Namnożenie mniej istotnych dla biegu wydarzeń postaci w trzeciej części cyklu (i jedenastej całego uniwersum) jest zrozumiałe, z podobnymi problemami borykały się ostatnie odsłony "Avengers" czy "Star Wars", ale reżyser David Yates (który przez ostatnie piętnaście lat rzadko wyściubiał nos poza ten świat) aż za bardzo stara się, by każdej jego bohaterce i każdemu bohaterowi przypadła istotna rola do odegrania, co skutkuje tak znaczącym rozrzedzeniem wątków, że wielu z nich brakuje wyraźnego smaku.
Yusuf Kama (William Nadylam) szukający pomsty po zamordowanej siostrze; Jacob Kowalski (Dan Fogler) próbujący odzyskać utraconą miłość albo otrzymujący różdżkę właściwie nie wiadomo w jakim celu; relacja Newta Scamandera (Eddie Redmayne) z bratem (Callum Turner), nawet rodzinny dramat Credence'a Barebone'a/Aureliusa Dumbledore'a (Ezra Miller) - w poprzednich częściach istotnej postaci, tutaj marginalnej - albo w ogóle nie zostają pogłębione i tkwią w tym samym punkcie, w jakim na początku zostają nakreślone, albo blyskawicznie przeskakują od problemu do rozwiązania, bez rozwinięcia pozwalającego na emocjonalne zaangażowanie publiczności. Niewiele mają w dodatku ze sobą wspólnego, wydają się przetasowane tylko po to, by film nie sprawiał wrażenia antologii, ale może właśnie ten kierunek okazałby się najlepszym rozwiązaniem dla Wizarding World - serial pozwalający na krótkie formy zamiast silenia się na kolejny monumentalny epos.
Rozproszoną fabułę rekompensuje wgląd w fascynującą konstrukcję ustrojową świata czarodziejów w wątku głównym, skalą obejmującym wszystkie pozostałe. Machinacje Grindelwalda, manipulowanie prawdą czy zbrodnie dokonywane z tak nakreślonym kontekstem, by poplecznikom wydawały się koniecznością bezwiednie wzbudzają skojarzenia z niezliczonymi zbrodniarzami, którzy na przestrzeni dziejów w białych rękawiczkach, z realnym poparciem społecznym dokonywali potwornych czynów, z obecną sytuacją za naszą wschodnią granicą na czele.
Nie sposób rozstrzygnąć, czy Mads Mikkelsen wypadł lepiej, czy gorzej od Johnny'ego Deppa, ale bez wątpienia Grindelwald zmienił się nie tylko pod względem aparycji. W wykonaniu Deppa był bardziej dramatyczny, mimiką wyrażał więcej niż dialogami i w każdej scenie dało się wyczuć skalę opętania nadającą sens jego życiu misją. Przypominał przywódcę sekty. Mikkelsen sam o sobie powiedział w jednym z wywiadów, że w aktorskim rzemiośle jest minimalistą i faktycznie często trudno odczytać z jego twarzy emocje, a jeżeli już, to pozwala tylko domyślać się istnienia drugiego dna w działaniach swojego bohatera. Przypomina wyrachowanego, bezwzględnego polityka. Do "Tajemnic Dumbledore'a", gdzie Grindelwald właściwie nie staje do bezpośrednich pojedynków, ten chłodny, powściągliwy wizerunek pasuje lepiej. Dodaje sytuacji powagi i realizmu, bo wrogiem okazuje się ktoś i z wyglądu, i w zachowaniu bardzo przyziemny, a dzięki temu nawet jeżeli wszyscy ludzie na świecie są mugolami, zagrożenie nie sprawia wrażenia jedynie przestrogi na końcu alegorycznej bajki.
Podobnie jak tematami, Yates żongluje również nastrojami, w tym wypadku z korzyścią dla filmu. Niekiedy bliżej mu do lekkości pierwszych dwóch obrazów z Harrym Potterem w roli głównej, reżyserowanych przez Chrisa Columbusa, w innym momentach bez zahamowań przywołuje mrocznych nastrój "Insygni Śmierci". Oscylowanie pomiędzy skrajnościami najdobitniej zostało zamanifestowanie w scenie odbicia Theseusa Scamandera z lochów, gdzie bohater Redmayne'a najpierw ratuje się przed niebezpiecznymi stworzonkami, w komiczny sposób naśladując ich ruchy, a chwilę później ląduje u jego stóp ociekający lepką mazią fragment szkieletu dopiero co skonsumowanego przez największego z nich więźnia. Dla osób wychowanych na familijnym kinie z lat 80. może to nic wielkiego - w końcu samobójcze myśli konia Artax-a z "Niekończącej się opowieści" albo liczne niemal horrorowe momenty "Goonies" grawitowały ku jeszcze bardziej ponurym rewirom - ale w jego współczesnym, ostrożnym aż do przesady odpowiedniku podobne sceny można oglądać bardzo rzadko.
Największym atutem "Fantastycznych zwierząt" jest ten, który istniał jeszcze przed zapisaniem pierwszego zdania scenariusza pierwszej części - świat stworzony przez J.K. Rowling. Najbardziej ortodoksyjny odłam fandomu może być rozczarowany rzucaniem zaklęć bez wypowiadania ich nazw albo rzadkimi nawiązaniami do znanych z książek postaci i miejsc, ale trudno odmówić autorce odwagi, kiedy w dobie powszechnego przyzwolenia na tak bardzo pogłębiony fanserwis, że można by fora na Reddicie dopisać w rubryczce "scenariusz" zamiast żerować na sentymencie, próbuje opowiedzieć coś nowego. Z wywołującym mieszane odczucia skutkiem, ale też z niezmiennie urokliwą aurą.
Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a
Tytuł oryginalny: Fantastic Beasts: The Secrets of Dumbledore
USA, 2022
Warner Bros.
Reżyseria: David Yates
Obsada: Eddie Redmayne, Mads Mikkelsen, Jude Law