Nie były to jednak narodziny pozbawione komplikacji - pierwotnie premierę zaplanowano na 2017 rok, ale kolejne perturbacje i budżetowe zawirowania zmuszały reżysera, Marca Fehse, do wielokrotnego przesuwania daty pierwszego wyświetlenia. Ostatecznie wyszło mu to na dobre - zwiastuny "Sky Sharks" były do tego stopnia niedorzeczne, że zrobiły furorę w internecie, pozwoliły na przeprowadzenie owocnej kampanii crowdfundingowej, która dodała blisko sto tysięcy euro do dyspozycji, a w dodatku udało się pozyskać kilku aktorów gwarantujących zainteresowanie zwolenników niskobudżetowego kina gatunkowego - chociażby Tony'ego Todda ("Candyman"), Cary'ego-Hiroyukiego Tagawę ("Mortal Kombat") czy Yana Bircha ("W mroku pod schodami").
Fundament fabuły to standard dla filmów o niedobitkach z III Rzeszy - po drugiej wojnie światowej garstka nazistów znalazła bezpieczny, nietypowy przyczółek, ale w końcu postanawiają przypomnieć o sobie całemu światu. Był już Księżyc, było jądro Ziemi, teraz namiestnicy Führer poszli w ślady obcego z filmu "Coś" Johna Carpentera i zbudowali bazę pod lodami Antarktyki. Tym, co ich wyróżnia są oczywiście rekiny - mechaniczne, zdolne do długodystansowych lotów, pancerne rekiny. A dalej to już po prostu kolejna odsłona walki dobra ze złem, scenariusz nie ma większego znaczenia, ważny jest sposób jego realizacji.
Jeżeli tytuły wymienione w pierwszym akapicie - a do tego jeszcze chociażby "Guns Akimbo", "Killer Sofa" albo "The Banana Splits Movie" - odbieracie jako wyraźną wskazówkę, z jakiego rodzaju estetyką przyjdzie się wam mierzyć po włączeniu "Sky Sharks", zaskoczeniem może być jedynie rozmach tego małego filmu. Praktyczne efekty specjalne w scenach gore wyglądają znakomicie, jak przeniesione prosto z lat 80. Cyfrowe choć nie przekonają nikogo, kto do tej pory nie dał się przekonać do oprawy znanej na przykład z "Kung Fury", stoją na wyraźnie wyższym poziomie od paskudnych produkcji niesławnego studia The Asylum albo stacji Syfy.
Osoby, które ze współczesnym, niskobudżetowym horrorem/science-fiction niewiele miały dotąd wspólnego, ale zombie i rekiny wzbudziły w nich zainteresowanie, muszą z kolei nastawić się na odrzucenie wszelkich argumentów związanych z nieposzanowaniem praw fizyki i logiki. To kicz podniesiony do dziesiątej potęgi, kipiący od morderstw i seksu (często w tym samym momencie), doprawiony wpadającymi w ucho akordami odgrywanymi na syntezatorach, z obsadą, która w przeważającym stopniu nadawałaby się wyłącznie do drugoplanowych ról w telenowelach. Jeżeli kupujecie tę konwencję, "Sky Sharks" dostarczy wam niezapomnianych wrażeń, wręcz przytłoczy nagromadzeniem szalonych pomysłów i pozostawi z wrażeniem, że chociaż wszystko to już widzieliście, to nie w takim natężeniu i nie rozciągnięte na ponad dziewięćdziesiąt minut absurdu (plus równie szalony zwiastun nieistniejącego filmu "Sky Frogs" po napisach). Jeśli natomiast macie podejrzenia, że film o zombie-nazistach ujeżdżających latające rekiny może nie być waszą bajką, nawet nie próbujcie - "Sky Sharks" to pozycja dla zaawansowanych widzów "złego kina", którzy niejedno już widzieli.
Sky Sharks
Niemcy, 2020
Fuse Box Films
Reżyseria: Marc Fehse
Obsada: Naomi Grossman, Tony Todd, Cary-Hiroyuki Tagawa