Mimo że akcja nowego filmu Williama Eubanka (reżysera świetnego "Sygnału" z 2014 roku) rozgrywa się na dnie oceanu, nie ma wątpliwości co do stojących za filmem inspiracji - to klaustrofobiczny horror science-fiction bez opamiętania przetwarzający motywy zapożyczone z "Obcego", "Ukrytego wymiaru", a nawet innego filmu zacierającego granice pomiędzy kosmiczną a podmorską otchłanią - "Pandorum".
Reżyser doskonale wie, że znamy zasady, jakimi kierują się tego rodzaju historie, więc nie marnuje czasu na nudnawe opowieści o podwodnej bazie z najbardziej zaawansowaną technologią na Ziemi; nie pokazuje tajemniczych scen z pękającym dnem, z którego w domyśle coś zaraz ma wypłynąć; nie naświetla przeszłości głównej bohaterki jako matki, która pragnie jedynie wrócić do męża i dziecka; nie naświetla też przeszłości głównego bohatera jako naukowca wyklętego przez swoje środowisko albo twardziela, przez którego ktoś kiedyś umarł, ale teraz pojawia się szansa na odkupienie; nie ma ani krzty pozorowanej treści, która w zamyśle ma uczłowieczyć postacie, a w rzeczywistości przyznaje im jedną z kilku dostępnych w tym schemacie "tożsamości".
Kristen Stewart odgrywająca ekwiwalent Ellen Ripley zaliczyła jedną z najlepszych ról w swoim dorobku (co biorąc pod uwagę jej filmografię, może nie wydawać się aż tak dużym sukcesem). Podobnie jak bohaterka "Obcego" w pierwszej części, Norah nie jest zaprawioną w boju wojowniczką, lecz zupełnie zwykłą śmiertelniczką uwikłaną w fatalne wydarzenia. Stewart potrafi to wiarygodnie sprzedać, mimo że jej bohaterkę opisuje tylko jedno słowo zawarte w tytule filmu - strach.
Reszta obsady nie dostaje nawet tyle - znany z "Deadpoola" (i oskarżeń o molestowanie) T.J. Miller rzuca żarty w stylu wujka po kilku kielichach zawstydzającego cała rodzinę przy stole, Vincent Cassel to kapitan, który uświadamia sobie, że jest już za stary na to gówno, Jessica Henwick krzyczy i płacze dla podkreślenia beznadziejności sytuacji, w jakiej cała ekipa się znalazła, a reszta to zaledwie mięso armatnie. Niby powinno to frustrować, ale zostało opakowane w konwencję wymuszającą oczekiwanie charakterologicznych płycizn.
Zrezygnowanie z elementów niepotrzebnie wydłużających metraż ma swoją cenę - nie ma w "Głębi strachu" bohaterki czy bohatera, którym można by kibicować albo których losem można by się szczerze przejąć. Śmierć na ekranie chociaż bywa efektowna, nie wzbudza więc większych emocji i na kogo by nie padło, napięcie nawet na chwilę nie wzrasta. Nie wzrasta, ale utrzymuje się na solidnym, angażującym poziomie, co jest cechą charakterystyczną dla udanego filmu klasy B i właśnie z tej perspektywy pomysł Eubanka wygląda najkorzystniej - jako oddziałująca wyłącznie na zmysły przejażdżka kolejką górską z kilkoma dreszczami, bez utrudniających zawieszenie niewiary niedorzeczności, z solidnym tempem i niezłymi scenami akcji.
"Głębia strachu" to coraz rzadszy przypadek współczesnego filmu hollywoodzkiego, który nie sili się na przekazywanie ukrytych treści, nie jest sztucznie podtrzymywany przy życiu przez dłużej niż półtorej godziny, nie przytłacza drogimi efektami specjalnymi i chociaż przypomina nieco klasyki z wypożyczalń kaset wideo, nie żeruje na nostalgii i nie puszcza oka do widza, który natychmiast powinien wyłapać nawiązania do niemalże mitologizowanych lat 80. Prosty, skromny film, któremu warto poświęcić czas, jeżeli lubicie niezobowiązującą rozrywkę.
Głębia strachu
Tytuł oryginalny: Underwater
USA, 2020
20th Century Fox
Reżyseria: William Eubank
Obsada: Kristen Stewart, Vincent Cassel, Jessica Henwick