Jedno drugiego zastąpić oczywiście nie może. Manga choć całkiem pokaźnym rozmiarów (ponad dwieście siedemdziesiąt stron), jest próbą ujęcia treści z opasłego tomiska liczącego blisko tysiąc pięćset stron. Należałoby więc uznać, że jest raczej adaptacją streszczenia, ale na tyle sprawnie poprowadzoną, że nie przypomina bezdusznego wpisu z encyklopedii. Emocji w "Monte Cristo Hakushaku" nie brakuje, a skróty czy całkowicie pominięte wątki zostają zrekompensowane znakomitymi rysunkami.
Sprowadzenie dzieła Dumasa do niezbędnego dla utrzymania płynności narracji minimum poskutkowało przeniesieniem środku ciężkości na historię przygodową, skoncentrowaną przede wszystkim na akcji. Zemsta tytułowego bohatera, który z męczennika urasta do roli nadczłowieka jest może z tego powodu mniej subtelna, trudniej delektować się jej kolejnymi, finezyjnymi aktami, ale w zamian zyskuje nieco więcej szaleństwa. Dodatkowo wzmacnianego zresztą za pomocą co jakiś czas powracających mrocznych kadrów ukazujących oblicze hrabiego/Edmunda Dantesa w nienawistnej ekscytacji. W tych krótkich momentach nie jest opanowanym, zachowującą zimną krew elegantem, a raczej psychopatą pokroju Jokera czy Dio Brando.
Innym skutkiem podjęcia próby skompresowania tak rozległej powieści jest nagromadzenie dużej liczby kadrów - rzadko zdarzają się strony, na których umieszczono tylko jeden, znacznie częściej jest ich sześć-osiem, a w dodatku Moriyama nie stroni od detali i próbuje zmieścić jak najwięcej oryginalnych dialogów. Może byłoby to przytłaczające, gdyby nie jakość wykonania, ten rodzaj oszałamiającego, nierealistycznego piękna, który można było podziwiać między innymi w "Siedmiu książętach i tysiącletnim labiryncie", twórczości kolektywu Clamp czy w "Herezji miłości" - innym tytule tej autorki, również wydanym w Polsce. Trudno wprawdzie uwierzyć w to, że pochodząca z Turcji Hayde mogłaby mieć słowiańską urodę, ale należy złożyć ten zabieg na karb konwencji, podobnie jak w przypadku chociażby czarnoskórej arystokracji w "Bridgertonach", aktualnie najpopularniejszym serialu Netflix-a. Gdyby zresztą aż tak kurczowo trzymać się realizmu, należałoby uznać, że żaden człowiek na Ziemi nigdy nie był i nigdy nie będzie tak piękny, jak postacie tworzone przez Moriyamę.
Połączenie mangi z literaturą piękną to fascynujący zabieg i nawet jeżeli realia nie zostają zaktualizowane, nie zostajemy przeniesieni z XVIII wieku do współczesności, sama forma nadaje klasycznym historiom nowocześniejszego, a tym samym dla wielu młodszych osób bardziej przystępnego charakteru. Swojego czasu dwaj tytani japońskiej animacji - Isao Takahata oraz Hayao Miyazaki - tworzyli cykl World Masterpiece Theater, w ramach którego prezentowali skarby literatury w wersjach animowanych (w Polsce można było zobaczyć między innymi "Heidi", "Małą księżniczkę", "Rodzinę Trappów" czy "Przygody Tomka Sawyera"). To pomysł wart kontynuowania, a "Hrabia Monte Christo" jest jednym z najświeższych dowodów na jego ogromny potencjał, niezależnie od tego czy lekturę oryginału macie już za sobą, czy widnieje na nigdy niekończącej się liście książek do nadrobienia.
Hrabia Monte Christo
Tytuł oryginalny: Monte Cristo Hakushaku
Polska, 2018
Waneko
Scenariusz: Ena Moriyama
Rysunki: Ena Moriyama