Blakeson może zdołał wyjść z estetyki niskobudżetowych produkcji kręconych wyłącznie z pasji do kina gatunkowego, ale słabość do subtelnego kiczu i całkowicie pozbawionych subtelności środków ekspresji nie wyszła z niego. "O wszystko zadbam" ubrał w oprawę trzymającą hollywoodzki poziom, co bynajmniej nie wykluczyło użycia zatrutych strzałek, butli z tlenem latających po pomieszczeniu po przyjęciu pocisku albo znalezienia miejsca na scenę z siłowni z charakterystycznym, niebiesko-fioletowych oświetleniem jednoznacznie kojarzących się z latami 80. Z jednej strony da się w tym koktajlu wyczuć posmak mrocznych intryg snutych przez Davida Finchera, z drugiej raz po raz trzeszczą pod zębami grudy nasycone wyciągiem z "Gościa" Adama Wingarda i "Drive" Nicolasa Windinga Refna.
O scenariuszu trzeba pisać ostrożnie - ostrych zakrętów fabularnych jest tak wiele, że o jedno zdanie za dużo i można komuś zrujnować intensywną, dynamiczną przejażdżkę z rozszerzonymi źrenicami i napiętymi mięśniami. Po mniej więcej trzydziestu minutach "O wszystko zadbam" okazuje się zupełnie innym filmem niż dotąd mogłoby się wydawać, a Blakeson tak sprawnie manipuluje emocjami, że niepostrzeżenie pierwotnie negatywne postacie zaczynają wywoływać współczucie.
Charaktery ludzi z jego świata nie są czarno-białe, ale sytuowanie ich na skali odcieni szarości będzie równie nieadekwatne. Wydaje się, że poza zasięgiem kamer rozgrywają zakład o to, kto komu będzie w stanie wyrządzić większą krzywdę, a moralna degrengolada w końcówce osiąga tak wysoki stopień wyrachowania, że po seansie można wręcz zapragnąć zażycia ablucji i spłukania z siebie całego tego brudu. Przy okazji można również opłukać się z pruderyjności, bo chociaż tak wyrachowanych, bezwzględnych osób nigdy nie chcielibyśmy na swojej drodze spotkać, na ekranie ogląda się je z przyjemnością.
Niezaprzeczalnie źródłem tej przyjemności jest nie tylko scenariusz, ale również doskonała obsada. Rosamund Pike gra tak, jakby faktycznym tytułem filmu było "Zaginiona dziewczyna 2", jest bezwzględna, przebiegła, a zarazem niepozbawiona zrozumiałych motywacji, które jeżeli nie odbierają jej demoniczności, to przynajmniej pozwalają dopuścić myśl, że w podobnych warunkach zachowalibyśmy się tak samo. Peter Dinklage okazał się wyjątkowo przekonującym i bezwzględnym gangsterem, to być może najbardziej wymagająca rola w jego dorobku; Dianne Wiest zachwyca żonglowaniem desperacją i gniewem; nawet tak mało znaczące role, jak karykaturalnie elegancki prawnik w wykonaniu Chrisa Messiny albo zmanipulowany sędzia sportretowany przez Isiaha Whitlocka dodają kolorytu, dzięki któremu nie tylko główna intryga przykuwa uwagę, ale także niemal każda interakcja pomiędzy dowolnymi postaciami.
Dobro oraz bohaterstwo w ostatnich latach wyszły z mody i chociaż J Blakeson nie pierwszy uderzył w nihilistyczny ton, jak mało kto szczelnie broni swojej wizji przed choćby najdrobniejszym przeciekiem nadziei, a nawet przed próbami zadawania sobie pytania, na co właściwie można by mieć nadzieję. W "O wszystko zadbam" nie ma pozytywnych postaci, są postacie prawdziwe, desperacko walczące o miejsce dla siebie w złowrogim świecie. Może niepotrzebnie w finale podjęto próbuję uogólnienia tego przesłania, silenia się na bardziej dosłowny komentarz społeczny, niemniej Blakeson dał się poznać jako reżyser dużego talentu i jeszcze nie w pełni wykorzystanego potencjału.
O wszystko zadbam
Tytuł oryginalny: I Care a Lot
Wielka Brytania, 2020
Black Bear Pictures
Reżyseria: J Blakeson
Obsada: Rosamund Pike, Peter Dinklage, Eiza González