Obraz artykułu Jaaa!

Jaaa!

Mamihlapinatapei w języku jagańskim oznacza rzucanie sobie namiętnych spojrzeń przez osoby, którym brak odwagi do wyjścia z inicjatywą zapoznania się. Jedno słowo, a tak rozległe znaczenie. Czasami okazuje się, że zasób wyrazów ekspresji, jakim dysponujemy nie wystarcza do oddania drzemiących w nas odczuć. Wtedy powstają nowe słowa, nowe dźwięki, wtedy powstało Jaaa!.

How How i Napszykłat to dwa najbardziej rozpoznawalne twory, których otwarte głowy okazały się nie tylko przyjmować wiele różnorakich fascynacji, lecz również uwalniać wyjątkowe pomysły. Nie raz opisywałem tutaj historie projektów, które zrodziły się jednej nocy po gwałtownym olśnieniu, jakie jednocześnie spłynęło na kilku kipiących potrzebą tworzenia artystów. Ta historia jest jednak inna - Jaaa! potrzebowało aż trzech lat, aby osiągnąć w pełni satysfakcjonujące brzmienie. „Burza pomysłów; nauka, jak osiągnąć brzmienie, które nam kotłowało się w głowach, jak je zrealizować. Nauka na wiecznym poszukiwaniu i odchodzeniu od standardów. To wszystko potrzebowało swojego czasu. Było dużo przemyśleń i dziesiątki wersji. Jeżeli nie byliśmy w pełni zadowoleni z brzmienia, to szukaliśmy dalej. Czasami okazywało się, że zapędziliśmy się za daleko i trzeba było się wracać [śmiech]. W każdym razie mamy tyle wersji naszych utworów, że wydamy kiedyś jeszcze kilka bootlegów [śmiech]” - opowiada Kamil Pater.

Guy Montgomery i Tim Batt to nazwiska, które nic wam nie mówią, ale ci dzielni śmiałkowie postanowili przeprowadzić na sobie okrutny eksperyment i przez czterdzieści siedem tygodni codziennie z samego rana oglądali dokładnie ten sam film - „Jeszcze Większe Dzieci”, jedną z najkoszmarniejszych szmir w historii kina. Swoją narastającą nienawiścią dzielili się za pomocą podcastu zatytułowanego „The Worst Idea of All Time”, ale nawet pierwotnie uwielbiany wytwór w zbyt dużej dawce może stać się narzędziem tortur. Podobne ryzyko zaistniało podczas przewlekłych prac nad „Remikiem”. „Były takie momenty, gdy nie mogliśmy tego słuchać i to właśnie w tych momentach, gdy chcieliśmy przeskoczyć samych siebie. Czasu nie da się przyspieszyć i to zrozumieliśmy po tej płycie. Nauczyliśmy się odkładać kawałki na jakiś czas na bok tak, by sprawdzić, czy bronią się przed czasem” - twierdzi Marek Karolczyk. Ostatecznie upór opłacił się i w odróżnieniu od amerykańskiego duetu masochistów, Jaaa! stworzyło „The Best Idea of 2015”, a przynajmniej jeden z najlepszych w polskiej muzyce.

 

Skrajnie uogólniając, można wetknąć twórczość Jaaa! gdzieś pomiędzy Moderat, syntetyczne oblicze Thima Yorke'a i Four Tet, czyli w centrum tego rodzaju elektronicznej muzyki, która aktualnie zbiera żniwa na wszelkiego rodzaju alternatywnych festiwalach. Wśród polskich producentów trend ten z jakiegoś powodu nie należał dotąd do popularnych, ale najistotniejsze w przypadku „Remika” jest to, że nie przypomina marnej podróbki światowego produktu w ściśle lokalnym wydaniu. Karolczyk, Pater oraz Miron Grzegorkiewicz powołali do życia projekt, który może bez kompleksów wyruszyć na podbój świata. Każdy z dwunastu utworów tego blisko godzinnego materiału ma własną, unikalną i błyskawicznie zapadającą w pamięć linię melodyjną, każdy to potencjalny „przebój”, ale dopiero odsłuchiwanie całości od deski do deski pozwala przenieść się w skonstruowany przez Jaaa! świat. Współcześnie rzadko się zdarza (i jeszcze rzadziej w sposób nie wywołujący zażenowania), aby cały album stanowił przestrzeń do opowiedzenia jednej, wielowątkowej historii. Tutaj wybrano fascynujący koncept - opowieść o chłopcu uciekającym do wyimaginowanej rzeczywistości wraz z wymyślonym przyjacielem Bujillo i wraz ze słuchaczami, zaproszonymi do podróży przez dziwny świat fantazji.

 

Okres dojrzewania tego znakomitego wydawnictwa prowokuje obawy przed ostygnięciem żelaza, zanim muzycy ponownie spróbują je ukuć. Wszystko wskazuje jednak na to, że po jednogłośnie zachwalanym w mediach „Remiku”, Jaaa! nabrało wiatru w żagle. „Powstały już nowe utwory, ale nie zagłębiamy się w nie teraz - przekonuje Marek. - One powstają samoczynnie w wyniku naszych spotkań i radości ze wspólnych improwizacji. Od początku istnienia zespołu taki proces miał miejsce. Potem to wszystko zbieramy i produkujemy. Obecnie przerzucamy płytę na scenę i szukamy najlepszych rozwiązań do tego, by dobrze się tą muzyką bawić”. Kamil zapewnia natomiast: „Prawda jest taka, że po tej płycie mamy jeszcze więcej energii do pracy i nie możemy się doczekać, aby dać upust naszym kolejnym pomysłom”. Wyraziste bity, łagodne wokale, pojedyncze efekty wyłamujące się na kilka sekund z okowów melodii, surowy i zarazem tajemniczy nastrój, konkretna treść do przekazania w niełatwy do interpretowania sposób - każdy z tych elementów powoduje, że „Remika” najchętniej wcale nie wyjmowałoby się z odtwarza, chyba, że w zamian za dalszy ciąg tej opowieści.

 

Rodzimy metal, rodzimy jazz, a nawet rodzime techno wyrobiły sobie markę wśród zagranicznych słuchaczy, ale tego typu elektroniczne brzmienie było dotąd wyłącznie towarem importowanym. W Polsce nikt dotąd nie przekształcił podobnej stylistyki w równie oryginalny sposób i nikt dotąd nie stał przed tak ogromną szansą zaistnienia w świadomości odbiorców na całym globie. Od strony muzycznej Jaaa! jest przedsięwzięciem kompletnym, teraz potrzebują jedynie nieco szczęścia.

 

fot. Karolina Głusiec


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce