Obraz artykułu Deadly Class, tom 7. Miłość jak krew

Deadly Class, tom 7. Miłość jak krew

96%

Jeżeli pożycza się tytuł tomu od tytułu doskonałego utworu wybitnego zespołu, trzeba mieć mocne argumenty, żeby uniknąć nadużycia, a przynajmniej tak pomyśli fan Killing Joke, widząc "Love Like Blood" na okładce. Gdyby jednak faktycznie Rick Remender i Wes Craig zostali zobowiązani do wyśrubowania wyjątkowo wysokiego poziomu scenariusza i rysunków, wywiązałby się z zadania z nawiązką.

Siódmy tom "Deadly Class" przypomina autobus z filmu "Speed" z Keanu Reevesem - można odnieść wrażenie, że jeżeli tempo chociaż na sekundę zwolni, dojdzie do eksplozji albo jakiegoś innego fatalnego wydarzenia. Akcja gna na złamanie karku niemal do samego końca, a każda kolejna strona stopniuje napięcie do tak wysokiego poziomu, że chociaż w finale dochodzi do tragedii, trudno nie odczuć ulgi - w końcu można złapać oddech.

 

Remender skrzyżował ze sobą szereg wątków, część ciągnęła się od dłuższego czasu, inne dopiero zadebiutowały, a za główne narzędzia narracyjne posłużyły pościgi, strzelaniny i walki wręcz. Nie wyrzekł się całkowicie swojego gawędziarskiego stylu, nadal pojedynkom na śmierć i życie towarzyszą introspekcje i prowadzone w myślach poszczególnych postaci rozważania na tematy egzystencjalne, ale dygresje tym razem są trzymane w ryzach, o czym może świadczyć chociażby brak wywodu na temat muzyki - dotąd zawsze można było się spodziewać kilkukadrowej laudacji na temat jednego z ulubionych zespołów autora, teraz będą musiały wystarczyć koszulki z nazwami Bad Brains albo The Cure noszone przez część bohaterów.

Strona z komiksu "Deadly Class, tom 7", walka.

Obniżona ilość tekstu musiała przełożyć się na zwiększenie roli rysunków i chociaż o Craigu nigdy nie można było napisać jak o rysowniku drugiego planu, w siódmym tomie wyraźnie przejął rolę lidera. Już wcześniej dał się poznać jako twórca o niebanalnym podejściu do choreografii scen walk, teraz rozwinął skrzydła w zakresie nieskrępowanej artystycznej ekspresji. Z jednej strony stosuje intrygujące, szeroko zakrojone podziały na kadry, czego przykładem jest jedna z początkowych stron - poszatkowana na dwanaście fragmentów, ale pogrupowanych na sekcje po cztery, pięć i trzy, wszystkie nieznacznie przekrzywione, co wzmacnia wrażenie ruchu. W środkowych, wyraźnie odgradzających dwie główne części, przesunięcie w czasie jest najmniejsze, a uchwycone w nich wydarzenia można by całkowicie pominąć bez uszczerbku dla fabuły. Pełnią jednak funkcję podkreślenia trudu, z jakim główny bohater odpiera kolejne ataki, a kiedy chwilę później ledwo łapie oddech, nie ma wątpliwości co do tego, skąd wzięło się jego zmęczenie.

 

Z drugiej strony sporo jest tutaj spashy i spreadów, w tym gęsto zarysowanych z naniesieniem tych samych postaci w kilku pozycjach na jeden kadr, a także bardziej przestronnych, gdzie akcja została skumulowana w jednym z rogów i otoczona dużymi połaciami jednolitego koloru tła. W dodatku kiedy na chwilę zostajemy wyrwani z głównej osi czasu, jest to wyraźnie zasygnalizowane graficznie, jak w skąpanym w różu śnie Sayi albo przypominających akwarele wspomnieniach Zenzele. Craig jest w szczytowej formie, ale oklaski należą się także Jordanowi Boydowi, bo sposób, w jaki podkreśla atmosferę subtelnymi zmianami odcieni albo odmienia ją gwałtownym przeskokiem do innej barwy błyskawicznie wyzwala reakcję emocjonalną. W dodatku wyrazistą czerwień pozostawia atrybutem niemal wyłącznie krwi, więc za każdym razem, gdy pojawiają się rany (a jest ich w tomie siódmym wyjątkowo dużo), powaga sytuacji jest bardzo czytelna.

Strona z komiksu "Deadly Class, tom 7", walka.

W pewnym momencie jedna z postaci przyrównuje walkę z yakuzą do scen z komiksu "Ronin" Franka Millera i chociaż może się to wydawać banalnym, opartym wyłącznie na narodowości zestawieniem, u Craiga faktycznie da się wychwycić inspiracje przełomowym komiksem późniejszego autora między innymi "Sin City". Ze scenariuszem współgra to perfekcyjnie, bo chociaż Marcusa i resztę ekipy znamy od kilku tomów, zostają postawieni pod ścianą, doprowadzeni do stanu desperacji, który niweluje działanie wszelkich hamulców, w tym moralnych. Rany są głębsze niż dotąd, ilość krwi podwojona, obrażenia tak dotkliwe, że powrót do pełni sił wydaje się niemożliwy i nawet jeżeli ten "autobus" nie eksploduje, to w końcu musi zderzyć się ze ścianą.

 

Jakimś sposobem Remender zdołał tu i ówdzie wcisnąć specyficzną dla tej serii osobistą perspektywę rozgoryczonych nastolatków. Każdego nawiedzają demony przeszłości, które - mimo młodego wieku - zdołały ich kompletnie wyniszczyć; każdy ma za sobą paskudne relacje z rodzicami, a nawet pada diagnoza jak żywcem wyciągnięta z punkrockowego utworu: Świat to maszyna, która wciąga dzieci, a wydala kanibali.

 

Siódmy tom "Deadly Class" to mistrzostwo w prowadzeniu narracji za pomocą akcji, we wzbudzaniu emocji przy użyciu ruchu i koloru ze współgrającym z rysunkami scenariuszem, który wzmacnia najistotniejsze akcenty. Nawet jeżeli wcześniej przez chwilę mogło się wydawać, że fabuła zaczyna zataczać kręgi i parafrazować samą siebie, błędne koło okazało się długim rozpędem do wyjątkowo imponującego skoku.


Deadly Class, tom 7: Miłość jak krew

Tytuł oryginalny: Deadly Class Volume 7: Love Like Blood

Polska, 2021

Non Stop Comics

Scenariusz: Rick Remender

Rysunki: Wesley Craig


Deadly Class, tom 1. Przystosowanie do śmierci w rodzinie

Deadly Class, tom 2. Dzieci czarnej dziury

Deadly Class, tom 3. Wężowisko

Deadly Class, tom 4. Umrzyj za mnie

Deadly Class, tom 5. Świadectwo z czerwonym od krwi paskiem
Deadly Class, tom 6: To jeszcze nie koniec

Strona z komiksu "Deadly Class, tom 7", walka.

Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce