Porównanie do mniej udanych spośród pierwszych wysokobudżetowych filmów superbohaterskich nie jest złośliwością. "Morbius" poza oczywistą przewagą technologiczną, do złudzenia przypomina początkowe, tak bardzo skupione na głównej postaci produkcje nurtu, że od fabuły wymagały tylko tego, by nie przeszkadzała majestatycznym skokom z budynku na budynek czy ciosom zadawanym pod dziwnymi kątami w zwolnionym tempie.
Duet scenarzystów - Matt Sazama i Burk Sharpless - choć nie działa w branży nawet od dekady, zdołał wyspecjalizować się w zabiegach zbliżonych do tego, jakim tytułowy biochemik próbuje wyleczyć siebie ze śmiertelnie groźnej choroby. O ile jednak on krzyżuje DNA nietoperza z ludzkim odpowiednikiem, o tyle oni stosują w swoim rzemiośle technikę krzyżowania klisz. We wszystkich trzech filmach, przy których wcześniej pracowali ("Dracula: Historia nieznana", "Łowca czarownic" i "Bogowie Egiptu") dali się poznać jako montażyści gotowych rozwiązań, a nie jako poszukiwacze oryginalnych wizji i nie inaczej jest tym razem. Gdyby odjąć wampira, zostałaby po prostu kolejna historia o człowieku skazanym na porażkę, któremu udaje się osiągnąć sukces mimo przeciwności losu, ale za wielką cenę; o dawnych przyjaciołach stających do bratobójczej walki i o tym, że... wielka moc to wielka odpowiedzialność. Po drodze jest jeszcze wątek miłosny, ale tak bardzo powierzchowny, że relacja Harry'ego Pottera i Ginny Weasley nabiera przy nim rumieńców.
O dwie dekady wstecz potrafią cofnąć również sceny akcji, a to oznacza wiele zbliżeń, wirujące ujęcia, kotłujące się obiekty wytworzone za pomocą komputera i cienie kamuflujące bezpośrednie pojedynki tak, żebyśmy został zmuszeni do dopowiadania końca każdego zadanego ciosu w głowach. Najdziwniejszy jest jednak ten jeden autorski pomysł, który wydaje się zaczerpnięty wprost z gier wideo. Jeżeli mieliście do czynienia na przykład z serią "Tekken", to znane są wam rozbłyski, poświaty i wielobarwne aury towarzyszące wyprowadzaniu każdemu z uderzeń. Reżyser Daniel Espinosa uznał, że taki efekt doskonale sprawdziłby się na dużym ekranie, ale nie wyjaśnił, czym właściwie jest i czy widzimy go tylko my, czy widzą go również bohaterowie filmu. Kolor pozostawianych przez wampiry smug zależy od noszonego przez nie ubrania, nie może być naturalną wydzieliną, więc czym?
Nie należy popełniać grzechu szukania logiki w jednoznacznie popcornowej rozrywce, a jednak trudno nie odnieść wrażenia, że w pewnym momencie szala zaczyna przechylać się na stronę irytacji, znudzenia i zobojętniania na cokolwiek ma przynieść finał (na wysokości połowy drugiego aktu i tak nie ma żadnych wątpliwości, jakie będzie zakończenie). Jared Leto pasuje do roli Żywego Wampira jak ulał, a po tym, jak sparzył się w najmniej lubianym przez fandom wcieleniu Jokera, aż chciałoby się zobaczyć rehabilitację w udanej produkcji superbohaterskiej. Od lat nie grał w dodatku tak bardzo przyziemnej postaci (co wiele mówi o jego filmografii, kiedy najzwyczajniej wypada jako żądna krwi bestia), ale w starciu z do bólu banalną fabułą nie miał żadnych szans. W podobnej sytuacji znalazł się Matt Smith, któremu z roku na rok powierzane są coraz większe role, ale tutaj nie dość, że nie miał czego zagrać, to jeszcze jego wampirza aparycja więcej ma wspólnego z Bubem z "Dnia żywych trupów" niż z dostojnym hrabią z mrocznego zamku.
Przewrotnie dwie sceny po napisach (wyświetlone wyjątkowo blisko siebie, bez konieczności czekania do samego końca) wydają się prawdziwym powodem, dla którego ten film powstał. Żeby przyszli wrogowie Spider-Mana mieli osobowość, trzeba było odbębnić ten przykry obowiązek i opowiedzieć historię pochodzenia jednego z nich (prawdopodobnie to samo za chwilę czeka Kravena). Na ratunek przychodzi tylko nostalgia, bo jeżeli mimo świadomości licznych wad, dobrze wspominacie trzecie części "X-Men" i "Spider-Mana", "Ghost Ridera" z Nicolasem Cagem albo "Fantastyczne Czwórki" Tima Story'ego, jeżeli poruszają w was sentymentalną strunę, a prosta rozrywka w ładnym opakowaniu to wystarczający powód, żeby zdecydować się na niezobowiązujący seans, nie zakończycie go z poczuciem zmarnowanego czasu.
Morbius
USA, 2022
Columbia Pictures
Reżyseria: Daniel Espinosa
Obsada: Jared Leto, Matt Smith, Adria Arjona