Sytuacja może się zresztą wkrótce zmienić, bo Universal Pictures oraz Skybound Entertainment (którego Kirkman jest właścicielem) już rok temu zapowiedziały ekranizację tego tytułu i o ile pandemia nie wymusiła weryfikacji planów, "Oblivion Song" ma szansę stać się kolejnym popcornowym hitem, bo to komiks, który aż prosi się o muśnięcie hollywoodzkim blichtrem i przedstawienie w widowiskowy, ale niepozbawiony dramaturgii sposób.
Podobieństwa do "The Walking Dead" rzucają się w oczy już po pierwszym tomie - tutaj także istnieje groźny świat, gdzie wszystko ma apetyt na ludzkie mięso, tyle że w innym wymiarze, równoległym do ziemskiego, a przede wszystkim tutaj także globalny kryzys i zagrożenie życia okazują się fundamentem dla osobistej, rodzinnej historii. Nie oznacz to bynajmniej, że Kirkmanowi jego największy hit odbija się czkawką albo że z wyrachowaniem sięga po sprawdzone metody, rozwinięcie zmierza w zupełnie innym kierunku, a zamiast pytania o to, jak przeżyć w niebezpiecznym świecie drapieżców, da się wychwycić wątpliwości, czy aby na pewno jest o co walczyć, bo może lepiej cieszyć się chwilą i wolnością w świecie potworów, niż mierzyć się z deadline'ami, rachunkami, zobowiązaniami i najstraszniejszym z potworów - mamoną?
Poza poddawaniem w wątpliwość, czy aby na pewno nasza rzeczywistość jest bezpieczniejsza i przyjaźniejsza od tej, gdzie fantazyjne stwory ostrzą sobie na nas zęby, dostajemy też wgląd w to, jak ludzkość mogłaby zareagować na odroczoną apokalipsę. To pełen patosu standard, który mamy wpojony od stuleci - muzea, pomniki i tablice, a także wysokobudżetowe kino z przekoloryzowanym bohaterstwem. Kirkman nie jest przy tym uszczypliwy, ale już samo naświetlenie schematu skazuje go na śmieszność i poniekąd stanowi argument na korzyść jednego z dwóch głównych bohaterów.
Bracia Cole reprezentują leżący u podstaw fabuły konflikt w postrzeganiu rzeczywistości. Kiedy dziesięć lat wcześniej portal do innego wymiaru został otworzony, a w konsekwencji część miasta i jego mieszkańców zniknęła, pracujący przy tym nieudanym eksperymencie Nathan Cole poprzysiągł odwrócenie skutków (nie tylko ze względów bohaterskich, ale tego dowiecie się już z komiksu), a także odnalezienie pochłoniętego przez nieznany świat brata. Po dekadzie odnosi połowiczny sukces, faktycznie natrafia na Edwarda, ale ten wcale nie raduje się na myśl o powrocie do długów, nieudanych relacji i wszechobecnej presji. Realia, jakie urządzaliśmy sobie przez kilka tysiącleci przestały go interesować, a nowy początek nie tylko w osobistym wymiarze uważa za największy skarb.
Argumenty na korzyść i jednego, i drugiego przewijają się przez wszystkie trzy tomy i nawet jeżeli na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie, inteligentni Bezimienni, to właśnie ten filozoficzny dyskurs urasta do rangi serca "Oblivion Song". O ile jednak pierwszy i drugi tom wyraźnie zarysowują strony konfliktu, a nawet zostają zwieńczone kompromisem, o tyle wprowadzenie nowych istot - najprawdopodobniej niebezpiecznych i bezpośrednio związanych z międzywymiarowymi podróżami - sprawia, że Kirkman zabiera nas w nieznane, a seria, która sprawiała wrażenie zmierzającej do zakończenia, nagle nabrała rozpędu i złożyła obietnicę kolejnych niespodziewanych zwrotów akcji.
Oblivion Song
Polska, 2018-2020
Non Stop Comics
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Lorenzo De Felici