Obraz artykułu VHS: Terror w pociągu

VHS: Terror w pociągu

81%

Cały pociąg dla was i dla waszych przyjaciół na jedną wielką imprezę z okazji zakończenia edukacji - brzmi jak spełnienie marzeń? Pod warunkiem, że jednym z pasażerów nie jest żądny zemsty morderca. W takiej scenerii, w jednej z pierwszych ról po przełomowym "Halloween" Johna Carpentera, obsadzona została Jamie Lee Curtis, a od premiery "Terroru w pociągu" mija właśnie czterdzieści lat.

Jako jedna z pierwszych scream queens w historii kina, Curtis po pierwszym starciu z Michaelem Myersem musiała mierzyć się z zaszufladkowaniem. W 1980 roku zagrała w aż trzech horrorach - poza "Terrorem", ponownie współpracowała z Carpenterem przy "Mgle", a także wystąpiła w pierwszej części "Balu maturalnego". W kolejnych latach robiła wszystko, żeby wyrwać się ze schematu, ale po dziś dzień pamiętana jest przede wszystkim z tych wczesnych produkcji, a debiutancki film Rogera Spottiswoode'a (później autora między innymi "Stój, bo mamuśka strzela", "Air America" czy "Jutro nie umiera nigdy") choć momentami nieporadny, nadal potrafi oczarować wyjątkową atmosferą i ukrytymi smaczkami.

Kadr z filmu "Terror w pociągu". Ludzie na imprezie.

Producent Daniel Grodnik nie miał wygórowanych ambicji, po latach przyznawał, że jego jedynym pomysłem było nakręcenie "Halloween" w pociągu, nic więc dziwnego, że do współpracy zaprosił właśnie odtwórczynię roli Laurie Strode. Rezultat ma jednak własną tożsamość, jeżeli już, to przypomina raczej "Morderstwo w Orient Expressie" w bardziej bezpardonowej i mniej zawiłej wersji. Ciasne wagony, kadry zwężone ścianami przedziałów, brak możliwości opuszczenia miejsca zbrodni czy prószący za oknami śnieg pozwalają stworzyć klaustrofobiczną, duszną atmosferę, a morderca może wyskoczyć dosłownie zewsząd w pełnym schowków, maleńkich pomieszczeń i kuszetek pociągu.

 

Nastrój "Terroru w pociągu" jest mocnym atutem, bo sama historia to z pozoru kolejna wariacja na temat zemsty "zza grobu" za złośliwy wygłup sprzed lat. Znamy to z "Płomieni", z "Krwawego odwetu" czy nawet z "Balu maturalnego" i chociaż trudno o bardziej pretekstowy motyw dla scenariusza horroru (może poza zaklętym przedmiotem uwalniającym demoniczny byt), w tym gatunku nawet tak prastare klisze mogą okazać się skuteczne, jeżeli zręcznie się nimi manipuluje. Ciekawym, mniej jaskrawym i czytelnym wątkiem jest natomiast ten związany z magią i to nie tylko dlatego, że w jedynej roli, w której nie grał samego siebie występuje tutaj David Copperfield, iluzjonista znany z takich sztuczek, jak zniknięcie Statuy Wolności czy lewitacja nad Wielkim Kanionem.

Kadr z filmu "Terror w pociągu". Kobieta stoi, obok mężczyzna z różą.

Triki bohatera Copperfielda (nazywanego po prostu "magikiem") przewijają się przez cały film, ale można też dopatrzeć się pewnej prawidłowości - osoby powątpiewające, potrafiące je przejrzeć często przeżywają, a te, które dają się omamić zostają pozbawione życia. Po odszyfrowaniu tego związku, "Terror w pociągu" odkrywa dodatkową, nie aż tak oczywistą warstwę, a modus operandi mordercy okazuje się ściśle związane z traumą, jakiej sam przed laty doznał z rąk swoich obecnych ofiar, kiedy uległ złudzeniu i uwierzył, że serce klasowej piękności mogłoby zabić szybciej do stereotypowego "przegrywa", a ostatecznie w łóżku zamiast na nią, natrafił na... zwłoki. Kiedy role się odwracają, Kenny wciela się w różne postacie, nabiera pasażerów pociągu, nosi prosty strój Groucho Marxa albo jaszczurki i z łatwością zabija tych, którzy uwierzą w jego kreacje.

 

Artyści pokroju Copperfielda bazują na tym, że całą uwagę widzów kierują na jedną z dłoni, podczas gdy drugą, tuż przed naszymi oczami, podstępnie przesuwają przedmioty, chowają je albo podmieniają. Spottiswoode działa w bardzo podobny sposób - większość osób będzie wpatrywać się w to, co przytyka do obiektywu kamery, czyli po prostu kolejny slasher, ale jeżeli gdzie indziej skierujecie wzrok, da się z "Terroru w pociągu" wyciągnąć znacznie więcej, chociażby to, że morderca, od początku znany z imienia i twarzy, przez cały czas przewija się przez ekran, a jednak zdaje się niewidzialny. To wyjątkowo sprytna konstrukcja, która nie zasługuje na sprowadzenie do miana "Halloween" w pociągu.

Kadr z filmu "Terror w pociągu". Zakrwawiona kobieta siedzi.

Czterdzieści lat po premierze "Terror w pociągu" jest horrorem zapomnianym, nigdy nie doczekał się sequela czy remake'u i najczęściej bywa postrzegany jako jeden z pierwszych produktów gwałtownie przybierającego na popularności w latach 80. slasheru, ale to znacznie ciekawszy film, podobnie jak od szukania piłeczki pod kubkiem bardziej interesujące jest to, jak zręczne palce "magika" zmuszają nas do przyjęcia jego perspektywy. Po latach warto wrócić do tej historii, ale tym razem uważnie patrzeć na drugą dłoń sztukmistrza.


Terror w pociągu

Tytuł oryginalny: Terror Train

Kanada, 1980

Astral Bellevue Pathé

Reżyseria: Roger Spottiswoode

Obsada: Ben Johnson, Jamie Lee Curtis, Hart Bochner


VHS: Miasto żywych trupów. Fulci łączy Romero z Lovecraftem
VHS: Speed. 25-lecie niebezpiecznej prędkości
VHS: Laleczka Chucky


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce