O tym, dlaczego manga Koyoharu Gotouge choć stworzona wokół nieszczególnie oryginalnego konceptu zwalczania demonów w imię niesienia ratunku bliskiej osobie, okazała się tak wyjątkową, uwielbianą na całym globie pozycją możecie przeczytać więcej w recenzji pierwszego i drugiego tomu. Dwa kolejne to etap rozwinięcia, bez udziału dopiero co poznanego głównego "złego", Muzana Kibutsujiego, za to z przedstawieniem nowych towarzyszy krucjaty Tanjirou i Nezuko.
Rodzeństwo Kamado to prawdopodobnie najbardziej wiarygodna, ciepła i sympatyczna więź tego rodzaju w historii mangi, ale gdyby cały czas dominowali na pierwszym planie, groziłoby to przesłodzeniem, a czytelnik, którego zemdlą główni bohaterowie błyskawicznie traci motywację do sięgania po kolejne rozdziały. Gotouge i tym razem udowodniła jednak, że posiadła wyjątkowe zdolności w kreowaniu postaci - potrafi z jednej strony sprawić, że są zwyczajne, bardzo przyziemne, łatwo się z nimi utożsamiać, a z drugiej mają jakąś wyjątkową, ale nie przerysowaną do stopnia karykatury cechę. Jej bohaterowie nie są jak wiecznie naburmuszony Vegeta (z całym szacunkiem dla niego, to moja ulubiona postać w "Dragon Ball") albo jak nieustannie wykrzykujący pragnienie o zdobyciu większej mocy Asta z "Black Clover", mają znacznie więcej odcieni.
Podstawowym elementem, od którego autorka zdaje się wychodzić przy kreowaniu "paczki" zabójców demonów są zmysły. Tanjirou dał się poznać jako chłopak obdarzony wyjątkowo czułym nosem, a jego nowi towarzysze reprezentują słuch oraz dotyk. Noszący maskę dzika Inosuke Hashibira uosabia drugi z nich, to żywiołowy, agresywny, skoro do walki młodzieniec, który okazuje się mieć niemalże androgeniczne oblicze. Więcej miejsca w dwóch najnowszych tomach poświecono jednak Zenitsu Agatsumie, któremu uwrażliwienia na fale dźwiękowe pozazdrościłby nawet John Cage, najwybitniejszy badacz ciszy w historii muzyki (a jednocześnie osoba, która ostatecznie udowodniła, że cisza nie jest możliwa).
Zenitsu jest przy tym swoistym odpowiednikiem Scooby'ego-Doo, boi się własnego cienia i najchętniej chowałby się za plecami towarzyszy. Kiedy jednak osiągnie maksymalny poziom przerażenia, jego świadomość wyłącza się, a kierowany instynktem wojownik przejmuje kontrolę. Ta przypadłość nie jest bynajmniej zaledwie efektem poszukiwań oryginalnej tożsamości, Gotouge zawsze dba o ukazanie kontekstu, kilka retrospekcyjnych scen wyjaśniających, dlaczego ta czy inna postać znalazła się akurat w takim położeniu, dzięki czemu łatwiej nawiązać z nimi więź. Dotyczy to zresztą również demonów, które często są gniewnymi wersjami ludzi o tragicznej przeszłości - w najnowszych tomach chociażby niespełnionego literata czy utrapionej rodzinki.
Trzeci i czwarty tom "Miecza zabójcy demonów" może nie robią aż tak piorunującego wrażenia jak pierwsze zanurzenie się w tym wyjątkowym świecie, a nawet wyłania się w nich wyraźny schemat (podróż - zlokalizowanie przeciwnika - eliminacja), niemniej to nadal unikalna manga w mistrzowski sposób łącząca stare z nowym, gatunkowe klisze z autorskimi pomysłami, a kto zdążył zapoznać się już z wersją animowaną, ten doskonale wie, że lada moment wydarzenia nabiorą rozpędu i czeka nas jeszcze mnóstwo wyjątkowych doznań.
Miecz zabójcy demonów
Tytuł oryginalny: Kimetsu no Yaiba
Polska, 2020
Waneko
Scenariusz: Koyoharu Gotouge
Rysunki: Koyoharu Gotouge