Z lekkiej i przyjemnej - sprawiające wrażenie tworzonej przez fana dla fanów - lektury, "Die" przemieniło się w zawiłą intrygę. Pojedynki i akcja w drugim tomie nie odgrywają aż tak istotnej roli, więcej miejsca zajmują dialogi oraz wewnętrzne monologi, rozgrywki polityczne, walka poszczególnych postaci z własnymi demonami i wreszcie tak wiele nawiązań do literackiej fikcji oraz do jej autorów/autorek, że czytanie bez zaglądania do Wikipedii uniemożliwia wyłapanie wszystkich subtelnych smaczków.
Kiedy w jednej z ostatnich scen jesteśmy świadkami zaślubin, w trakcie których pada zdanie: Jeden pierścień, by wszystkimi rządzić, skojarzenie z "Władcą pierścieni" pojawia się mimowolnie. Przez ostatnie dwie dekady twórczość Tolkiena stała się na tyle istotnym elementem popkultury, że identyfikowanie jej nawet po tak nieznacznych odwołaniach nie wymaga obszernej wiedzy. Znacznie większym wyzwaniem okazuje się zdekodowanie świata stworzonego przez rodzeństwo Brontë (znane przede wszystkim z "Dziwnych losów Jane Eyre" autorstwa Charlotte oraz "Wichrowych wzgórz" Emily), zwłaszcza dla czytelników/czytelniczek w Polsce, ponieważ wciąż nie ukazało się u nas tłumaczenie "Tales of Glass Town, Angria and Gondal: Selected Early Writings", a to właśnie te zapomniane, fantastyczne światy oraz prawdziwe biografie ich kreatorek mają kluczowe znaczenie przy rozszyfrowywaniu wszystkich tajemnic "Die".
Drugi tom nie należy do łatwych w odbiorze, a gwałtowna przemiana w komiks o przytłaczającym ładunku treści może dla niektórych osób okazać się barierą nie do pokonania. Będą jednak również takie, które docenią ucieczkę od banału spod znaku walki dobra ze złem z autorem-suflerem na pierwszym planie, który co chwila puszcza w naszym kierunku oko. Gillen nie stawia przy tym aż tak wysokich wymagań jak chociażby Alan Moore przy "Providence" czy "Prosto z piekła", których bibliografia mogłaby przemienić się we wcale niemałą bibliotekę. Tu i ówdzie pojawią się pewne nieścisłości albo nie do końca czytelne intencje, ale nawet jeżeli ograniczyć się do czytania tego jednego tomu i pominąć cały dodatkowy kontekst, nie będzie to czas zmarnowany.
Dzieje się tak za sprawą drugiej skrajności - istnienia świata, który nie odnosi się do niszowych książek czy gier wideo, zakorzenionego w naszej codzienności. Angela/Neo wciela się w postać żywcem wyciągniętą z cybperpunka, zdolną do kontrolowania maszyn i teleportacji, ale jej głównym zmartwieniem jest trudny rozwód z mężem i kwestia sprawowania opieki nad dwojgiem dzieci; Matt/Rycerz Rozpaczy to jeden z najpotężniejszych wojowników, ale także człowiek ciężko znoszący dorastanie swoich dzieci i opustoszałe "gniazdo"; Dominic/Ash to jedyna postać zmieniająca płeć w zależności od rzeczywistości, w jakiej się znajduje i dźwigająca ciężkie brzemię wiążących się z tym relacji romantycznych... Dodatek paskudnej "normalności" działa jak kotwica, która nawet przy najbardziej dziwacznych i fantazyjnych pomysłach nie pozwala "Die" odpłynąć w kierunku zrozumiałej tylko dla wąskiej niszy wielbicieli gier RPG oraz fantastyki meta-narracji.
Na korzyść drugiego tomu należy odnotować również niepokojącą, ponurą atmosferę, przyrównaną przez jedną z postaci do nastrojów panujących w Europie we wrześniu 1939 roku, kiedy Niemcy zaatakowały Polskę i rozpoczęły działania wojenne, ale większość Europy nie została jeszcze nimi objęta, a jej mieszkańcy mogli żyć w iluzorycznym spokoju. Tutaj także da się odczuć wiszącą w powietrzu tragedię i towarzyszące odwlekaniu jej napięcie, co jest zasługą przede wszystkim Stephanie Hans i jej fenomenalnych ilustracji. Francuska artystka w zakresie projektu postaci trzyma się kanonu. Elf, szlachetny rycerz, wampir, łotrzyk - nie ma wątpliwości co do tego, kto jest kim, ale równie oczywiste nie jest identyfikowanie, czy mamy do czynienia z postacią pozytywną, czy negatywną. Każda ukazywana jest przez pryzmat półmroku, przysłonięta licznymi cieniami i wtopiona w rozmyte, malarskie tła. Apokaliptyczny nastój zostaje dzięki temu wzmocniony, a próba odgadnięcia kolejnych wydarzeń każdorazowo przybiera ponure barwy.
"Die" to komiks przystępny i naszpikowany gatunkowymi kliszami, ale także komiks zawiły i pełen nieoczywistych odniesień; komiks wciągający w wielowątkowe machinacje i sięgający po banalne "Brontë ex machina", kiedy fabuła na chwilę grzęźnie; komiks narysowany z niesamowitym rozmachem i często ograniczającym go do "gadających głów". Krótko pisząc, to nie będzie komiks dla każdego, ale bez wątpienia jest to tytuł z własną, przedziwną tożsamością i chociażby dlatego warto dać mu szansę.
Die
Polska, 2021
Non Stop Comics
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Stephanie Hans