Mrok to dzisiaj jeden z podstawowych składników komiksów fantasy, czego przykładami mogą być postapokaliptyczna, ale osadzona w świecie magii i smoków "Coda" Simona Spurriera albo podszyte osobistymi problemami głównych bohaterów/bohaterek "Die" Kierona Gillena. Można na to zjawisko spojrzeć jeszcze szerzej - wisielczego nastroju nie brakuje w nowych wytworach superbohaterskich, a nawet we współczesnej muzyce pop.
O ile jednak od każdego z nich odbija się choćby cieniutka wiązka światła, o tyle "Monstressa" jest jak pochłaniająca niemal sto procent promieniowania vantablack - niepokojąca, przygnębiająca, dekadencka, uderzająca poczuciem beznadziejności i okrucieństwami nie tyle unaocznionymi w rysunkach, co wypowiedzianymi przez postacie pozbawione resztek empatii. Na pewno nie jest to ciężar przeznaczony na każde barki - łatwiej ogląda się nawet najbrutalniejsze sceny walk, niż czyta o rezultatach eksperymentów na komórkach macierzystych, których "produkty" w dorosłym życiu służą za broń, a jednocześnie ciąży na nich wyrok eksterminacji dlatego, bo są zbyt mało ludzkie.
Niewykluczone, że autorka scenariusza wyczuła, jak bardzo przygniatającą siłą dysponuje, więc na początku szóstego tomu postanowiła cofnąć rękę, przyzwoliła na złapanie oddechu po ciągłym dociskaniu kolejnym wymiarami konfliktu. Zanim zostajemy na powrót przeniesieni do głównej historii, dwa rozdziały zatytułowane "Opowieści" zabierają nas w przeszłość - obydwa ukazują najlepsze chwile w życiach dwóch głównych bohaterek. Dla Kippy jest to wspólne gotowani z przyrodnią siostrą po tym, jak udało im się ukraść resztki warzyw; dla Maiki ostatnie beztroskie chwile przed przeniesieniem do Federacji. Niby niewiele, ale w kontekście wszystkiego, co wydarzyło się dotąd i co wydarzy się kilka stron dalej, to jedyne momenty, które można nazwać szczęśliwymi, a w dodatku tęskniącą do nich Maikę przedstawiają od zaskakująco ludzkiej strony.
Nie tylko zwalająca z nóg dawka rozpaczy może okazać się blokadą nie do przejścia dla części czytelników/czytelniczek, scenariusz Marjorie Liu wiedzie przez krętą drogę i gna z zawrotną prędkością - łatwo wypaść na którymś z zakrętów, zwłaszcza przy kilkumiesięcznych odstępach pomiędzy premierami kolejnych tomów, bo przy tak wielu niuansach, postaciach i warstwach globalnych oraz osobistych zatargów, wystarczy, że z pamięci uleci drobny szczegół, a elementy układanki przestają do siebie pasować. "Monstressa" to lektura wymagająca, ale też nagradzająca zaangażowanie.
Niemal szekspirowskie tragedie w wymiarze romantycznych rozczarowań albo rodzinnych relacji z jednej strony i politycznych rozgrywek z drugiej, szachowanie przeciwników, zdrady i zwroty akcji układają się w fascynujące konstelacje wzajemnych zależności. Nie raz trudno nadążyć za każdym z wątków, ale warto podjąć próbę, bo niewiele innych osób piszących komiksy fantasy ma równie duży talent literacki, a w dodatku Liu wie, co należy zrobić, by po dobrnięciu do ostatniej strony nie odczuć przeciążenia - w końcówce intensyfikuje działania, nadaje wojnie bardziej widowiskową formę i kończy tak uwierającym cliffhangerem, że zęby mimowolnie zaczynają zgrzytać na myśl o tym, jak długo trzeba będzie czekać, by poznać ciąg dalszy.
Nie tylko ciekawość nie pozwala porzucić "Monstressy", elementem całkowicie wyjątkowym dla serii jest piękna oprawa graficzna autorstwa Sany Takedy. Jej oniryczny styl z delikatnymi rozmazaniami i ponury nastrój mają hipnotyczne działanie. Zestawu stosowanych przez nią technik nie da się porównać do żadnego innego komiksu - w większości miejsc stosuje grube na nieco ponad dwa milimetry kontury, ale nie przy dymkach dialogowych, które konturów nie mają w ogóle; łączy realistyczne projekty postaci z bardziej mangowymi; a całość pokrywa łagodny deseń przypominający męty ciała szklistego. Niepowtarzalność jej stylu może wynikać ze specyficznego funkcjonowania w komiksowym światku, a raczej na jego uboczu.
Nie odebrała artystycznego wykształcenia, uczyła się poprzez kopiowanie komiksów zachodnich i komiksów z rodzimej Japonii, a jej pierwsze kroki w branży rozrywkowej wiązały się ze sportowymi grami wideo, do których tworzyła wizerunki zawodników. Podobnie jak wielu innych młodych twórców, została później wyłapana przez C.B. Cebulskiego z Marvela i właśnie tam poznała Marjorie Liu, z którą pracowała nad losami X-23 (wówczas jej prace nieszczególnie wyróżniały się na tle standardu Domu Pomysłów). Kiedy seria dobiegła końca, nie szukała kolejnej kolejnej - na dwa lata porzuciła komiks, wróciła dopiero za namową Liu właśnie przy opracowywaniu "Monstressy". Ta forma działalności twórczej ewidentnie nie jest jej jedyną miłością, a to dodaje odwagi i pozwala na wolność, dzięki której "Monstressa" to ścisła czołówka najpiękniejszych komiksów, jakie kiedykolwiek powstały. To nie jest komiks łatwy, to nie jest komiks przyjemny, ale jeżeli w szpetocie może być coś urokliwego, nigdy nie zostało lepiej uchwycone.
Monstressa, tomy 1-4. Zanim te bzdury się skończą, możesz potrzebować kota
Monstressa, tom 5. Okrucieństwa wojny w mrocznym fantasy
Monstressa
Tytuł oryginalny: Monstress
Polska, 2021
Non Stop Comics
Scenariusz: Marjorie Liu
Rysunki: Sana Takeda