Jako mangaka słynny reżyser nie odniósł wielkich sukcesów, ale zaczynał od roli asystentem Katsuhiro Otomo podczas prac nad "Akirą", a skoro zaufała mu postać tak wielkiego formatu, to trudno o lepszą rekomendację. Jaki dokładnie był jego wkład, nie wiadomo (sam określał zakres swoich obowiązków jako wykonanie kilku ilustracji), ale "Skamieniałe sny" - antologia opowiadań pierwotnie publikowanych w latach 1984-1989 - pokazują, że te wczesne doświadczenia odcisnęły wyraźne piętno na późniejszej działalność Kona i ewoluowały w bardzo odmiennych kierunkach.
Charakter zbioru skompletowanego według tak dobranego klucza narzuca konieczność obrania poprawki - "Skamieniałe sny" dokumentują okres formowania wizji autora o bardzo charakterystycznym stylu, więc siłą rzeczy nie może być na tym etapie w szczytowej formie. Im szybciej czytelniczka/czytelnik pozbędzie się romantyzowanych oczekiwań ujrzenia wczesnych przebłysków geniuszu, tym większą przyjemność wyniesie z lektury. Zdarzają się momenty znakomite, zdarzają się zapowiedzi przyszłych dzieł i zdarzają się rozdziały słabsze, ale jeśli traktować tę publikację jako dokumentację stopniowego dojrzewania wielkiego artysty, pozycję skierowaną niemalże do archiwistów mangi, wtedy zachwyca od pierwszej do ostatniej strony.
Tematycznie opasły tom można podzielić na dwie wyraźnie dookreślone sekcje oraz kilka odrębnych rozdziałów. Pierwsza sekcja to podróż w niedaleką przyszłość, gdzie człowiek i maszyna powoli stają się sobie równi, apokalipsa albo już się dokonała, albo wisi w powietrzu, a zarówno nastrój, jak i rysunki zdają się być wyciągnięte wprost z "Akiry". "Picnic" (napisane zresztą na okazję teatralnej adaptacji "Akiry") opowiada o utracie sensu życia czy może nawet bardziej funkcji w społeczeństwie, "Rzeźba" to cyberpunkowy klasyk o uzyskaniu świadomości przez maszyny, a wieńczący tom "Uwięzieni" (najdłuższa, najbardziej rozbudowana i szczegółowa opowieść w zbiorze) grawitują w kierunku orwellowskich realiów przejmowania pełnej kontroli nad społeczeństwem. Wszystkie trzy stanowią subtelne komentarze społeczno-politycznej rzeczywistości, która ponad trzy dekady później nieznacznie się zmieniła, ale dodatkowo zostały podszyte aurą wzbudzającą skojarzenia z zapomnianymi animacjami z końca lat 80. pokroju "Baoh the Caller", "Black Magic M-66" czy "Goku Midnight Eye".
Druga sekcja przypomina amerykańskie filmy o dorastaniu z komediowym sznytem w typie "American Graffiti" George'a Lucasa. Niektóre historyjki sprawiają wrażenie niemal całkowicie pozbawionych fabuły, drepczących w miejscu ("Mali żołnierze"), w innych głównym czynnikiem popychającym wydarzenia naprzód są buzujące hormony ("Letnie stresy", "Wielki dzień"), ale w tonie zachowujących minimum niewinności "Lodów na patyku", a nie wulgarnego "American Pie". Kon po mistrzowsku roztacza nastrój beztroskiego lata, które w wieku nastoletnim zdaje się trwać kilka razy dłużej i od pierwszych kadrów zaraża sentymentem. Przy okazji daje się też poznać jako zapalony fan baseballa, o którym opowiada z niemal religijną czcią.
W drugiej połowie tomu dominują krótsze scenariusze, skonstruowane wokół pojedynczych, dających się podsumować jednym zdaniem pomysłów. Kradzież samochodu, w którym porywacz przetrzymywał dziecko ("Kidnappers"); nawiedzony dom, którego mieszkańcy udają, że wszystko jest w porządku, bo nie chcą stracić lokum w atrakcyjnej lokalizacji ("Goście"); samuraje walczący z demonem/zwierzęciem ("Waira"); staruszka przemierzająca i dewastująca miasto na uciekającym łóżku szpitalnym ("W stronę słońca", przypominające anime "Roujin Z", przy którym Kon pracował jako animator); wigilijna historia z duchem ("Joyful Bell", które mogło być zalążkiem "Rodziców chrzestnych z Tokio" - jednego z najbardziej rozpoznawalnych filmów reżysera) - sztuka tworzenia tak ograniczonych form choć może wydawać się łatwa, stawia bardzo duże wymagania. Sto-dwieście stron daje duże pole do manewrów przy próbie zainteresowania publiczności, pięć-sześć stron zmusza do grania najmocniejszymi kartami od samego początku.
Rysunki Kona mają wiele cech wspólnych z pracami Otomo, niektóre postacie wydają się wręcz trzecioplanowymi bohaterami i bohaterkami "Akiry", a cieniowanie za pomocą długich, równolegle ułożonych linii oraz wykorzystywanie ich do ukazania ruchu subiektywnego przenosi nas do nigdy nieśpiącego, pełnego akcji Neo-Tokyo. Co ciekawe, kiedy liczba dostępnych stron jest mniejsza, autor nie siłuje się z ograniczeniami - potrafi zrobić z nich atut. W liczącym osiem stron "Picnic" skupia się na konstruowaniu nastroju, przy przejściach z kadru do kadru spowalnia czas, ukazując obok siebie na odrębnych ilustracjach na przykład dwie osoby zwracające uwagę na trzecią; perspektywę tej trzeciej, łowiącej ryby oraz zbliżenie na pływającą w rzece rybę. Te wydarzenia rozgrywają się równocześnie, ale uczestniczenie w nich za pośrednictwem Kona trwa dłużej niż faktycznie powinno trwać. W japońskim komiksie takie zabiegi stosowane są często, ale nie każdy odważyły się po nie sięgnąć ze świadomością, jak niewiele dostępnych ma paneli, by przykuć uwagę.
Satoshi Kon sprzed "Perfect Blue" - przełomowego debiutu reżyserskiego - jawi się jako człowiek kipiący od pomysłów, pochłonięty kilkoma ulubionymi wątkami fabularnymi, ale otwarty na próbowanie sił w każdym gatunku (od komedii i dramatu przez chanbara po science-fiction) i łączenie ich. Zdarzają mu się potknięcia, ale dzięki nierównością i śmiałym próbą początkującego twórcy, na którym nie ciąży żadna presja, "Skamieniałe sny" okazują się wyjątkową pozycją. Na pewno nieprzeznaczoną dla każdego (również ze względu na jakość niektórych materiałów - reprodukcji z czasopism), dla przypadkowych osób zbyt chaotyczną, ale wielbicielki/wielbiciele stylu Kona będą zachwyceni możliwością sięgnięcia do samego źródła jego unikalnej wyobraźni.
Skamieniałe sny
Tytuł oryginalny: Yume no Kaseki
Polska, 2021
Waneko
Scenariusz: Satoshi Kon
Rysunki: Satoshi Kon