Zasłuchany w Sodom i Kreatorze długowłosy blondyn na usługach Stasi, pochodzący z Wietnamu wielbiciel rockabilly, Indianin kipiący od nienawiści do białych ludzi zagrabiających ziemię jego przodków, pobożna Afrykanka - tak prezentuje się galeria nowych postaci. Wprowadzenie ich było koniecznością, bo ostatnie wydarzenia przetrzebiły szeregi doskonalących się w fachu zabijania żaków, ale wiązało się to z dużym ryzykiem.
W podobną pułapkę wpada wielu twórców, którzy najpierw chcą zszokować odbiorców uśmierceniem kilku głównych postaci, a później brakuje im materiału na konstruowanie nowych wątków. Na szczęście Rick Remender zachował zimną krew i chociaż Helmut, Quan, Tosahwi i Zenzele w swoim niesubtelnym, kulturowo-rasowym zróżnicowaniu przypominają Spice Girls albo inny pop zespół z castingu, dostają wystarczająco dużo miejsca i dialogów, by pod koniec tomu ich losy nie były nam obojętne. Odbywa się to wprawdzie kosztem drastycznego obniżenia tempa i mniejszej liczby scen akcji, ale po ostatnich wypadkach przystopowanie, bardziej przyziemne chwile i spuszczenie z tonu na rzecz rubasznego humoru czy pogaduszek gorącokrwistych młodych ludzi wychodzą na plus.
Widmo przeszłości nie przestaje jednak nawiedzać tych, którzy pozostali na placu boju. Dla zwycięzców nowe przywileje okazują się klątwą, po rzuceniu której w najbliższym otoczeniu nie ma już nikogo, komu można by zaufać; dla przegranych najniebezpieczniejszym przeciwnikiem staje się własne sumienie. Tych drugich reprezentuje przede wszystkim całkowicie rozbita Saya, postać od samego początku nieco wycofana, ale dotąd ze względu na pustelniczy styl życia, teraz z powodu zgorzknienia. Co ciekawe, najmroczniejszy okres - czyli właśnie "wakacje" - został pominięty i może faktycznie pławienie się w czarnej rozpaczy nie byłoby aż tak interesujące. Zamiast tego zastajemy Sayę w momencie, gdy zaczyna wracać do formy, ale obowiązkowy zwrot akcji w finale nie pozwala, by utrzymała ją zbyt długo.
Piąty tom "Deadly Class" przywraca równowagę po dramatycznym, widowiskowym starciu, które równie dobrze mogłoby okazać się zwieńczeniem tej serii. Rick Remender i zwłaszcza Wesley Craig potrafią przenieść wysoki poziom adrenaliny ze swoich postaci na swoich czytelników/czytelniczki, ale ci młodociani zabójcy najciekawsi są wtedy, kiedy mogą być po prostu nastolatkami. Kiedy grają w Dungeons & Dragons i wymyślają postacie pokroju Kortola Krwiojebcy; kiedy dyskutują o tym, czy filmy ze Schwarzeneggerem i Stallonem mają jakąkolwiek wartość; kiedy kłócą się o muzykę (muzyczne wątki to stały element "Deadly Class", tym razem w rolach głównych między innymi Accept, Helloween, U2, The Pogues czy Chris de Burgh); kiedy bezpruderyjnie opowiadają o zauroczeniach albo z poetyckim zacięciem relacjonują gastryczną przygodę, wtedy można się z nimi zaprzyjaźnić, a zabijanie staje się dodatkiem do znakomitej historii o przyjaźni, miłości, zdradzie i wszystkim, co pomiędzy nimi.
Dynamika i umiejętność zatrzymania gnającej na złamanie karku akcji czy nawet zrobienia kroku wstecz to największe atuty "Deadly Class". Remender nie konstruuje scenariusza na zasadzie kuli śnieżnej, co zgubiło już niejeden komiks czy serial, gdzie z odcinka na odcinka, z rozdziału na rozdział musi być więcej, intensywniej i coraz bardziej spektakularnie. Jego podejście pozwala utrzymać zainteresowanie na stałym poziomie, a po pięciu tomach nadal mamy do czynienia z jednym z najciekawszych aktualnie publikowanych komiksów.
Deadly Class, tom 5: Karuzela
Tytuł oryginalny: Deadly Class Volume 5: Carousel
Polska, 2021
Non Stop Comics
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Wesley Craig
Recenzje wcześniejszych tomów:
Deadly Class, tom 1. Przystosowanie do śmierci w rodzinie
Deadly Class, tom 2. Dzieci czarnej dziury