Introspekcje i autodiagnozy Marcusa, jego życie uczuciowe, walka ze skrajnymi emocjami i próby odnalezienia się w szkole niby dla zabójców, a tak naprawdę wcale nie aż tak bardzo odmiennej od większości polskich liceów to w moim odczuciu najcenniejsze skarby ukryte w komiksie Ricka Remendera. Chyba tylko Brian K. Vaughan (zwłaszcza w "Paper Girls") z porównywalną swobodą i wiarygodnością potrafi wcielić się w rolę poszukującego własnej tożsamości nastolatka, a jednocześnie snuć na tyle interesującą opowieść, że wiek czytelnika/czytelniczki nie ma żadnego znaczenia.
Z tej perspektywy czwarty tom "Deadly Class" nie jest aż tak pasjonujący, jak chociażby druga połowa poprzedniego, ale taka refleksja pojawia się wyłącznie w nielicznych momentach, kiedy nasz główny bohater pozwala sobie na obnażenie przemyśleń i przypomina o nierzadko pamiętnikarskiej narracji we wcześniejszych rozdziałach komiksu. W innych okolicznościach zwyczajnie nie ma na to czasu, walka każdego z każdym przybiera tak rozległe rozmiary, że pomiędzy cheerleaderkami zabijającymi ostrzami ukrytymi w pomponach, strzelaninami, pościgami i szeregiem zdrad oraz machinacji nie ma miejsca na ani sekundę rozżalenia. Może tym razem nie jest aż tak bardzo emocjonalnie, ale w zamian jest bardzo emocjonująco.
Rysownik Wes Craig niejako przejmuje w czwartym tomie władzę nad prowadzeniem narracji, więcej dzieje się w rysunkach niż w tekście i w dodatku dzieje się na poziomie wyjątkowo brutalnym, obejmującym szereg zaskakujących morderstw, kojarzącym się z bezpardonowością "Gry o tron". Jego styl przypomina Franka Millera z lat 80. albo Mike'a Mignolę (głównie za sprawą gęstego zastosowania czerni i zestawiania jej z kolorami podstawowymi), doskonale sprawdza się w licznych scenach akcji i pojedynków. Wyczucie ruchu i umiejętne stosowanie mimiki, które zmieniają się wraz z opadaniem z sił poszczególnych bohaterów i bohaterek; sposób, w jaki postacie "grają" i jednocześnie dbałość o takie detale, jak tatuaże albo odzienia przypasowane do konkretnych subkultur nawet największego malkontenta muszą wprawić w zachwyt. To tom spod znaku stylowego kina klasy B pokroju "Wojowników" albo "Klasy 1984" i jej kontynuacji, "Klasy 1999".
"Deadly Class" byłoby oczywiście niekompletne bez jeszcze jednego ważnego elementu - nawiązania do muzyki i to na ekstremalnie nerdowskim poziomie. Dla Remendera pomysłem wyjściowym na ten komiks było połączenie doświadczeń związanych z dorastaniem na punkowej (czy już nawet bardziej post-punkowej) scenie w latach 80. ze szkołą dla zabójców i nigdy o tym pierwszym elemencie nie zapomina. Tym razem wystawił natomiast taką laurkę dla The B-52's, że aż trudno w trakcie lektury nie sięgnąć po ich nagrania, ale nie po przebojowy "Love Shack", a raczej po najwcześniejsze wydawnictwa, dalekie od mainstreamowych standardów.
Czwarty tom "Deadly Class" na pewno jest inny od pozostałych, bardziej nastawiony na akcję, ale z tego powodu ani nie lepszy, ani nie gorszy. Niewątpliwie na plus zaliczyć należy natomiast dynamikę scenariusza całej serii, bo nawet jeżeli któreś z jego elementów lubimy bardziej od innych, nie ma nic gorszego niż ugrząźć w jednym wątku aż do znudzenia. Nie ma też wątpliwości, że po dotarciu do ostatniej strony nie będziecie mogli doczekać premiery tomu piątego - cliffhanger jest tak skuteczny, że trudno nie zakląć pod nosem na myśl o tych kilku miesiącach, które trzeba przetrzymać zanim poznamy ciąg dalszy.
Deadly Class, tom 4: Umrzyj za mnie
Tytuł oryginalny: Deadly Class, Volume 4: Die For Me
Polska, 2020
Non Stop Comics
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Wesley Craig
Recenzje wcześniejszych tomów:
Deadly Class, tom 1. Przystosowanie do śmierci w rodzinie
Deadly Class, tom 2. Dzieci czarnej dziury
Deadly Class, tom 3. Wężowisko