Cytowanie Kierkegaarda w tekście o muzyce może trącić akademicką amatorszczyzną, ale zdanie: „Moja depresja to najwierniejsza kochanka, jaką znam” jest niemal echem twórczości Bruno Światłocień, które wybrzmiewa w tle w trakcie każdorazowego wysłuchiwania albumu „Czerń i Cień II”. Nie wiem, czy ma to właściwości lecznicze, czy wręcz pogłębia melancholijne stany, wiem natomiast, że potrafi być silnie uzależniające.
W rozmowie z Bronisławem Ehrlichem, liderem zespołu kilkukrotnie odczułem, że światopoglądowo nie jesteśmy sąsiadami. Przy pytaniu o niepublikowane dotąd materiały usłyszałem: „Mam trochę protest songów, które gramy na koncertach, jednak obawiam się, że z uwagi na ujawnianie pewnych treści publikowanie takich utworów mogłoby się skończyć w sądzie”. Kiedy natomiast dopytałem, czy mamy w Polsce wolność słowa, wokalista przekonywał, że tylko teoretycznie: „Wiadomo jak skończyła Barbara Blida, Andrzej Lepper czy wielu innych, co za dużo gadali...”. W trakcie blisko dziesięciu lat pracy w różnego rodzaju mediach nigdy nie próbowano ocenzurować moich tekstów, a zdarzało się, że pisałem nieprzychylnie o politykach na szczeblach gminnym i powiatowym. Daleko mi jednak od upatrywania wrogów wszędzie tam, gdzie nie potrafię odnaleźć zbliżonej wizji świata. W przypadku Ehrlicha jest to o tyle łatwiejsze, że jego dźwiękowe wytwory przemawiają do mnie ponad wszelkimi podziałami.
Otwarcie krążka „Czerń i Cień II” dość precyzyjnie sytuuje skojarzenia czasogatunkowe - cofamy się do lat 80. i szczytowej formy polskiej zimnej fali. Prosty perkusyjny rytm grawituje ku punk rockowej zadziorności, surowe partie gitarowe zmierzają natomiast ku goth rockowej stylistyce, co w rezultacie przypomina działalność innego Bruna - Wątpliwego oraz początki powstałego na jego bazie Fading Colours. „Nie inspiruję się nikim, to byłoby odtwórcze - deklaruje Ehrlich. - Muzyka, którą nagrywam to naturalne, moje nastroje. Swoją drogą bardzo lubię Bruno Wątpliwy. Najlepszą kapelą w moim mniemaniu jest Coil. Dla mnie, mimo swej prostoty są alchemikami dźwięku. Lubię też dark ambient, muzykę klasyczną. Z projektów gitarowych jeszcze Current 93, Blood Axies, In Gowan Ring, stare utwory Variété, Made in Poland, Ivo Partizan, 1984, Cieplarnia, Wieże Fabryk. W Trójmieście DHM, Trupa Trupa, 1926. Jest wiele ciekawych kapel w tym klimacie. Świetną płytę w PRL-u wydała wytwórnia Pronit - Orkiestra Ósmego Dnia »Muzyka na Koniec«”.
Jeżeli sądzicie, że po tych kilku zdaniach i kilku wymienionych nazwach już wiecie, czym jest Bruno Światłocień, to czeka was kilka zaskoczeń. W „Pieśni III” - moim ulubionym utworze na krążku - perkusja wciąż wydaje z siebie minimalistyczne odgłosy, ale staje się bardziej wygładzona, co wespół z klawiszami tworzy posępny, organiczny ambient. Całość trwa ponad dziewięć minut, w trakcie których na papieże dzieje się niewiele, ale po tchnieniu życia w nuty okazuje się, że nie zawsze istotne jest to, co się gra, ale przede wszystkim to, jak się gra. Dużym plusem jest powściągliwość Ehrlicha - dla śpiewających poetów instrumentalne fragmenty często są jak niekończące się opisy przyrody w literaturze pozytywistycznej, ale w tym wypadku głos oraz instrumenty dopełniają się wzajemnie. Być może wynika to z tego, że Bruno Światłocień jest poniekąd projektem solowym. „Nie jestem demokratą. Nie wyobrażam sobie, aby orkiestra ingerowała w muzykę Zbigniewa Preisnera. Ludzie mają różne wrażliwości i jeżeli ktokolwiek tworzy muzykę i chce utrzymać ducha swych wizji artystycznych, to nie może pozwolić innym na ingerowanie” - twierdzi Ehrlich.
Potrzeba tworzenia była dla założyciela Bruno Światłocienia naturalna już od dzieciństwa, kiedy zaczął rozwijać pasję malarską. Na muzykę czas przyszedł znacznie później, w warunkach nietypowych: „Byłem hospitalizowany kiedyś na depresję i na spotkaniu w grupie psychosomatyków pani psycholog opowiadała o różnych cechach osobowych ludzi. Nagle mówi o melancholikach... że melancholik powinien zajmować się sztuką, ponieważ łatwo mu to przychodzi. Było to dla mnie światło...”. Dla zespołu kojarzonego z nurtem dark independent taka historia mogłaby być doskonałym materiałem do tworzenia własnego, mrocznego mitu, ale dla Ehrlicha nie jest to pociągająca perspektywa. Zdarza mu się dzielić scenę z zespołami całkowicie odmiennego nurtu, od Tehace po Kiev Office, a nawet występować podczas imprez na rzecz schroniska dla zwierząt, co naśladowcom The Sisters of Mercy mogłoby się zdawać zbyt drastycznym ociepleniem wizerunku. „Jeżeli mam się zamykać przed ludźmi czy nie pomagać bezdomnym zwierzętom, to nie chcę takiego mitu. Pomaganie ludziom i zwierzętom jest właśnie światłem i cieniem, nieszczęściem i nadzieją... Sztuka jest rozrywką w sferze intelektualnej, nawet ta melancholijna” - twierdzi Ehrlich. Zdarzyło mi się kiedyś przeglądać porady Stephena Kinga dla początkujących literatów i do dziś pamiętam, że jedną z nich było niepozbawianie postaci ludzkich zachowań, bo nawet morderca może czasami przeprowadzić starszą panią na drugą stronę ulicy zamiast babrać się w swojej skomplikowanej osobowości. Z wieloma zespołami bywa podobnie (zwłaszcza na black metalowej scenie), dobrze więc od czasu do czasu zobaczyć bardziej naturalne oblicze twórców posępnej muzyki.
„Czerń i Cień II” ma już gotowego następcę. Mało tego, powstają już kolejne utwory, a w planach Bronisława Ehrlicha jest także współpraca z wieloosobowym chórem. „Na nowej płycie będzie dziewięć utworów okrutnie melancholijnych i jeden dark ambientowy. W moim mniemaniu nowy materiał przyćmi dwie pierwsze płyty” - zapowiada lider Bruno Światłocienia. Dla mnie jest to rekomendacja w zupełności wystarczająca.
fot. mat. arch.