Ostatnie sceny "The Boy" przypominają zwieńczenie "Szóstego zmysły" - perspektywa na cały film zostaje kompletnie zmieniona, a w dodatku wprowadzono swoisty czwarty akt (może nie aż tak wyraźnie zarysowany, jak w japońskim "The Ring", ale porównywalnie skuteczny). Liczne klisze z wcześniejszych minut okazały się igraniem z widzem, a rezultat to obraz obdarzony dużą samoświadomością i zachęcający do powtórnego zgłębienia się w tę historię, tym razem ze wszystkimi elementami układanki już na starcie. Kontynuacja tak zgrabnie zakończonej opowieści nie miała prawa powstać, a jednak reżyser William Brent Bell i scenarzysta Stacey Menear przez cztery lata szukali sposobu na przywrócenie Brahmsa do życia i zrobili to w najgorszym możliwym stylu.
Bez zdradzania szczegółów fabuły pierwszej części, twist dotyczy przede wszystkim niespodziewanego obdarcia filmu z elementu nadnaturalnego na rzecz bardzo przyziemnych pobudek, jakimi kierował się tytułowy bohater. W kontynuacji zaskakuje natomiast wymazanie tej metamorfozy i bynajmniej nie jest to zaskoczenie pozytywne. Za "Brahms: The Boy II" stoi ten sam duet twórców, ale już karkołomny tytuł zdradza, że coś tym razem nie zaskoczyło. Doświadczenie poprzednich niespodziewanych zakrętów fabularnych wywołuje jednak odruch powątpiewania i nawet jeżeli kolejne minuty upływają na odrysowywaniu kalki z horrorowego schematu, a kolejne jump scare'y coraz bardziej irytują, nadzieja wciąż się tli. Przez mniej więcej godzinę można się łudzić, że znowu wciągnięto nas w sprytną grę, ale zdemaskowanie demonicznej lalki równa się "przeskoczeniu rekina", a najbardziej przerażającą wizją jest dotrwanie aż do napisów końcowych. Ostatecznie największym zaskoczeniem tego horroru okazuje się brak zaskoczenia...
Jedynym ratunkiem dla "Brahms: The Boy II" z tak absurdalnym scenariuszem byłoby wejście w tę niedorzeczność z jak największym impetem, bo chociaż oryginału nie udałoby się w ten sposób przebić ani nawet mu dorównać, to mogłaby to być przynajmniej pozycja rozrywkowa. Na tej zasadzie sprawdziły się drugie "Halloween" z 1981 roku, "Koszmar z ulicy Wiązów 3: Wojownicy snów" czy znakomity "Piątek trzynastego VI: Jason żyje". Bell i Menear popełnili jednak grzech nie do wybaczenia - ich sequel nie jest nawet zabawny, to półtorej godzinny potwornej nudy. Najstraszniejsze, co może się tutaj wydarzyć to szczekający znienacka pies, którego poddano amplifikacji przemieniającej w ryczącą bestię albo przemykający cień, któremu towarzyszy gwałtowny, krótki wybuch orkiestralnych odgłosów. Nie ma ani tajemniczej atmosfery znanej z oryginału, nie ma realnej grozy, nie ma nawet postaci, o których losy moglibyśmy się martwić. Nie tylko rodzina dręczona przez lalkę jest do tego stopnia nijaka, że nie potrafi wzbudzić empatii, nawet sam Brahms wydaje się zupełnie niegroźny, przypomina kreskówkowe czarne charaktery pokroju Gargamela albo kojota Wilusia - nie wiedziałby co zrobić, gdyby wreszcie udało mu się dopaść swój cel.
Brahms z zagadkowej i nieoczywistej postaci przemienił się w lichą podróbkę Annabelle, która mogłaby wzbudzać realną grozę tylko po umieszczeniu w scenariuszu kolejnej części "Toy Story". Zwolennicy pierwszej odsłony nie mają tutaj czego szukać - to będzie jedno wielkie rozczarowanie. Ewentualnie te osoby, które pierwowzoru nie widziały (bo zaznajomienie się z nim nie jest konieczne dla zrozumienia fabuły) mogą potraktować "Brahms: The Boy II" jako niewymagające tło na przykład do prasowania albo do gotowania obiadu, bo do siedzenia w bezruchu w sali kinowej na tak słabym filmie po prostu szkoda waszego czasu.
Brahms: The Boy II
USA, 2020
Huayi Brothers
Reżyseria: William Brent Bell
Obsada: Katie Holmes, Owain Yeoman, Christopher Convery