Cage od innych pozytywnych bohaterów memosfery różni się przede wszystkim aktywnością. Nie jest już rozchwytywaną gwiazdą Hollywood, ale nigdy wcześniej nie przyjmował tak wielu ról i nie wykazywał się równie tytaniczną pracowitością. Większość z nowych filmów to niezbyt ambitne średniaki pokroju "Więźniów Ghostland" albo "Jiu Jitsu", ale z okresu "prosto do streamingu" pochodzą również jego najwybitniejsze role - przede wszystkim te z "Mandy" oraz "Świni".
Na przełomie stuleci Cage'a dopadła ta sama dolegliwość, z którą mierzył się Keanu Reeves - za sprawą olbrzymiej popularności poczuli się tak bardzo pewni siebie, że selekcja scenariuszy stałą się łagodniejsza, wszystko wydawało się możliwe do przemienienia w złoto, a tym samym dali się zapędzić w róg, gdzie przyszło im odgrywać w kółko tę samą postać. Schemat szybko przestał działać, a później rozpoczęła się długa droga ku odkupieniu. Obydwu udało się dzięki skromniejszym filmom, w które ponownie mogli włożyć sto procent zaangażowania.
"Nieznośny ciężar wielkiego talentu" to fabularyzowany wgląd w perspektywę aktora, który nieustannie szuka tej jednej, wyjątkowej roli pozwalającej na wielki powrót, a jednocześnie cały czas powtarza, że tak naprawdę nigdy nie zniknął. Nie jest to jednak dokument, o czym świadczy chociażby skład jego rodziny - faktycznie ma dwóch synów, a nie córkę - ale emocje, deklaracje i odcinanie się od powielanych od lat pogłosek niewątpliwie mają charakter oczyszczający. Być może fikcyjne poszukiwanie przełomowej roli jest w rzeczywistości próbą wykreowania jej, ale reżyser/scenarzysta Tom Gormican nie potrafił wykrzesać z siebie nic więcej poza hasłem "Nicolas Cage gra samego siebie". Na tym jednym pomyśle skonstruowano cały film i szybko okazuje się, że to zbyt mało.
Nie jest to zresztą pomysł oryginalny - Matt LeBlanc grał siebie w serialu "Odcinki", Bill Murray w "Zombieland", a najciekawsza tego rodzaju wizja to "Być jak John Malkovich" Spike'a Jonziego. W każdym z nich rozmycie granicy pomiędzy osobą a bohaterem służyło jednak czemuś więcej, tutaj jest celem samym w sobie, a w dodatku ma stanowić główne źródło wątków humorystycznych, ale nie udało się skonstruować na tym fundamencie niczego interesującego.
Cage spotykający młodszego siebie, toczący wewnętrzną walkę pomiędzy gwiazdorstwem a oddaniem kinu artystycznemu; Cage jako przypadkowy agent CIA na wzór "Szpiega bez matury", ale bez widowiskowego kina akcji; Cage w narkotycznej przygodzie przypominającej najnudniejszy dzień z życia Huntera S. Thompsona (autora i bohatera " Las Vegas Parano"); Cage wykrzykujący: Nicolas fucking Cage z taką zawziętością, jakby siłą głosu chciał samodzielnie wykreować kolejnego mema - nie ma w tym ani krzty oryginalności i chociaż udało się przez te nieco ponad sto minut uniknąć nudy, trudno nie odnieść wrażenia, że zmarnowano świetną okazję na surrealistyczną komedię łamiącą wszelkie reguły. Może nie tak wybitne dzieło jak "Wszystko wszędzie naraz", ale coś na miarę wcześniejszych filmów Cage'a - "Adaptacji", "Arizona Junior" czy "Pocałunku wampira".
Najciekawsze sceny "Nieznośnego ciężaru wielkiego talentu" to te hołdujące ponad stuletniej tradycji kina i jego różnorodności. Kiedy Cage któryś raz z kolei zachwyca się "Gabinetem doktora Caligari", zostaje ukazany w statycznym, frontalnym kadrze ze skromną, ale wizualnie interesującą kompozycją - zupełnie jak w ulubionych technikach stosowanych w latach 20. ubiegłego stulecia przez niemieckich ekspresjonistów. Kiedy wymieniane są kolejne jego role, znaczenia żadnej nie umniejsza, zawsze znajduje pochlebne zdanie czy dwa. Chwali Johna Woo (kultowe złote pistolety z "Bez twarzy" odgrywają tutaj istotną rolę), płacze przy drugiej część "Paddingtona", a wszystkie te drobne gesty składają się na piękną laurkę złożoną dziesiątej muzie (z lekkością "Aleksa w Krainie Czarów" Paula Mazursky'ego, a nie poczuciem elitarności) i pokazują, jak bardzo zbędne i krzywdzące jest dzielenie kina na artystyczne, komercyjne, ambitne, rozrywkowe i tak dalej, kiedy zwolennicy jednego próbują stawiać własne preferencje ponad gustami innych osób. Tego dowodem jest zresztą nie tylko ten film, ale również cała, różnorodna filmografia Cage'a.
Może gdyby położyć mocniejszy akcent na wątek kina ponad podziałami albo gdyby z drugiej strony doprowadzić zacieranie fikcji i rzeczywistości do ekstremum, "Nieznośny ciężar wielkiego talentu" miałby szanse wyrosnąć na film kultowy. Zamiast tego reżyser wciska publiczności szereg wtórnych pomysłów opakowanych w ten jeden, który faktycznie przykuwa uwagę - Nicolas Cage'a gra Nicolasa Cage'a. Okazało się jednak, że najciekawszy Cage'a to ten, który gra kogoś innego, bo nie musi się wtedy martwić o to, jak zostanie odebrany poza ekranem i może sobie pozwolić na każde szaleństwo.
Nieznośny ciężar wielkiego talentu
Tytuł oryginalny: The Unbearable Weight of Massive Talent
USA, 2022
Lionsgate
Reżyseria: Tom Gormican
Obsada: Nicolas Cage, Pedro Pascal, Sharon Horgan