Przyczynę sukcesu Koyoharu Gotouge trudno jednoznacznie zidentyfikować. Na pierwszy rzut oka "Miecz zabójcy demonów" to po prostu jeden z wielu tytułów shounen wypełnionych pojedynkami, jakich od "Dragon Ball" po "Seven Deadly Sins" powstały już dziesiątki, ale o jego wyjątkowości decydują szczegóły, co na przykładzie kolejnych dwóch tomów doskonale widać.
Tom piąty to przede wszystkim akcja, dokończenie widowiskowej walki z pajęczą "rodzinką", która rozpoczęła się jeszcze przy poprzednim spotkaniu; tom szósty to z kolei poszerzanie wiedzy z zakresu praw i cech charakterystycznych świata przedstawionego, poznawanie nowych postaci, technik, hierarchii. Wyrazisty kontrast, ale każdą z tych skrajności Gotouge potrafi ukazać w fascynujący sposób.
Dowodu dostarcza już pierwszy dłuższy dialog w trakcie początkowej walki, kiedy Tanjirou przekonuje: Jeśli kogoś łączą silne więzi, to i rodzina, i towarzysze są równie ważni. Nie ma w tym może głębszej filozofii, a wręcz da się dostrzec odrobinę naiwności, ale jeżeli porównać zasady moralne młodego zabójcy demonów z zasadami, jakimi kieruje się chociażby Goku (z winy którego losy kilku wszechświatów zostały uzależnione od wyniku turnieju sztuk walki) to nie trzeba się nawet zastanawiać, kto będzie lepszym wzorcem dla nastoletnich czytelników/czytelniczek.
Empatia Tanjirou w pełnej krasie zostaje ukazana po zakończeniu pojedynku, kiedy pokrótce poznajemy historię demona i dowiadujemy się o jego tragicznym życiu doczesnym. Gotouge stosowała ten zabieg już wcześniej, nadawała przeciwnikom ludzkie cechy, a walk na śmierć i życie nigdy nie wieńczyła wiwatami czy promiennym uśmiechem herosa wybawiającego świat. Z jej perspektywy każde zwycięstwo ma gorzki posmak, jest koniecznością, a nie sukcesem w próżnym dążeniu do zostania najlepszym wojownikiem na świecie. Zabójca demonów zostaje zarazem spowiednikiem utrapionych potworów i towarzyszem, który pomaga opuścić ziemski padół z poczuciem ulgi. Koniec piątego tomu to jak dotąd najbardziej emocjonalne ukazanie tego wątku, jeżeli łezka nie zakręci się wam w oku, to prawdopodobnie sami jesteście demonami.
Po tak intensywnych doznaniach szósty tom musiał przynieść nieco wytchnienia i chociaż zaczyna się groźnie, od osądzenia przez Filary (dziewięcioro najpotężniejszych zabójców demonów), czy Nezuko - przemieniona, ale wolna od żądzy krwi siostra Tanjirou - może pozostać przy życiu, czy powinna być wyeliminowana, w połowie zaczynają się pojawiać liczne elementy humorystyczne. Poczucie humoru Gotouge także nie należy do typowych - jej bohater nie musi wykazywać się ponadprzeciętną głupotą i nie musi lądować w dekolcie koleżanki po potknięciu się, żeby skutecznie rozbawić. Świetnie sprawdza się chociażby wątek rozwścieczonego rzemieślnika, który nie na żarty chce ukarać Tanjirou za złamanie jego wspaniałego oręża. Nie dość, że nie trąci to banałem, to jeszcze w swojej prostocie jest dość oryginalne i podane z dobrym smakiem.
"Miecz zabójcy demonów" to fenomen i już znalazło się wielu jego naśladowców, ale istnieją nikłe szanse na to, że komuś faktycznie uda się powtórzyć ten sukces. Gotouge nie realizuje misternie przygotowanego planu, nie może pochwalić się fabułą dorównującą zawiłości "Ataku tytanów" czy wielowymiarowymi postaciami na miarę "Beastars", ale zaufała instynktowi, który pozwolił subtelnie, choć znacząco podnieść formułę stereotypowego shounen do wyższej rangi.
Miecz zabójcy demonów
Tytuł oryginalny: Kimetsu no Yaiba
Polska, 2021
Waneko
Scenariusz: Koyoharu Gotouge
Rysunki: Koyoharu Gotouge