Po znakomitym sezonie zimowym (chociażby za sprawą "Dorohedoro", "Somali i Strażnik Lasu", "Eizouken ni wa Te wo Dasu na!" czy "Id:Invaded") nastał okres posuchy. Wiosną jedyną nową serią wartą uwagi było "Kami no Tou", a minione lato okazało się niewiele lepsze. Co gorsze, jedna z najciekawszych i najbardziej zaskakujących animacji ostatnich miesięcy przemknęła niemal niezauważona, choć ma wszelkie predyspozycje, by stać się klasykiem wspominanym latami.
Opisywanie "Deca-Dence" wymaga dużej ostrożności, bo już w drugim odcinku dochodzi do tak bardzo zaskakującego zwrotu akcji, że wyobrażenie o całym świecie przedstawionym musi zostać zweryfikowane. To mniej więcej ten sam poziom zaskoczenia, co odkrycie prawdy o "Ataku tytanów" (uwaga spoiler!), kiedy życie za murami okazuje się nie walką o przetrwanie w wyniszczonym świecie, a próbą izolacji w napiętej od politycznych rozgrywek rzeczywistości. Żeby nie psuć zabawy, dodam tylko, że znakomity scenariusz Hiroshiego Seko (w różnych rolach pracował między innymi przy "Ajin", "Dorohedoro", "Kill La Kill", "Mob Psycho 100" czy właśnie przy "Ataku tytanów", więc ma już całkiem imponujący dorobek na koncie) to połączenie postapokalipsy z przewrotnym isekai, "Matrixem", "Strażnikami kosmosu", "Wall-E", przesłodzonymi kreskówkami Cartoon Network (czasami grawitując w kierunku "Przyjaciół z wesołego lasu") i klasycznym schematem "od zera do bohatera".
Wrzucenie tak skrajnie odmiennie smakujących składników do jednego gara może wydawać się nonsensem, a skorzystanie z wymyślonego w ten sposób przepisu odstrasza widmem niestrawności, ale niespełna czterdziestoletni Yuzuru Tachikawa już kilkukrotnie udowadniał, że jego "kulinarne" zdolności stoją na wysokim poziomie - reżyserował między innymi "Death Billiards", "Death Parade" czy "Mob Psycho 100". Nie powinno dziwić, że po wejściu w tak zniuansowany i wielowymiarowy świat zamiast lękliwie przesuwać elementy delikatnej konstrukcji, porusza nimi ze śmiałością i odwagą, które potrafią na zmianę uderzać emocjami i znakomitymi, pięknie animowanymi (nawet kiedy w znaczącym stopniu opierają się o wykorzystanie komputera) scenami akcji. Zadanie jest o tyle trudniejsze, że w gruncie rzeczy musi tworzyć dwa światy jednocześnie - jeden mroczny i realistyczny, drugi oślepiający kolorami i sączący tak ogromną ilość cukru, że aż chciałoby się ustawić szklankę herbaty pod ekranem.
Warto dodać, że "Deca-Dence" to seria oryginalna, niebazująca na papierowym pierwowzorze, co wiąże się z nieco innymi pobudkami, jakie stoją za jej twórcami. Dla kontrastu ponownie można przywołać "Atak tytanów", który w wersji animowanej nadal zachwycał zawiłą fabułą, ale w pierwszym sezonie zawodził powtarzalnością całych sekwencji niczym w dawnych kreskówkach Hanny-Barbery, co było rezultatem potrzeby szybkiego spieniężenia sukcesu mangi. Studio Nut (dotąd znane wyłącznie z "Youjo Senki" i "FLCL Alternative") mogło sobie pozwolić na komfort tworzenia z myślą wyłącznie o tym jednym tytule, a nie z przymusem sprzedania dodatkowego produktu. Mało tego, nikt nie mógł wiedzieć, co go czeka - to jedyna istniejąca wersja tej historii i chociaż absolutnie nie podważam sensu tworzenia ekranizacji komiksów, jest coś wyjątkowego w wyczekiwaniu na jeden nowy odcinek każdego tygodnia i brak możliwości wcześniejszego sprawdzenia, co się lada moment ma wydarzyć.
Jeżeli zdecydujecie się sięgnąć po "Deca-Dence", koniecznie musicie zobaczyć przynajmniej dwa odcinki, zanim postanowicie, czy warto zgłębić cały sezon. Przy pierwszym spotkaniu może wydawać się, że to seria wtórna i zmierzająca w oczywistym kierunku, ale im dalej, tym coraz więcej pojawia się zakrętów, niespotykanych rozwiązań i wyjątkowych choreografii pojedynków z udziałem całych armii przeciwników. To nie tylko najoryginalniejsze anime minionego sezonu, ale także jedno z najoryginalniejszych ostatnich lat.
Deca-Dence
Japonia, 2020
Nut
Reżyser: Yuzuru Tachikawa
Obsada: Tomori Kusunoki, Katsuyuki Konishi, Eri Kitamura