Obraz artykułu Uncle Peckerhead. Na trasie koncertowej z kanibalem

Uncle Peckerhead. Na trasie koncertowej z kanibalem

60%

Dawno, dawno temu zespoły nie występowały na koncertach transmitowanych z własnych sypialni albo na festiwalach w Minecrafcie, zamiast tego jeździły w trasy koncertowe i spotykały się twarzą w twarz z fanami i fankami... Może jeżeli spojrzycie w kalendarz, okaże się, że jednak nie było to aż tak dawno temu, ale na pewno subiektywne odczucie upływu czasu wskazuje na przynajmniej kilka dekad. "Uncle Peckerhead" to z kolei krwawe i zabawne przypomnienie, że życie na trasie nie było łatwe.

W pandemicznych czasach krąży wśród zespołów żarcik o tym, że odkąd nie grają koncertów, wreszcie zaczynają zarabiać i chociaż jest w tym kilkanaście kilogramów ziaren prawdy, dla wielu tęsknota za sceną okazała się znacznie dotkliwsza niż tęsknota za godziwą wypłatą. Duh - fikcyjny zespół z "Uncle Peckerhead" - zmobilizowany jest do tego stopnia, że przed pierwszą trasą całe trio porzuca dotychczasowe, znienawidzone prace i wszystko stawia na jedną kartę. Nie trzeba mieć żadnej wiedzy na temat funkcjonowania tej branży czy niezależnej sceny, by przewidzieć, co ich wkrótce czeka - rychła klęska.

Kadr filmu "Uncle Peckerhead". Zakrwawiony mężczyza.

Duh mierzy się ze stereotypowymi problemami, ale wyolbrzymionymi do karykaturalnego stopnia. Są okropne kluby, których widok niemalże doprowadza do samoistnego powstania nowej technologii - odczuwania zapachu w trakcie seansu i nie jest to zapach przyjemny; są okropni dźwiękowcy traktujący zespoły jak przeszkodę do uzyskania perfekcyjnego brzmienia w spelunie, której akustyka nawet Korteza zmieniłaby w projekt noise'owy; są pazerni, zakłamani promotorzy, dla których ustalenia sprzed koncertu istnieją tylko po to, by je łamać; są też nikomu nieznane zespoły, których ego urasta do gargantuicznych rozmiarów tylko dlatego, bo ich nazwa znajduje się na szczycie plakatu (a przy okazji grają emocjonalny, zaangażowany i pretensjonalny post-hardcore). Kiedy jednak desperacja doprowadza do tego, że Judy, Mel i Max ruszają w trasę pojazdem tytułowego, zupełnie im obcego wujka Peckerheada, nagle staje przed nimi bardzo niestandardowy problem - wycieczka z demonicznym kanibalem.

Kadr filmu "Uncle Peckerhead". Przerażona kobieta stoi.

Demonicznym, bo chociaż na pozór to potulny pan w średnim wieku, co noc przeobraża się w nieludzkie stworzenie, ale swoich nie rusza, a wręcz zaprzyjaźnia się z nimi i wdaje się w osobiste rozmowy na tematy związane chociażby z życiem erotycznym czy... egzystencją człowieka. Zapytany o smak tych, których spożywa, opowiada: Niektórzy ludzie smakują jak psie gówno, inni jak arbuzowy sorbet, na co gitarzysta zespołu odpiera: To metafora obrazująca całą ludzkość. Jak nie trudno się domyślić, proporcje komedii do horroru nie są równie - zdaje się zresztą, że dzisiaj niewielu potrafi znaleźć idealną równowagę pomiędzy tymi dwoma składnikami na wzór "Martwego zła 2" czy "Re-Animatora" - i chociaż krew tryska na prawo i lewo, tu i ówdzie można zobaczyć oderwane głowy czy zwisające kręgosłupy, "Uncle Peckerhead" najczęściej przypomina ciepłą, rodzinną komedię.

 

Można wręcz pokusić się o porównanie do "Green Book", również nakręconego na bazie prastarego schematu, ale tego, którego celem jest wyżebranie Oscara. W obydwu tour manager i artyści najpierw się nie dogadują, stopniowo poznajemy ich i obserwujemy rodzącą się przyjaźń, a w trzecim akcie następuje kryzys i... finały wprawdzie nie pokrywają się, ale obydwa na swoje sposoby są szablonowe i w całej swoje przewidywalności satysfakcjonujące.

Kadr filmu "Uncle Peckerhead". ZZakrwawieni kobieta i mężcyzna stoją.

"Uncle Peckerhead" będzie bez porównania zabawniejszym i bardziej rozrywkowym filmem dla tych osób, które trasy koncertowe albo przynajmniej pojedyncze, małe koncerty w lokalnych klubach znają z doświadczenia i dostrzegą ich zniekształcone odbicie w obrazie Matthew Johna Lawrence'a. W przeciwnym razie to po prostu kolejny komedio-horror z kilkoma niezłymi efektami specjalnymi i dużą ilością krwi. Przyjemny, ale niedorównujący klaskom pokroju "Rabid Grannies", "Piekielnego motelu" czy drugiej części "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną".


Uncle Peckerhead

USA, 2020

Subtle T-Rex

Reżyseria: Matthew John Lawrence

Obsada: Chet Siegel, David Littleton, Jeff Riddle



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce