z drugiej funkcjonowanie na marginesie prawa popchnęły branżę porno w kierunku innych ekstremalnych zjawisk popkultury w krótkim czasie od jej powstania. Ściśle z nią powiązane było Xtreme Pro Wrestling; w Japonii powstał nurt mangi znany jako shokushu goukan (historycznie sięgający XVIII wieku), gdzie główne atrybuty stanowiły macki; a reżyserzy pokroju Jesúsa Franco i Joe D'Amato usilnie próbowali połączyć porno z horrorem. W ostatniej z tych kategorii najciekawszy efekt osiągnął jednak nowy film Ti'a Westa.

"X" jest filmem porno w nie większym zakresie niż były nimi "Red Rocket" Seana Bakera albo "Boogie Nights" Paula Thomasa Andersona, czyli tak naprawdę nie jest nim wcale, ale wszystkie wydarzenia kręcą się wokół seksu, filmowania go i zarabianiu na nim. Nieprzekraczanie granicy, za którą zamiast o dystrybucję za pośrednictwem Netflix-a, można się ubiegać jedynie o publikację na Pornhubie to jednak klucz do sukcesu tego rodzaju przedsięwzięć z dwóch powodów.

 

Pierwszy artykułuje jedna z bohaterek, grana przez Jennę Ortegę Lorraine, która niespodziewane wprowadzenie zmian do scenariusza fikcyjnej "Córki farmera" argumentuje kompletnym brakiem zainteresowania jakąkolwiek fabułą wśród publiczności pornograficznych produkcji. Akcja filmu rozgrywa się w 1979 roku, więc jeszcze przed zmianą, do jakiej doprowadził rozwój internetu, czyli wyparciem profesjonalnych produkcji przez amatorskie, krótkie filmiki, gdzie nawet stereotypowa wizyta hydraulika uchodzi za zbędne rozpraszanie uwagi, a już scenariusz postrzegano jako nie wart uwagi pretekst. West zmienił proporcje, dla niego tanie fikoły to sposobność do opowiedzenia złożonej historii, co wiąże się z drugim powodem - na dłuższą metę oglądanie seksu jest po prostu nudne. Podobnie zresztą jak oglądanie nieszczególnie wyszukanych pomysłów na uśmiercanie kolejnych członkiń i członków ekipy, która z jakiegoś powodu znalazła się na odciętym od cywilizacji odludziu.

Reżyser znakomitego "Domu diabła" z 2009 roku - jednego z pierwszych współczesnych filmów grozy bazujących na tęsknocie za latami 80. - tym razem igra z dwiema konwencjami jednocześnie, stawiając przy tym wyraźną granicę niemal dokładnie w sześćdziesiątej minucie. Przez pierwszą godzinę osłabia czujność widzów, rozwleka ten etap slashera, za którym większość nie przepada - zarysowywanie osobowości przyszłych ofiar i beztroskie imprezowanie z wyczuwalną tylko dla osób sprzed ekranu aurą strachu. Można by to uznać za dłużyznę, gdyby "X" faktycznie dało się wpisać w schemat slashera, ale jak na jego standardy, każda poszczególna postać ma zbyt wiele cech charakterystycznych, zbyt rozbudowane tło, a w dodatku wychodzą poza jednowymiarowe archetypy.

 

Najlepszy przykład to Lorraine (Ortega po epizodzie w "Studiu 666" i świetnej roli w nowym "Krzyku" wyrasta na jedną z najciekawszych postaci współczesnego horroru, a za chwilę wcieli się w Wednesday Addams), z początku nazywana przez towarzyszy z planu myszą kościelną, kreowana na typ pokornej dziewicy, co - zgodnie z kanonem gatunkowym - jej jedynej daje szanse przetrwania masakry. Ochrona, jaką zapewnia spełnianie kryteriów wyznaczonych dla final girl przestaje jednak obowiązywać, gdy na mocy łamiącej stereotyp decyzji Lorraine postanawia odegrać erotyczną scenę, ku rozpaczy swojego chłopaka.

Ostatnie trzy kwadranse z pełną mocą wchodzą w realia horroru. Przypominają skrzyżowanie "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" z początkami "Piątku trzynastego" i "U babci straszy" Petera Radera, ale próżno tutaj szukać zaskakujących sposobów na uśmiercanie kolejnych postaci (może poza wykorzystania do tego celu krokodyla). Jeżeli patrzeć na wydarzenia okiem zaślepionym przez slasherowe dziedzictwo, West może wydawać się twórcą nieporadnym i niezbyt oryginalnym, ale jego intencje zdają się być zgoła odmienne. Do wyczekiwanych scen zabójstw podchodzi na identycznej zasadzie, na jakiej w zakresie wzbudzania ekstremalnych doznań działają sceny seksu w filmach porno - kiedy widziało się ich kilka, widziało się je wszystkie. Łatwo to założenie przegapić (tym bardziej, że zwiastuny kreują odmienne przeświadczenie), ale "X" tylko pozornie może uchodzić za sprośny horror, faktycznie jest przejmującym i przygnębiającym filmem o starości, a poniekąd nawet apoteozą zdrowego życia intymnego, wolnego od konserwatywnego rygoru i pompowanych przy jego użyciu wyrzutów sumienia.

 

West postawił na ryzykowne zagranie, skazał swój najnowszy twór na konfrontację z podsycanymi z premedytacją błędnymi oczekiwaniami, co może poskutkować rozczarowanymi głosami pokroju: Przecież to nie było nawet straszne. Ponad dwadzieścia lat temu z podobnego powodu obrywało się "Dziewiątym wrotom" Romana Polańskiego, ale wtedy była to kwestia fatalnie zaplanowanej kampanii marketingowej, w przypadku "X" to raczej rzucenie wyzwania publiczności, a pierwszą podpowiedź stanowi nazwa studia odpowiedzialnego za produkcję - jeżeli coś jest sygnowane przez A24, to zawsze należy doszukiwać się drugiego dna.

Poruszanych albo sugerowanych wątków i tematów jest w scenariuszu tak wiele, że można by na ich bazie rozpocząć prace nad magisterką z seksuologii, geriatrii, filozofii czy po prostu filmoznawstwa. Nie trzeba się w nie wgryzać, żeby przyjemnie spędzić czas przed średnim horrorem o małżeństwie w podeszłym wieku, które nagle postanowiło zabijać, ale jeżeli podejmie się ten drobny wysiłek, "X" będzie znacznie ciekawszym, obejmującym szerszą paletę emocji obrazem. W końcówce przerażającym nie tyle skalą zbrodni, co okrucieństwem zdradzającego nas starzejącego się ciała, które nie chce współpracować z wciąż pełnym życia umysłem.

 

W ostatnich latach powstało wiele slasherów, które hołdowały przeszłości nurtu, a jednocześnie próbowały opowiedzieć coś nowego. "Dziewczyny śmierci", "Behind The Mask: The Rise of Leslie Vernon", "Porąbani", "I ty możesz być mordercą" czy "W lesie dziś nie zaśnie nikt" przypominają występy Penna i Tellera, duetu iluzjonistów zdradzających na scenie tajniki swojego rzemiosła w tak atrakcyjny sposób, że nawet sztuczka z trzema kubkami robi piorunujące wrażenie. Metody Ti Westa nie są równie widowiskowe, nie korzysta z dziesięciu piłeczek przesuwanych pod piętnastoma kubeczkami podmienianymi z taką prędkością, że oko nie jest w stanie zarejestrować, co się właściwie dzieje, ale kiedy uniesiecie ten właściwy, nagrodą nie będzie jedynie kilkusekundowa satysfakcja z rozszyfrowania zagadki, będzie nią chwila refleksji, na którą współczesne kino coraz rzadziej sobie pozwala.


X

USA, 2022

A24

Reżyseria: Ti West

Obsada: Mia Goth, Jenna Ortega, Brittany Snow



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce