Obraz artykułu The Freuders

The Freuders

Utwory z blisko trzydziestoalbumowej dyskografii The Rolling Stones można dowolnie tasować i układać bez poszanowania dla dzielącego je czasu, nawet jeżeli jest to połowa wieku.

Jedyną odczuwalną różnicą może być jakość dźwięku, bo sama muzyka to tak naprawdę kolejne części tego samego (choć znakomitego) wydawnictwa. Przypadek The Freuders jest skrajnie odmienny - ponad godzinny materiał debiutancki dostarcza bardziej różnorodnych doznań od chemikaliów, które przetoczył przez swój krwiobieg Mick Jagger.

 

Nad żadnym innym albumem nie pracuje się tak długo, jak nad pierwszym, który dokumentuje ewolucję zespołu od momentu jego powstania. Nie inaczej jest w przypadku „7/7” - „To naprawdę niezłe podsumowanie tego, co robiliśmy do tej pory, chociaż z drugiej strony proces powstawania jednego z numerów skończył się literalnie trzydzieści minut przed nagraniem go - opowiada Olek Adamski, gitarzysta. - »Never Talk To Strangers« i »Rosemary's Baby« pamiętają jeszcze naszą najpierwsiejszą EPkę »Hikikomori« z 2011 roku. Nagranie tego ponownie było kropką nad i wobec nas samych i tego, co gramy. Rozliczeniem z niedoskonałościami z przeszłości”. W efekcie na starcie usłyszeć można kawałek w klimacie deskorolkowego stonera w stylu Fu Manchu z okresu „The Acion Is Go” - „Never Talk To Strangers”, chwilę później zastępują go dźwięki z indie rockowych okolic - „Jane Doe”, dalej naleciałości z grunge'owego podziemia pokroju Malfunkshun - „Can”, a nawet instrumentalne fragmenty w post-rockowym nastroju - dwie części „Anamnesis”. Pomimo tak rozległych przesunięć stylistycznych, The Freuders niezmiennie utrzymują spójne brzmienie na długości aż dwóch krążków. Dużą zasługę ma w tym kreowanie specyficznej atmosfery, która trzyma słuchaczy na przedprożu posępnego i melancholijnego miejsca, ale nie pozwala wejść do środka. To nie jest gotycki mrok trącący lakierem do włosów i lateksem, to ponurość, jaką od czasu do czasu odczuwamy wszyscy.

„Każdy z nas ma swoje muzyczne sposoby wyrażania wynikające z tego, jaka muzyka nas ukształtowała i kształtuje na co dzień” - odpowiada na pytanie o źródło charakteru muzyki The Freuders Maciek Witkowski, basista. „Jest parę bandów i stylistyk, które niesamowicie nas łączą i wspólnie potrafimy się tą samą płytą podniecać przez kolejne pół roku - dodaje Olek. - Z drugiej strony, w The Freuders są tak różne inspiracje, że aż dziwne jest to, że nie gramy bardziej eklektycznej muzyki. Jak wracaliśmy z ostatnich koncertów z Chorzowa i Poznania, słuchaliśmy z Jackiem tylko i wyłącznie rapu, kiedy w tym samym czasie Maciek w drugim samochodzie słuchał jednej z płyt Modest Mouse, która dla mnie i Jacka jest kamieniem milowym w historii światowej dyskografii. Maciek podsumował ją mniej więcej tal: »Nuda, nuda, nuda«. Ja się pytam jak można nie kochać Modest Mouse?! [śmiech]”. „7/7” imponuje nie tylko umiejętnością kreowania własnego stylu na bazie umiarkowanie wykorzystanych inspiracji, ale również samą długością. W czasach, kiedy albumy rzadko trwają dłużej niż czterdzieści minut, porwanie się na dwupłytowy debiut jest szaleństwem.

 

„Przypadkiem, przy którejś próbie wyszedł pomysł, by zrobić płytę składającej się z dwóch - opowiada Jacek Piątkowski, perkusista. - Chyba także fakt, że mamy dużo instrumentali powodował, że nie był to głupi pomysł. A potem tak jakoś wyszło i zrobiło się czternaście numerów”. Według Olka taka forma wydawnictwa jest jednocześnie podziękowaniem dla słuchaczy za ich cierpliwość: „»7/7« to dwie płyty, które dla mnie poza oczywistym debiutem, są po prostu formą zadośćuczynienia wobec naszych słuchaczy, którzy trochę musieli poczekać na jakieś nasze oficjalne wydawnictwo”. Tymoteusz Adamczyk, gitarzysta i wokalista dodaje, że nie działali według z góry ustalonego planu: „To w wyniku pracy nad płytą wyklarował się charakter wydawnictwa, a jego koncepcja od początku nie miała być czymś typowym”. Pierwsza siódemka to utwory o regularnych formach, które w lepszych czasach dla muzycznych mediów doskonale sprawdziłyby się w radiu czy w telewizji. Na drugim krążku dominują natomiast instrumenty odgrywające dłuższe i bardziej połamane partie, schemat zwrotka-refren obowiązuje tu rzadziej, a momentami można odnieść wrażenie, że zarejestrowany fragment jest tylko dźwiękowym kadrem dłuższej, rozgrywającej się poza słuchem odbiorców improwizacji.

 

Mogłoby się wydawać, że tak przygotowanego zestawu kompozycji nikt nie zechce wydać, ale dla samego zespołu nie było to aż tak istotne. „Kwestia tego, kto nas wyda była totalnie drugorzędna. Może zabrzmi to banalnie, ale zależało nam na tym, żeby jak najszybciej podzielić się ze światem swoim dzieckiem [śmiech]” - twierdzi Tymoteusz. Tworzenie pod własne potrzeby zaowocowało szczerym przekazem, co docenili zarówno słuchacze (chociażby uczestnicy Soundrive Festival 2014, którzy przyznali The Freuders tytuł Soundbustera za najlepszy koncert polskiego zespołu), jak i wytwórnia Fonografika. Dzięki niej w drugiej połowie czerwca „7/7” trafi do obiegu w całym kraju, a kiedy już będziesz słuchać tego znakomitego materiału w domowym zaciszu, pamiętajcie, na scenie którego festiwalu usłyszeliście ich po raz pierwszy.

fot. Andrzej Ciarkowski


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce