Przekonanie się do "Kami no Tou" ("Wieża Boga") może chwilę zająć, bo historia zbudowana wokół tak bardzo wyeksploatowanego motywy nie może być oryginalna, ale jak pokazał przypadek chociażby "Miecz zabójcy demonów", nie zawsze potrzeba nowatorstwa, by zafascynować i podobnie jest z manhwą (czyli koreańskim komiksem) napisaną przez Lee Jong Huia, znanego lepiej jako SIU.
Pierwszym wabikiem okazuje się oprawa audiowizualna, to dzięki niej już po inicjującym sezon, bardzo przewidywalnym odcinku ma się ochotę na więcej. Studio Telecom Animation Film (znane przede wszystkim z wielu odsłon przygód Lupina III) postawiło na zaskakujące rozwiązanie i tylko odrobinę podrasowało pierwowzór wydawany w formie komiksu internetowego. Widać to przede wszystkim w konturach - grubych i surowych, kojarzących się z niezależnymi komiksami z podziemia, ale animowanych w płynny i zachwycający sposób (zwłaszcza od trzeciego odcinka, kiedy scen akcji jest znacznie więcej). Tak charakterystyczny i nietypowy wygląd prawdopodobnie będzie miał równie wielu zwolenników, co przeciwników, ale nie da się zaprzeczyć, że pod tym względem to jedno z najbardziej wyjątkowych anime tego roku.
.jpg)
Podobnie jest ze ścieżką dźwiękową, bo chociaż na przywitanie można usłyszeć do bólu stereotypowy i sterylnie wyprodukowany kawałek koreańskiego Stray Kids, oprawa w samym anime urzeka świeżymi pomysłami, doskonałym wyczuciem i potęgowaniem emocji (zwłaszcza świetne fortepianowe solo pod koniec czwartego odcinka). Autorem jest urodzony w Australii Kevin Penkin, który ostatnio ma świetną passę - jego ścieżki dźwiękowe do "Made in Abyss" czy "The Rising of the Shield Hero" były równie imponujące, a przy okazji zarówno współpraca z nim, ze Stray Kids czy ekranizacja twórczości SIU pokazują, że świat anime coraz bardziej otwiera się na "gaijinow".
Jak już złapiecie haczyk i zaczniecie oswajać się z tym, jak "Kami no Tou" brzmi i wygląda, na pierwszy plan wreszcie wychodzą kwestie najważniejsze, czyli przede wszystkim fabuła i konstrukcja świata. To drugie jest szczególnie intrygujące, wystarczy spojrzeć na galerię przedziwnych postaci, żeby zacząć drapać się w głowę i zastanawiać, co tu się właściwie dzieje. Z jednej strony poznajemy bohaterów typowych dla fantasy, chociażby człekokształtnego jaszczura czy inne skrzydlate stwory, z drugiej jest chłopak wzorowany na samuraju, a z jeszcze innej typowy licealista w fioletowym dresie albo chłopak niewynurzający się poza... śpiwór. Miszmasz dziwny, ale działający wyłącznie na korzyść kreowania ciekawego, rozbudowanego i skomplikowanego świata przedstawionego, a to przecież najistotniejszy element fantasy.
.jpg)
Stworzenie wielowarstwowej rzeczywistości niesie za sobą ryzyko przytłoczenia odbiorców informacjami i nazwami, dlatego często stosuje się zabieg wprowadzenia kogoś spoza niej, kto odkrywa całe to bogactwo razem z widzami. Nie inaczej jest z Bamem, naszym głównym bohaterem, co jednocześnie oznacza jego osłabienie. Bam jest nijaki i nudnawy, ale potrzebny właśnie w takiej formie, bo w tego rodzaju historiach (podobnie jak chociażby we "Władcy Pierścieni") najważniejsza jest nie jednostka, a sploty wydarzeń, machinacje, zwroty akcji i cel nadrzędny, którego zrealizowanie wykracza poza możliwości jednej osoby.
Pierwszy sezon "Kami no Tou" to ledwie trzynaście odcinków, rozkręca się powoli, a materiału do ekranizacji jest tak dużo, że o ile anime nie zostanie skasowane albo w którymś momencie studio nie zdecyduje się pójść na skróty, to do końca dobrniemy pewnie za kilka lat i to właściwie najpoważniejsza wada - nie każdy, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, na takie zaangażowanie czasowe może sobie pozwolić. Jeżeli jednak lubicie długie, dopracowane w każdym szczególe, powoli ukazujące swoje uroki baśnie, to trafiliście na idealną pozycję.
Kami no Tou
Japonia, 2020
Telecom Animation Film
Reżyser: Takashi Sano
Obsada: Taichi Ichikawa, Nobuhiko Okamoto, Saori Hayami