W trwającej blisko pół godziny rozmowie cofamy się do samych początków - jednego z odcinków "Strefy mroku" z połowy lat 60. oraz filmów telewizyjnych z lat 70., kiedy zjawisko "zabójczej motoryzacji" dopiero formowało się. Pierwszym obrazem, w którym maniakalny kierowca próbował zaspokoić rządzę krwi był pełnometrażowy debiut Stevena Spielberga - "Pojedynek na szosie" z 1971 roku; pierwszym, gdzie zabijała ożywiona maszyna "Killdozer" z 1974 roku, od którego nazwę zapożyczył zresztą znakomity noise rockowy zespół.
Przyglądamy się latom 80., kiedy powstała najbardziej rozpoznawalna produkcja tego rodzaju - "Christine" Johna Carpentera, ale także najbardziej niesławna, "Maksymalne przyspieszenie" reżyserowane przez odurzonego kokainą Stephena Kinga. Wynajdujemy perły pokroju czechosłowackiego "Wampira z Feratu" albo brytyjskiego "I Bought A Vampire Motorcycle" i opowiadamy o porzuceniu konwencji na rzecz kina klasy Z najniższych lotów w XXI wieku.