Obraz artykułu Czarna Wdowa. Po prostu kolejny blockbuster Marvela

Czarna Wdowa. Po prostu kolejny blockbuster Marvela

55%

Ponad rok wyczekiwania... A może nikt nie czekał na solowy film Czarnej Wdowy? Nawet Scarlett Johansson nie szczędziła gorzkich słów pod adresem swojej bohaterki, a kolejne zwiastuny nie tylko próbowały utrzymać zainteresowanie, zdawały się wręcz streszczać cały film. Ostatecznie powrót do kinowego uniwersum Marvela okazał się asekuracyjny, nieszczególnie oryginalny, ale wystarczająco rozrywkowy, by poświęcenie mu czasu nie było jego stratą.

Natasha Romanoff/Czarna Wdowa ma za sobą osiem filmów w MCU, a jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, że dopiero teraz dostaliśmy szansę poznania jej jako kogoś więcej niż zaledwie postaci z tła, dodatku odpowiedzialnego za kilka niezłych scen akcji, który nie ma absolutnie żadnego znaczenia z perspektywy fabuły i bez wysiłku może zostać zastąpiony dowolną inną osobą przynależącą do Avengers. Film Cate Shortland to poniekąd próba oddania sprawiedliwości jednej z pierwszych kinowych superbohaterek i jednocześnie godne pożegnanie za sprawą tak banalnego zabiegu, jak wykreowanie spójnej osobowości.

 

Wprost wynika z tego główny atut "Czarnej Wdowy" - Johansson w końcu ma co zagrać, a renomy jej bohaterki jako najniebezpieczniejszej zabójczyni świata nie musimy dłużej brać na wiarę. Zgodnie ze schematem, najprostszym sposobem pogłębienia tożsamości kogoś, kto trudni się takim fachem byłoby wprowadzenia w jego system wartości zwątpienia i rzeczywiście temat odkupienia win został poruszony, ale jako wątek dodatkowy. W centrum usytuowano relacje rodzinne, a dialogi, stopniowo wyjaśniane zaszłości sprzed kilku-kilkunastu lat, pomieszanie swojskiego niedzielnego obiadku z wglądem w system szkolenia tajnych służb Związku Radzieckiego pozwalają odróżnić ten film od pierwszego lepszego, wysokobudżetowego "akcyjniaka".

Kadr z filmu "Czarna Wdowa". Mężczyzna trzyma dwie kobiety za ręce.

Prawdziwie siostrzana, szorstka przyjaźń z Yeleną (Florence Pugh); pomieszanie miłości z rozczarowaniem w relacji z symbolizującym nieobecnego ojca, zakompleksionym na punkcie Kapitana Ameryki Red Guardianem (David Harbour); od lat uchodząca za zmarłą matka (Rachel Weisz), która przy pierwszej rozmowie po latach napomina córki-zabójczynie, by się nie garbiły - to coś pomiędzy Forgerami z mangi "Spy x Family", groteskowymi Addamsami a typowymi Bundymi. Potrafią rozczulić szczerą rozmową na temat przeszłości prowadzoną przy stole, emblematycznym miejscu spotkań wszystkich rodzin; potrafią rozbawić drobnymi złośliwościami "rodzeństwa" (Yelena zarzuca Natashy pozerstwo i szpan, gdy ta w trakcie pojedynków stawia na przesadną widowiskowość); potrafią sprawić, że ich losy nie będą dla publiczności obojętne, a to już dużo... Szkoda tylko, że niewiele więcej udało się z tej historii wycisnąć.

 

Od filmu Marvela nie można było oczekiwać nastroju "Szpiega, który przyszedł z zimnej strefy", napięcia porównywalnego do "Północy, północnego zachodu" albo zawiłości "Druciarza, krawca, żołnierza, szpiega", ale gdyby za wzór obrano przynajmniej "Atomic Blonde", rezultat mógłby okazać się znacznie bardziej absorbujący. Nawet na poziomie scen walk "Czarna Wdowa" okazuje się do bólu miałka, można wręcz uznać, że uwsteczniająca, przywołująca widma sprzed dwóch dekad w postaci szybkich cięć (w jednym nie mieści się nawet pojedynczy cios), dużych zbliżeń, drącej kamery i przesadnego użycia efektów komputerowych. Taki film aż prosił się o choreografię na miarę Johna Wicka, a wyszedł koszmarek w stylu "Uprowadzonej". Mieszane uczucia wzbudza także poczucie humoru - wewnątrzrodzinne żarty wypadają swojsko i naturalnie, ale gagi pokroju wystrzelenia szeregu strzałek naszpikowanych środkiem usypiającym czy helikoptera spadającego jak kartonowe pudło chwilę po ostrzeżeniu, że na ukończenie lotu nie wystarczy paliwa mogą się kojarzyć z przygodami Ace'a Ventury, a nie żywej maszyny do zabijania.

Kadr filmu "Czarna Wdowa".

Typowy produkt MCU - można by skwitować i chociaż każde uogólnienie jest krzywdzące, nie byłoby to odległe od prawdy. "Czarna Wdowa" składa obietnicę świeżego spojrzenia na największe uniwersum w historii kina podobną do chociażby "The Falcon and the Winter Soldier" i również nie jest w stanie wywiązać się z niej. W dodatku fabuły jest tutaj niewiele więcej niż w "Thor: Mroczny świat" albo w obydwu "Ant-Manach", zaskakująco mało wiarygodne efekty CGI potrafią zirytować, montaż i tempo są zbyt chaotyczne, a do czarnych charakterów najlepiej pasuje parafraza z "Pulp Fiction" - mają charakterek, a nie charakter. Kilka niezłych pomysłów i dość płytko ukryte antypatriarchalne przesłanie to za mało, żeby dostrzec w pożegnaniu z Natashą Romanoff coś ponad typowy letni blockbuster, ale jak to z typowymi letnimi blockbustererami bywa - nie zawodzi jako niewymagająca, widowiskowa, prosta rozrywka.


Czarna Wdowa

Tytuł oryginalny: Black Widow

USA, 2021

Marvel Studios

Reżyseria: Cate Shortland

Obsada: Scarlett Johansson, Florence Pugh, David Harbour



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce