Muzyka pochodząca z Gdańska, Sopotu oraz z Gdyni ma wiele charakterystycznych cech, ale nawet pomiędzy tymi trzema miastami można doszukać się różnic. Eksperyment w gdańskim wykonaniu często jest naginaniem konwencji jazzowej (zbliżonej do yassu, choć tego słowa nikt już nie używa), układaniem muzyki folkowej czy punk rocka w bardziej skomplikowane formy oraz dużą dawką improwizacji. Z kolei w Gdyni dominują dźwięki, które najłatwiej zaszufladkować za pomocą przedrostka „post”. Blindead, Ampacity, 1926, Nowa Ziemia - każdy z nich wchodzi w relacje z odbiorcami poprzez rzucanie na nich czaru, wciąganie we własny, przepełniony emocjami świat. Podobnie jest z Tranquilizer, choć atmosfera wytwarzana przez ten zespół nie jest podobna do żadnej innej.
Utwór „Giller” otwiera album głośnymi wdechami i wydechami, które w połączeniu z zapętlonym fragmentem odgrywanym na nieprzesterowanej gitarze, a później także wespół z hipnotycznie monotonną partią sekcji rytmicznej przywodzą na myśl skojarzenia z muzyką folkową nieobciążoną spójną przeszłością kultury jednego ludu. Podobny zabieg stosuje między innymi Goat. Tranquilizer nie daje się jednak tak łatwo pojmać w stylistyczne sidła - głos Luny Bystrzanowskiej odbija w zupełnie innym, bardziej popowym kierunku. Pierwsze pięć minut jeszcze tego nie zdradza, ale to właśnie jej umiejętności nadają albumowi „Take a Pill” unikalnego charakteru. Trudno uwierzyć, że tak szerokie spektrum możliwości wokalnych nie zostało okupione utraconym dzieciństwem i spędzaniem każdej wolnej chwili pod okiem nauczycieli. „Pięć lat temu postawiłam sobie za cel dostanie się na Akademię Muzyczną, mimo że nie miałam żadnego przygotowania ani wykształcenia muzycznego - opowiada Luna. - Dostałam się po dwóch latach, w tym roku mam dyplom. Właśnie wtedy wszystko się zaczęło, nagle »bah«, świat i mózg stanęły otworem, po raz pierwszy w życiu byłam w czymś dobra w szkole [śmiech]”.
W „Bajeczce” Bystrzanowska brzmi jak czarny charakter, który osobiście postanowił opowiedzieć historię z tekstu; w „Behind the Scenes” jej sopran sięga po koloraturowe skale, może nawet po ultradźwięki; z kolei w jazzowym (nie tylko ze względu na obecność saksofonu, ale także za sprawą „połamanej” partii perkusyjnej) „Mask Off” schodzi bardzo nisko. Moim faworytem jest natomiast „Sugar Tale part II”, z którym Tranquilizer śmiało mógłby wystąpić na festiwalu Globaltica. Tożsamość zespołu jest zbudowana na tak wielu odmiennych elementach, że ich obecność zarówno w program Off festivalu, Castle Party, Dni Muzyki Nowej czy Soundrive nie mogłaby być dla nikogo zaskoczeniem, mimo że publiczność tych imprez jest w przeważającej mierze odmienna. „Nie wierzę w coś takiego jak konkretna wizja, a jeżeli są ludzie którzy tak tworzą, to podziwiam ich - mówi Luna. - Muzyka jest emocją, ale tym się różni od zwykłej emocji, że nie jest ulotna. Wiesz, że z perspektywy czasu momentami mam problem z przypomnieniem sobie, dlaczego ułożyłam taki tekst a nie inny? To dlatego, że teraz jestem w innym stanie emocjonalnym i tak samo jest z muzyką, więc wizja constans nie wchodzi w grę. Szukamy i cały czas mam nadzieję będziemy szukać”.
Tranquilizer oficjalnie jest tercetem, ale w sesjach nagraniowych do „Take a Pill” uczestniczyło aż osiem osób. Odzwierciedlenie studyjnego brzmienia podczas koncertów w okrojonym składzie wydaje się trudne, ale kiedy zapytałem o to Lunę, zaprzeczyła: „Skład zespołu nie stanowi rodzaju bariery. Gramy z backtrackami, więc smaczki muzyczne, które wchodzą w kompozycje, nie zawsze będą grane na żywo. Są dwa powody, dlaczego póki co nie jesteśmy bardzo aktywni koncertowo. Po pierwsze w wakacje wylatuję do Stanów, między innymi dlatego, aby promować Tranquilizer, a wiadomo, że lato jest okresem festiwalowym. Po drugie czuję się dobrze w organizacji inicjatyw na miejscu, ale nie mam jeszcze na tyle wiedzy ani kontaktów, aby załatwiać koncerty poza Trójmiastem. Liczymy oczywiście na to, aby grać jak najwięcej”. Słuchając zarejestrowanego materiału, trudno w to uwierzyć, ale dla Luny tym, co wypadło najmniej korzystnie jest jej własny głos: „Po pierwszym dniu w studiu zachorowałam. Na zdrowym gardle zdążyłam nagrać tylko »Hello«, reszta wokali to była moja walka ze sobą i z zapaleniem gardła, które »idealnie« wyczuło moment”.
Dla wokalistki oraz grającego na gitarze Michała Banasika Tranquilizer jest pierwszym poważnym muzycznym przedsięwzięciem, skład uzupełnia natomiast Konrad Ciesielski - perkusista znany z Blindead oraz Octopussy. Partie gitary basowej na „Take a Pill” zaaranżował i wykonał Matteo Bassoli, wsparcia producenckiego oraz elektronicznych dźwięków użyczył Bartosz Hervy, a na jednym z koncertów zespół został wsparty na scenie przez Mateusza Śmierzchalskiego - wszyscy współtworzą zespół Blindead. Jego związek z Tranquilizer często bywa podkreślany w recenzjach, ale kiedy zapytałem Lunę, czy przeszkadzają jej te nieustannie powracające porównania, uznała, że jest to stan przejściowy: „Wydaję mi się, że jest to dobre. Jesteśmy stosunkowo młodym i nowym zespołem, to dla nas promocja, a za parę lat pewnie już nie będzie tych porównań. Kompletnie nie postrzegam tego jako szufladkowanie, bo Blindead i Tranquilizer są różne jak niebo i ziemia. Gramy totalnie inną muzę, a to, że słychać tam muzyków z Blindead, to tylko dla nas komplement”.
„Take a Pill” jest albumem, który nie tylko zawiera znakomitą muzykę, ale także został pięknie wydany. Trzymając go w dłoniach, trudno uwierzyć, że nie widnieje na nim logo dużej wytwórni. Tranquilizer to zespół kompletny, gotowy do podbicia świata i zupełnie nieobiektywnie, w przesadnie egzaltowany sposób przyznam, że jestem uzależniony od tej muzyki, a zamiast detoksu wolę rozwijać nałóg.
fot. Oskar Szramka