Wolfsbane, Magik, Cannonball, Danielle Moonstar (znana także jako Psycho albo Mirage), Sunspot czy nawet doktor Cecilia Reyes to czytelnikom i czytelniczkom komiksów z mutantami Marvela w rolach głównych postacie doskonale znane. Większość z nich faktycznie tworzyła pierwszy skład New Mutants (brakuje tylko pierwszej liderki drużyny - Karmy), który na papierze zadebiutował w 1982 roku, a więc jeżeli słowo nowi w tytule brać na poważnie, to tylko w kontekście debiutu ekranowego, bo najprawdopodobniej o każdej z tych bohaterek i każdym z tych bohaterów wcześniej słyszało mniej więcej tyle samo osób, co o Star-Lordzie, Gamorze czy o Groocie, zanim James Gunn dał im nowe życie w "Strażnikach galaktyki". Oznacza to natomiast także, że Boone nie musiał obawiać się gniewu rozczarowanych fanów (a przynajmniej nie na masową skalę) i mógł popuścić wodzy fantazji.
Mierzył wysoko - zapowiedział nakręcenie superbohaterskiego horroru, a w uwiarygodnieniu jego wizji mieli pomóc między innymi Marilyn Manson, który podłożył głos pod czarny charakter czy Mark Snow, autor nieśmiertelnej ścieżki dźwiękowej do "Z archiwum X". Zwiastun pozwalał wierzyć, że faktycznie będzie to film mroczny, a początkowe sceny z sesjami terapeutycznymi w odciętym od świata ośrodku mają w sobie coś niepokojącego, co może kojarzyć się z "Koszmarem z ulicy Wiązów III: Wojownikami snów", ale z czasem okazuje się, że poziom "Gęsiej skórki" czy "Historii z dreszczykiem" nigdy nie zostaje przekroczony. Z jednej strony trochę to rozczarowujące, z drugiej jeżeli zapomnieć o oczekiwaniach, mimo wszystko całkiem świeże i intrygujące.
Młodocianych mutantów również można zaliczyć na plus. W superbohaterskich zmaganaich gdzie głównym bohaterem jest drużyna, często unikalne cechy jednostek zostają spłaszczone do niemalże jednego bytu o kilku umysłach, któremu w dodatku przyświeca ten sam cel. Boone i Knate Lee (współautor scenariusza) nie popełnili tego błędu i nawet jeżeli ich spojrzenie na nastolatków to niewiele ponad wariację na temat "The Breakfast Club", rezultat i tak jest solidny, dodatkowo wzmocniony przez sprawną obsadę z Anyą Taylor-Joy ("Split", "Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii") i Charliem Heatonem ("Stranger Things") na czele. Szkoda tylko, że ostatecznie niewiele mają do zagrania i cały ten wysiłek, cały przyzwoicie skonstruowany pierwszy akt rozbijają się o banały i niedorzeczności późniejszych wydarzeń.
Na tej podstawie można wytoczyć najcięższy zarzut - "Nowi mutanci" to niezły film, na pewno nie sięga tak niskiego poziomu, jak "Fantastyczna czwórka" Josha Tranka czy "Liga sprawiedliwości", ale brak mu tożsamości, co jest podwójnie frustrujące, bo tu i ówdzie można dostrzec pomysłowość reżysera, a inaczej rozłożone akcenty mogłyby sprawić, że mielibyśmy do czynienia z czymś więcej, niż tylko kolejnym dumaniem nad dwoistą naturą mutantów (w domyśle także ludzi) czy ich odnajdowaniem się w społeczeństwie (w domyśle odnajdywanie się mniejszości wszelkiego rodzaju).
Mimo wielu potknięć i kulawego scenariusza, po "Nowych mutantów" warto sięgnąć, a dla osób zainteresowanych komiksowymi ekranizacjami to wręcz obowiązkowa pozycja, bo chociaż treść razi wtórnością, zostaje podana w sposób, który nie odpycha i nie zmusza do opuszczenia sali kinowej, a nawet przyciąga nastrojem, przygaszonymi kolorami i utrapionymi nastolatkami z krwi i kości. Poniekąd szkoda, że na sequel nie ma szans - drużyna pokazała ledwie namiastkę swoich umiejętności, dopiero odkryła swój potencjał, a pogłębienie ich historii mogłoby się okazać ciekawsze od kolejnego obrazu z Wolverinem, Cyclopsem czy Jean Grey w rolach głównych.
Nowi mutanci
Tytuł oryginalny: The New Mutants
USA, 2020
Marvel Entertainment
Reżyseria: Josh Boone
Obsada: Maisie Williams, Anya Taylor-Joy, Charlie Heaton