Elektroniki typowo klubowej w Trójmieście na pewno nie brakuje, ale chyba nadal nie ma wielu producentów, którzy chcieliby z jednej strony czerpać z wielu gatunków, a z drugiej nie popadać w skrajność jeśli chodzi o eksperymenty - opowiada Łukasz Plenikowski, czyli Uku - Kiedy czułem, że chcę iść w kierunku muzyki elektronicznej, nie brałem pod uwagę, czy jest u nas na to jakieś "zapotrzebowanie". Po prostu chciałem robić coś, co sprawia mi frajdę i jest czymś nowym przynajmniej dla mnie. Rzeczywiście na skalę lokalną trudno odnaleźć drugi projekt, w którego brzmieniu czuć fascynacje Jamesem Blake'iem czy Moderat, a jednocześnie skutecznie udaje się uniknąć przesadnego naśladownictwa. Uku ma swój własny, unikalny "głos" i dzięki temu na razie jest zjawiskiem kojarzonym głównie z Trójmiastem, ale przy odrobinie szczęścia lada chwila będzie rozpoznawalny w całym kraju lub jeszcze dalej.
Zanim jednak Plenikowski odkrył swoje muzyczne powołanie, przeszedł drogę typową dla wielu młodych muzyków: Grałem w zespole jakieś dziesięć lat, zaczynaliśmy od coverów Nirvany czy Black Sabbath [śmiech]. Potem ewoluowało to trochę w bardziej dojrzałym kierunku, choć ostatecznie projekt rozpadł się, bo ciężko było pogodzić inspiracje wszystkich członków zespołu. Stanęło na tym, że ja zdecydowałem się kontynuować zabawę z muzyką samemu, a reszta rozpoczęła nowy projekt - Yell_O. Kiedy zapytałem, czy rozstanie z gitarą jest trwałe, Łukasz zwrócił uwagę, że nie chodzi o sam instrument, ale o jego zastosowanie: Jeśli chodzi o taką tradycyjną formułę grania w zespole rockowym, to czuję, że ciężko powiedzieć w niej cokolwiek nowego, chyba że masz niesamowicie silną muzyczną osobowość. Z drugiej strony gitara sama w sobie nie znudziła mi się, bo dalej wykorzystuję ją w nagraniach i staram się robić to w możliwie świeży sposób.
Dawne inspiracje wciąż pobrzmiewają w muzyce Uku, ale nie pod postacią struktury utworów czy międzygatunkowych naleciałości (nie uświadczycie tutaj ani soczystych riffów, ani nastrojowych solówek), lecz jako organiczne postrzeganie dźwięku. W trakcie przesłuchiwania EPki "Intension" nie trzeba zadawać sobie pytania, czy to człowiek, czy komputer tchnął życie w te pięć (plus dwa remiksy) utworów. Nie ma tu surowizn charakterystycznych dla wielu niemieckich producentów, wyraźnie czuć natomiast emocje, którymi Plenikowski potrafi bez trudu wciągnąć w swój świat. Jego styl to przede wszystkim bardzo wyraźnie zaznaczony bas, dla którego kontrę stanowią skrawki melodii odgrywanych na wyższych tonach. Kompozycje sprawiają przez to wrażenie bardzo kruchych, balansują na granicy rytmu i eksperymentalnego chaosu. Nasilenie tanecznych cech pojawia się dopiero w remiksach autorstwa Yoggyone i Kidkanevil. W tych przypadkach skojarzenia z na przykład Moderat są już bardzo wyraźne.
Zapytałem Łukasza o przyszłe plany i wiele wskazuje na to, że usystematyzowane oblicze Uku będzie rosło w siłę: "Intension" to materiał, który ukończyłem dwa lata temu i od dłuższego czasu szykuję nowy, który będzie nieco inny. Przede wszystkim chciałbym wprowadzić do wszystkich kawałków wokal i mam nadzieję, że się to uda. Obecnie powoli kończę warstwę instrumentalną do wszystkich kawałków. Nie wiem tylko, czy można będzie to zakwalifikować jako album czy mini album, czy może EP, bo póki co wychodzi mi nieco ponad pół godziny materiału, ale to chyba bez znaczenia [śmiech]. Pewnym zwiastunem jest kawałek "Diskord", który znalazł się na ostatniej edycji kompilacji "Nowe Idzie Od Morza", przy czym jest on dla mnie dosyć mroczny, a kolejne kawałki, które ujrzą światło dzienne będą - mam nadzieję - równie emocjonalne, ale raczej z mniejszą ilością takiego lekko "gotyckiego" kolorytu.
Już na wczesnym etapie wypracowywania własnego stylu Uku przyciąga interesującą koncepcją, której źródła są oczywiste, ale nie przysłaniają pomysłowości Łukasza Plenikowskiego. Oby nie przysłoniły jej także tak banalne kwestie, jak potencjał organizacyjny klubów: Granie live takiej muzyki może być trochę problematyczne, bo ostatecznie najczęściej gra się ją w klubach, gdzie sprzęt jest dostosowany do imprez, a nie koncertów i niekoniecznie jest na przykład dostępna konsoleta, nie ma dźwiękowca. Granie DJ setów to spora frajda, ale prezentacja własnego materiału na pewno daje mi więcej satysfakcji - pewnie dlatego, że to bardziej osobiste doświadczenie. Uczestniczenie w tym doświadczeniu to także ogromna satysfakcja dla słuchaczy, mam więc nadzieję, że wydawnicze i koncertowe plany Uku zostaną w pełni zrealizowane.
fot. Michał Szymończyk