Podobnie jak w przypadku "O dziewczynie skaczącej przez czas", anime poprzedziło wydanie komiksowe, ale "Summer Wars" to historia na tyle wielowątkowa, że nie dałoby się jej skrócić bez strat, więc chociaż druga z tych pozycji na ekranie trwa ledwie szesnaście minut dłużej, na papierze zajmuje o dwa tomy więcej.
Wielkim talentem Hosody jest sięganie po proste fabuły napędzane wątkiem miłosnym i nakładanie na nie tak wielu dodatkowych warstw, aż zyskają unikalny charakter. Na warstwy mogą składać się kolejne wątki, ale przede wszystkim są to zasady funkcjonowania świata przedstawionego, co w "Summer Wars" nie tylko zostało doprowadzone do perfekcji, ale wręcz balansuje na cienkiej granicy oddzielającej realizm od kiczu, nigdy jednak nie przekraczając jej.
Akrobatyczny wyczyn polega na tym, że z jednej strony zostajemy wciągnięty w naiwny, nastoletni romans pomiędzy zakochanym po uszy matematycznym nerdem a dziewczyną, która wynajmuje go do roli udawanego chłopaka, by zadowolić wchodzącą w dziewiątą dekadę życia babcię (tyle, że zapomina mu o tym powiedzieć); z drugiej strony poznajemy Oz - produkt następnego etapu rozwoju mediów społecznościowych, gdzie zamiast prostego interfejsu, istnieje ogromna wirtualna rzeczywistość niczym w grze komputerowej, a jego popularność jest tak duża, że sięgają po niego ludzie na najwyższych państwowych i biznesowych stanowiskach, a nawet w nim załatwiają interesy, naiwnie wierząc, że wymieniane przez nich dane pozostaną bezpieczne. Jest w tym opisie coś niedorzecznego, co zmusza do odbierania go jako naciąganego, ale mniej więcej w połowie pierwszego tomu każdy z tych elementów zazębia się ze sobą w tak naturalny sposób, że ani starsza pani wymachująca naginatą, ani inteligentny wirus komputerowy o nazwie Love Machine nie wydają się przesadzone.
Można wręcz uznać, że Hosoda dopuścił się nietypowej wariacji na temat sekaikei, które trudno nazwać nurtem czy gatunkiem, ale historie tego typu zazwyczaj związane są z bardzo przyziemną, intymną relacją dwojga młodych ludzi, która w jakiś sposób łączy się z apokaliptyczną groźbą i przysłania reakcje czy obawy ogółu społeczeństwa. Najbardziej oczywisty przykład to "Neon Genesis Evangelion" i niemal każdy inny byłby związany z mechami albo z ponurą aurą, ale nie "Summer Wars". Tutaj położono nacisk przede wszystkim na oddanie piękna japońskiej prowincji; rodzinne przywary, kłótnie i pojednania, a także podkreślenie, że tradycje i przeszłość nie muszą stać w opozycji do technologii i przyszłości.
Różnice pomiędzy mangą a anime "Summer Warsa" są niewielkie. Na korzyść pierwszego może przemawiać nieco więcej czasu poświęconego na uwiarygodnienie dopiero rodzącej się relacji Kenjiego i Natsuki; na korzyść drugiego znacznie bardziej imponujący i barwny świat Oz; a na korzyść obydwu - i studia Madhouse, i odpowiedzialnego za rysunki w komiksie Iqura Sugimoto - odnotować można równie dynamiczne sceny akcji, a zwłaszcza widowiskowe pojedynki fikcyjnej postaci znanej jako King Kazama. Pozostaje więc pytanie, czy jeżeli seans animacji Hosody ma się już za sobą, to warto powrócić do tych wydarzeń w wersji papierowej? Na pewno różnice nie są tak wyraźne, jak w przypadku "O dziewczynie skaczącej przez czas", ale siła emocji zawartych w obydwu wersjach jest na tyle potężna, że dla nikogo ponowne doświadczenie "letnich wojen" nie powinno być marnowaniem czasu. Jeżeli natomiast z "Summer Wars" w ogóle nie mieliście wcześniej doświadczenia, to wskazując siebie samego jako przykład, mogę zaręczyć, że jeżeli najpierw przeczytacie, a dopiero później obejrzycie, doznania będą jeszcze intensywniejsze, bo zanim pochłonie was zapierająca dech w piersiach oprawa wizualna, zdążycie poznać serce tej historii.
Summer Wars
Polska, 2018
Waneko
Scenariusz: Mamoru Hosoda
Rysunki: Iqura Sugimoto