Obraz artykułu Dni, których nie znamy. Kilka chwil, na które czekamy

Dni, których nie znamy. Kilka chwil, na które czekamy

85%

Tytuł komiksu Timothé Le Bouchera może kojarzyć się z przebojem Marka Grechuty, ale francuski autor bynajmniej nie stworzył historii o niepoprawnym optymizmie i nadziei na lepsze jutro. Jego bohater dosłownie nie zna większości dni swojego życia, a każdą chwilę po odzyskaniu świadomości próbuje zatrzymać na jak najdłużej i przeżyć ją w pełni.

Co byś zrobił, gdybyś nagle zdał sobie sprawę, że żyjesz tylko co drugi dzień i nie wiesz co dzieje się z twoim ciałem w międzyczasie? Dwudziestokilkuletni Lubin Maréchal odkrywa, że swoje ciało dzieli z inną osobą. Początkowo próbuje dogadać się z intruzem, nadać ich koegzystencji jakieś ramy. Niestety krok po kroku zaczyna tracić kontrolę nad sytuacją - opis "Dni, których nie znamy" może wzbudzać skojarzenia z filmami science-fiction poruszającymi problemy związane z tożsamością, chociażby "Przeznaczenie" z Ethanem Hawkem, "Looper" z Brucem Willisem czy "Efekt motyla" i chociaż pierwsze kilkanaście stron zdaje się utwierdzać w przekonaniu, że właśnie w tym kierunku Le Boucher zmierza, z czasem zupełnie przyziemny, ludzki dramat zaczyna odgrywać istotniejszą rolę od zdarzeń nadnaturalnych.

 

Historia człowieka, który żyje co drugi dzień i musi dzielić się ciałem z działającym na równych zasadach "pasożytem" szybko przestaje być materiałem do scenariusza odcinka "Z archiwum X" albo "Strefy mroku", nabiera wymiaru symbolicznego, związanego z dzisiaj szczególnie trudnym, nierzadko wpędzającym w depresję konfliktem marzeń i obowiązków. Z jednej strony jest pragnienie realizowania się w sztuce czy - w przypadku Lubina - akrobatyce, z drugiej bezpieczeństwo finansowe (nawet jeżeli iluzoryczne), podziw rodziny i akceptacja społeczeństwa. Le Boucher nie ukrywa zresztą, że sam z takimi myślami wielokrotnie walczył i był o krok od zrezygnowania z tworzenia komiksów. Wykrzesał z siebie energię do napisania i zilustrowania jeszcze jednej, najbardziej osobistej historii i w iście hollywoodzkim stylu zdołał przezwyciężyć przeciwności losu.

Strona z komiksu "Dni, których nie znamy". Codzienne czynności.

Nie dla niego pierwszego taka decyzja okazała się drogą do sukcesu, chociażby "Moje lesbijskie doświadczenia w walce z samotnością" Kabi Nagaty również stanowiły odbicie osobowości autorki na papierze, ale ponad sześćdziesiąt tysięcy sprzedanych egzemplarzy "Dni, których nie znamy" to wynik, który musiał przerosnąć najśmielsze oczekiwania, a w dodatku do tego stopnia imponujący, że lada moment podjęte zostaną próby przekucia go na sukcesy filmowe.

 

Najciekawszy element "Dni, których nie znamy" to sposób prowadzenia narracji, utrzymywanie w tajemnicy perspektywy drugiego mieszkańca ciała głównego bohatera (poza kilkoma liścikami i filmikami, które wymieniają między sobą na początku "znajomości"). Ma to kluczowe znaczenie w drugiej połowie komiksu, kiedy Lubin coraz rzadziej znajduje się za sterami, bo o ile wcześniej czytelnik mógł bez trudu uzupełniać luki, o tyle teraz to, czego nie możemy zobaczyć jest nawet ważniejsze od tego, w czym Le Boucher pozwala nam uczestniczyć. Nie dość, że taki sposób snucia fabuły pozwala utrzymywać wysoki poziom zaintrygowania, to jeszcze autor ufa inteligencji swoich odbiorców i nie sili się na niepotrzebną ekspozycję.

 

Im Lubin rzadziej dochodzi do głosu, tym jego cele stają się mniej wygórowane. Z początku dokłada wszelkich starań, by zachować status quo, dalej trenować i występować jako akrobata, a nawet cieszy go rezolutność "tego drugiego", który nie tylko dba o porządek w mieszkaniu, ale przy okazji zaczyna coraz więcej zarabiać. Kiedy czas Lubina zostaje coraz bardziej ograniczony, najpierw w ramach przewartościowania priorytetów chce spędzać każdą chwilę z bliskimi, a później zostajemy zabrani w najmroczniejsze rewiry komiksu, trzymający w napięciu thriller ze znakomitym, zmieniającym perspektywę na wszystkie dotychczasowe wydarzenia zwrotem akcji.

 

Strona z komiksu "Dni, których nie znamy". Ćwiczący mężczyzna.

Rysunki Le Boucher mogą wzbudzać skojarzenia z "Lastman" Bastiena Vivèsa albo "PTSD" Guillaume Singelina - tutaj także wpływy europejskie mieszają się z japońskimi, ale dodatkowo wzbogacone zostają o ponurą symbolikę. Lustrując album, można odnieść wrażenie, że jest wręcz odwrotnie - kolorowo, łagodnie, z subtelnym cieniowaniem, ale w trakcie lektury co rusz pojawiają się często zajmujące zaskakująco dużo przestrzeni sceny ze świata fikcji, występy albo próby Lubina i jego trupy w przebraniach, gameplay z gier fantasy albo kadry z oglądanego w kinie horroru. Jest w tym coś groteskowego, a zarazem pogłębiającego wrażenie, że główny bohater komiksu jest do nas całkiem podobny - oglądamy jego losy z dystansu, a on również częściej bywa pasażerem w swoim ciele niż osobą decyzyjną.

 

"Dni, których nie znamy" czasami przypomina thriller, kiedy indziej komiks familijny albo komedię, ale po dobrnięciu do ostatniej strony pozostaje wyłącznie smutek. Le Boucher ostatecznie nie zna odpowiedzi na pytanie o to, czy warto za wszelką cenę walczyć o marzenia i narażać się na łatkę jednostki nieprzydatnej społeczeństwu, czy jednak lepiej nagiąć się i cieszyć komfortowym życiem, ale oferuje w zamian poklepanie po ramieniu i zapewnienie, że nie jesteście w tych obawach sami, a to już całkiem dużo.


Dni, których nie znamy
Tytuł oryginalny: Ces jours qui disparaissent
Polska, 2020

Non Stop Comics

Scenariusz: Timothé Le Boucher

Rysunki: Timothé Le Boucher


Okładka komiksu "Dni, których nie znamy".

Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce