Przypadek Sea Vine sprawi jednak wiele problemów recenzentom, tutaj problemem może się okazać nawet nazwanie części składowych tego przedziwnego brzmienia.
Pierwsze sekundy albumu „Król i Królowa” sugerują, że mamy do czynienia z kolejnym synthpopowym, opatrzonym kobiecym wokalem produktem do generowania przebojów, ale szybko elementy tej wizji przestają się zgadzać. Partie perkusyjne Wojtka Warmijaka są podejrzanie niebanalne, bas niemal urywa głowę, a po drugiej minucie pojawia się klawiszowe solo, które Roland Emmerich mógłby wykorzystać w drugiej części „Dnia Niepodległości” jako głosy kosmitów. Mniej więcej w połowie „Transformacji” tempo drastycznie spada, pojawia się kolejna solówka, tym razem bardziej jazzowa, a chwilę później przekrzykują ją potężne uderzenia w talerze (brzmienie perkusji na tym krążku jest rewelacyjne). Końcówka to już totalna abstrakcja gdzieś pomiędzy industrialem a muzyką kościelną. Wszystkie te połamania z jakiegoś trudnego do opisania powodu nie odbierają jednak utworowi przebojowości wymuszającej bezwładne podrygiwanie. Efekt jest długofalowy i rozciąga się na cały album, a w dodatku został osiągnięty przy użyciu jedynie perkusji, klawiszy i wokalu.
„»Król i Królowa« pozbawiony jest gitar z bardzo prozaicznego powodu - uznaliśmy, że istniejąca aranżacja jest wystarczająca i dodatkowe instrumenty są zbędne - twierdzi Michał Cywiński. - Niemniej gitary na pewno jeszcze się pojawią. Mam przygotowane kilka utworów z przewidzianym miejscem na na przykład gitarę akustyczną w roli wręcz wiodącej. Instrumenty są w naszym przypadku środkiem do celu, narzędziem wyrazu i dobieramy je według potrzeby. Jeśli pojawi się potrzeba nagrania saksofonu czy trąbki, zrobimy to”. Niewykluczone, że w przyszłości oznaczać to będzie rozszerzenie składu zespołu - „Nie jest to paląca potrzeba, ponieważ dajemy sobie radę we trójkę. Z drugiej strony, myślę że nasza muzyka wiele by zyskała na jeszcze jednym punkcie widzenia - to jest najważniejsze. Otwartość na twórczą improwizację i własna muzyczna wizja, która mieści się w naszej formule grania. Bo po co w zespole cztery osoby, które myślą tak samo? To donikąd nie prowadzi. Wojtek i Milena nieraz mnie zaskoczyli, proponując rozwiązania, których bym nie wymyślił, choćbym myślał i tysiąc lat. Bywały sytuacje, w których sądziłem, że nic mądrego do danego fragmentu nie dodam i wyląduje on w koszu, a często wystarczyła drobna sugestia czy pomysł i bardzo zyskiwało to na wartości. Zatem instrument, którego szukamy jest praktycznie dowolny. Jeśli komuś podoba się nasza muzyka i czuje że może wnieść coś do niej swoją grą - zapraszam do kontaktu”.
Tak nieregularne, niemożliwe do zaszufladkowania dźwięki od pierwszego kontaktu sprawiają wrażenie wycinków szaleńczej, wielogodzinnej improwizacji, ale Michał Cywiński zapewnia, że ich tworzenie przebiegało w zgoła inny sposób: „Jest wręcz przeciwnie - prawie wszystkie utwory są skomponowane w domowym zaciszu. Wprawdzie znajdzie się spora część pomysłów, które uległy dość drastycznym zmianom w trakcie ogrywania ich na próbach, niemniej sam trzon tej muzyki czy też myśl przewodnia pozostają z grubsza niezmienione. Dzieje się tak głównie dlatego, że za każdym kawałkiem stoi jakiś koncept, idea, tudzież cel (w rozumieniu muzycznym) do zrealizowania. Wyjątkiem są dwa utwory, które zamykają »Króla i Królową«. W pierwotnej wersji w ich miejscu była interpretacja utworu SBB »Pamięć w kamień wrasta«. Nagraliśmy je w Sali Koncertowej Polskiej Filharmonii Kameralnej w Sopocie i jest to stuprocentowe nagranie live z muzyką improwizowaną, wręcz komponowaną w momencie jej wykonywania”.
Jazz, rock progresywny, synthpop, elektronika - można by długo rzucać i za każdym razem trafiać, ale nie w sedno tego, czym jest brzmienie Sea Vine. Główną przyczyną tego niedookreślenia jest styl gry Cywińskiego. „Myślę, że główną przyczyną, która za tym stoi jest to, że jestem samoukiem i to dosyć późnym - zacząłem grać na klawiszach w wieku około osiemnastu lat. Słucham różnej muzyki, ale szczerze mówiąc, trudno wypowiadać mi się na temat wpływów poszczególnych gatunków, bo zawsze starałem się unikać szufladek. To jest trochę tak, jak z doborem instrumentów - zależnie od potrzeb chwytam się różnych stylistyk, w miarę moich umiejętności”. Dzięki temu zespół ma otwartą drogę na sceny wielu skrajnie odmiennych festiwali, choć nie dla każdego tak szeroko zakrojony eksperyment będzie zdatny do przyswojenia.
foto: mat. arch.