Na niespełna dwudziestominutowym debiucie roi się od odniesień do brzmień sprzed trzydziestu lat. Jest tutaj zarazem minimalizm i melancholia przypominające Xmal Deutschland, jak i przebojowość wymieszana z groteskowością na miarę jednego z najznakomitszych, lecz zapomnianych filmów muzycznych - „Breaking Glass”. „Czerpiemy z muzyki powstałej na przestrzeni kilku ostatnich dekad. Nasze korzenie to głównie scena punkowa, która wywarła ogromny wpływ również na muzykę lat 80. - twierdzi Kacper, gitarzysta. - Raczej nie interesują nas produkty współczesnych wytwórni. Nasza muzyka wynika po prostu z chęci tworzenia. We współczesnej muzyce często brakuje autentyczności i konkretnej koncepcji muzycznej. Większość zespołów tak na prawdę nie ma pomysłów na swoje granie i po prostu chce grać jak tysiące kapel, które już dawno słyszeliśmy. Z tej sytuacji nie wynika nic zbyt ciekawego poza masą muzyki, która staje się tylko produktem na sprzedaż. Tworzenie muzyki to długotrwały proces i staramy się szukać nowych rzeczy na tyle, na ile jest to możliwe. Mam nadzieję, że jakkolwiek to nam wychodzi”.
Wychodzi i to zaskakująco dobrze. Gdybym miał napisać recenzję techniczną, skupioną wyłącznie na budowie kompozycji, prawdopodobnie miałbym problem z odnalezieniem pozytywów, ale od zawsze na widok słowa „pasaż” w muzycznym tekście dostawałem drgawek i z pogardą rzucałem czasopismem w kąt. Przecież to jasne, że w twórczości Hände nie może być wirtuozerii, nie może być szeroko zakrojonych eksperymentów sonorystycznych. Całkowicie zneutralizowałoby to potężna zawartość emocjonalną, jaka przy tego rodzaju działalności stanowi esencję. Przyznam, że na przykład utwór „Δ” silnie oddziałuje także na mój sentymentalizm, natychmiast przywołując wspomnienia z pierwszego przesłuchania Post Regimentu z winem wiadomej marki (czy raczej braku marki) w ręku. Jest tutaj buntowniczy, lecz dojrzały tekst; jest genialna, momentalnie zapadająca w pamięć linia basu; jest świetna, niebanalna i nieprzesadnie skomplikowana solówka gitarowa; jest prosta, świetnie akcentowana uderzeniem stopy partia perkusyjna; a na koniec nieoczywiste klawiszowe solo. Gdybym odkrył to jako nastolatek, pewnie już pakowałbym się na koncert do stolicy, ale im wyższy stos wyrwanych z kalendarza kartek, tym opuszczanie rodzimego Gdańska staje się coraz większym wyzwaniem. Cała nadzieja w wypchnięciu Hände w Polskę.
„Gramy tam, gdzie zostajemy zaproszeni i mamy możliwość zawitać - twierdzi Ania, wokalistka. - W przyszłym roku powinno nam się udać zagrać kilka koncertów poza Warszawą, myśleliśmy też o małej trasie poza granicami kraju, a na pewno pojawimy się na jednym z wakacyjnych festiwali we wschodniej Polsce”. Wydanego materiału jest wprawdzie niewiele, ale założyciele Hände mają za sobą wiele doświadczeń i to nie wszystko, co trzymają w zanadrzu. „Gramy ze sobą już około dwa lata, więc nieco tego czasu już upłynęło, ale w natłoku innych, codziennych zajęć tyle czasu zajęło nam zadebiutowanie. Udzielałam się wcześniej na innych instrumentach w krótko istniejących projektach również związanych z szeroko pojętą sceną hc/punk” - opowiada Ania. Kacper dodaje natomiast: „Grałem wcześniej w różnych zespołach związanych ze sceną punkową, ale muzycznie to była zupełnie inna bajka. Grzesiek udzielał się przez jakiś czas w Deathcamp Project, a obecnie gra ze mną w zespole Braineäter”.
Pierwsze demo zespołu jest do tego stopnia pochłaniające, że jako wadę mogę wskazać jedynie mój własny niedosyt, ale być może wystarczy nieco więcej cierpliwości, aby problem sam się rozwiązał: „Rozwijamy nasze instrumentarium, a na warszawskim koncercie w Chmurach przedstawimy pierwszy z nowych utworów. Już teraz obserwujemy zmiany w naszym graniu, co chyba dobrze wróży na przyszłość” - zapewniają muzycy. Ania śpiewa między innymi takie słowa: „Krytycyzmem wypełnieni, samozadowolenie, upojeni”, ale choćbym nie wiem jak próbował, to nie potrafię wypełnić się krytycyzmem, słuchając tak znakomitego materiału.
fot. materiały archiwalne