Obraz artykułu Studio 666. Foo Fighters kontra martwe zło

Studio 666. Foo Fighters kontra martwe zło

85%

"Metalowa zemsta", "Czarne róże", "Rocktober Blood" - w latach 80. rockowe horrory stanowiły niemalże odrębny gatunek i chociaż za każdym razem opowiadały tę samą historię (rock'n'roll naprawdę jest narzędziem szatana, tylko nastolatki w skórzanych kurtkach mogą go powstrzymać przed przejęciem kontroli nad światem), dla metalowej braci były obowiązkowymi pozycjami na równi z "Reign in Blood" Slayer. "Studio 666" składa hołd tamtym filmom i jest kolejnym z niezliczonych listów miłosnych Dave'a Grohla adresowanych do jego ukochanej muzyki.

W świecie muzyki Grohl jest odpowiednikiem Keanu Reevesa - lubią go wszyscy, jest skromny, przyziemny i zawsze zachowuje się fair. Bez niego nie byłoby hołdu dla Lemmy'ego Kilmistera podczas rozdania nagród Grammy w 2016 roku; wspierał uwięzionych w australijskiej kopalni górników obietnicą spotkania i darmowego wstępu na dowolny koncert; grał w garażach swoich fanów; a nawet po wielu latach od wytoczenia oskarżeń o popełnienie plagiatu w "Come As You Are" Nirvany, postanowił zrewanżować się nieodpłatnym nagraniem wszystkich partii perkusyjnych na albumie Killing Joke z 2003 roku. Dave Grohl to wzór godny naśladowania, ale z Reevesem łączy go coś jeszcze - ich czar przysłania przeciętne, niczym niewyróżniające się rzemiosło.

 

Z pięćdziesięciu siedmiu singli Foo Fighters wydanych w ciągu dwudziestu siedmiu lat do notowań Billboard Hot 100 trafiło ledwie dziesięć i żaden z nich nie znalazł się w Top 10. Dyskografia zespołu jest monotonna, jednostajna, niemal w całość tworzona na bazie dwóch-trzech powielanych, subtelnie modyfikowanych schematów, ale również w tym zakresie Grohla stać na szczerość ze samym sobą i z fanami. Podczas koncertów dużo mówi, nie pozwala odwrócić uwagi od sceny, zawsze ma w zanadrzu kilka zaskakujących coverów, a wyjściowym pomysłem na "Studio 666" okazało się właśnie mierzenie z własną niemocą.

Kadr filmu "Studio 666". Mężczyzna kuca przy drugim mężczyźnie.

Na początku filmu Grohl odgrywa przed resztą zespołu kilka nowych riffów - pierwszy natychmiast zostaje zdemaskowany jako "All My Life", drugi jako "Everlong", na co rozgoryczony muzyk reaguje słowami: Zagrałem już wszystkie utwory, jakie we mnie były. Presję dodatkowo wzmacnia poczucie, że album dziesiąty musi być czymś wyjątkowym (spoiler - "Medicine at Midnight" w żaden sposób nie wyróżnia się na tle reszty dyskografii Foo Fighters), a stąd prosta droga prowadzi do zaprzedania duszy diabłu. Co ciekawe, piekielny kawałek odkryty w służącej za miejsce odprawiania rytuałów piwnicy jest wart swojej ceny, co w tego rodzaju filmach stanowi rzadkość - na ogół w wyjątkowość muzyki fikcyjnych zespołów musimy wierzyć z mocą równą wierze w zmaterializowane demony.

 

Szlifowanie kompozycji i stopniowe popadanie w obłęd wyznaczają rytm reszty filmu. Z czasem pierwotny gitarowy riff rozrasta się do monstrualnych czterdziestu minut, ale trudno nie odnieść wrażenia, że Grohl i spółka trafili na żyłę złota. Nawet gdyby wraz z dodaniem ostatniego dźwięku rzeczywiście otworzyły się wrota piekieł, taki album Foo Fighters okazałby się przełomem. Nic zresztą straconego - materiał na pełne wydawnictwo z tym brzmieniem rzeczywiście powstał, tyle że pod szyldem istniejącej tylko w "Studiu 666" kapeli Dream Widow.

Jak na konesera, wielbiciela i niemalże historyka muzyki przystało, Grohl zadbał o znacznie więcej muzycznych smaczków - część ścieżki dźwiękowej nagrał Roy Mayorga (w przeszłości perkusista między innymi Nausea, Soulfly czy Amebix), motyw przewodni przygotował maestro John Carpenter (zaliczył do tego gościnny występ na ekranie jako producent muzyczny), technicznego odegrał Kerry King ze Slayer, Lionel Richie pojawia się jako senna mara, a kiedy muzycy Foo Fighters zagrzewają siebie do działania, motywacji dodaje im "Pearl Jam high-five", czyli odtworzenie zdjęcia z okładki debiutu Pearl Jam. Dla muzycznych nerdów jest tutaj tyle do odgrzebania, co dla ich komiksowych odpowiedników w produkcjach Marvela, ale rozczarowani nie będą także wielbiciele komedio-horroru klasy B.

Kadr filmu "Studio 666". Mężczyźni stoją przy barierkach.

Kiedy pod koniec filmu Grohl wyskakuje z basenu z wyciągniętą w górę dłonią, jego sylwetka do złudzenia przypomina kadr uwieczniony na kultowym plakacie pierwszej części "Martwego zła", co potwierdza wcześniej pojawiające się skojarzenia, bo pierwszym tomem każdej złowieszczej księgi oprawionej w ludzką skórę musi być przecież "Necronomicon". Kolejne potwierdzenie to wymyślne sceny zabójstw pełne krwi i wypatroszonych wnętrzności, a także gumy i plastiku, bo chociaż w kilku momentach tanie efekty cyfrowe wyglądają odstraszająco, nie brakuje także praktycznych, zbudzających skojarzenia z produkcjami z końcówki ubiegłego stulecia. Nawet gdyby znalazł się ktoś, kto nigdy o Foo Fighters nie słyszał, ale uwielbia Asha Williamsa albo "Martwicę mózgu", istnieje duże prawdopodobieństwo, że dopisze "Studio 666" do listy osobistych klasyków. Grohlowi można przy okazji zapisać na konto jeszcze jedną zasługę - od dawna nie było tak wielu wzmianek na temat niskobudżetowego horroru w mainstreamowych mediach.

 

Pięćdziesięciolatkowie zamiast nastolatków w rolach głównych nie stanowią przeszkody, znikome umiejętności aktorskie również. Może nie zaszkodziłoby wycięcie kilku niezbyt błyskotliwych dialogów albo marnych żartów o zabarwieniu erotycznym (choć jedyna scena seksu w filmie jest akurat jego najmocniejszym momentem), ale w swojej kategorii to już jest klasyk, który można wymieniać jednym tchem obok "Martwego zła", "Powrotu żywych trupów" czy "Re-Animatora".


Studio 666

Stany Zjednoczone, 2022

Roswell Films

Reżyseria: BJ McDonnell

Obsada: Dave Grohl, Taylor Hawkins, Pat Smear



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce