Po chwili zastanowienia można dojść do wniosku, że olbrzymi sukces niepozornych "Bad Boys" był jednym z kluczowych momentów dla popkultury lat 90. Po pierwsze, film okazał się startem kinowej kariery zarówno dla Willa Smitha (trwa do dziś), jak i Martina Lawrence'a (obecnie właściwie nie istnieje). Obaj czarnoskórzy komicy byli wcześniej znani jako gwiazdy własnych sitcomów ("Bajer z Bel-Air" i "Martin") i udowodnili, że dzięki charyzmie są w stanie pociągnąć blockbuster.
Należy pamiętać, że "Bad Boys" to także pierwszy film w reżyserii Michaela Bay'a, który do tego momentu zdobywał doświadczenie jako twórca teledysków (podobnie jak inny debiutant z tego okresu - David Fincher). Sympatyczna, kumpelska komedia policyjna zdobyła serca widzów za sprawą lekkiego klimatu, efekciarskiego (słynne łukowate ruchy kamery) stylu, ale przede wszystkim dzięki niesamowitej ekranowej chemii między dwoma głównymi bohaterami. Niestety sequel, który ukazała się osiem lat później był już przykładem kina "bay'owatego", gdize wszystkie elementy muszą ustąpić niestrawnej ilości wybuchów oraz przesadzonej akcji. Po drugiej części wydawać by się mogło, że temat "Bad Boys" został zamknięty na zawsze, dlatego sporym zaskoczeniem było to, że siedemnaście lat później w kinach pojawiła się część trzecia. Jeszcze większą niespodzianką okazuje się fakt, że zamiast reanimacji trupa, otrzymaliśmy jeden z przyjemniejszych filmów akcji ostatnich lat.
Obydwaj panowie nadal pracują dla policji w Miami - Mike Lowrey to wciąż niedający się kontrolować narwaniec, który nie planuje ustatkowania, a Marcus Burnett dalej jest sympatycznym pierdołą przekładającym życie rodzinne (tym razem narodziny wnuka) nad pracę, a przy okazji coraz częściej wspomina o emeryturze. Wszystko zmienia się w momencie, w którym okazuje się, że Mike i jego dawni towarzysze broni stali się celem zemsty meksykańskiego kartelu pragnącego odkupienia dawnych długów. Nikogo nie powinna zaskoczyć wieść o tym, że fabuła "Bad Boys for Life" jest durna, pretekstowa i wypełniona dziurami logicznymi. Mimo tego, świetnie sprawdza się jako nośnik dla kolejnych scen akcji, które zostały zrealizowane ze sporym polotem i pomysłowością. Dodatkowo - jak na standardy świata, którym istnieją nowe części "Szybkich i wściekłych" - ekranowa rozpierducha sprawnie balansuje na granicy przesady, czego nie potrafili uszanować twórcy poprzedniej części. Na ekranie dzieje się bardzo dużo, prawa fizyki nie istnieją, a kule trafiają głównie tych złych, ale wszystko jest podane z jako takim umiarem.
Efektowne pościgi, strzelaniny i bijatyki stanowią istotny aspekt "Bad Boys for Life", ale to nie one świadczą o prawdziwej sile tej produkcji. Najważniejsza pozostaje relacja pomiędzy parą głównych bohaterów, a ta została pokazana rewelacyjnie. Słuchanie wiecznych kłótni, najczęściej w środku pościgu/strzelaniny, w jakie wdają się Mike i Marcus to wciąż czysta przyjemność. Ich dialogi są bardzo dobrze rozpisane, żywiołowe i często zabawne. Duża w tym zasługa Smitha i Lawrence'a - aż trudno uwierzyć, że po szesnastu latach weszli w te postaci z tak dużą dawką naturalności. Obserwując więź tych dwóch postaci, trudno nie poczuć ciepła na serduchu. Owszem, to wszystko jest często naiwne i trochę zbyt prostolinijne, ale chyba możemy od czasu do czasu pozwolić sobie na schowanie cynizmu i czerpanie radości z oglądania historii o dwóch kumplach, którzy skoczą za sobą w ogień.
Wśród wymuszonych powrotów kolejnych hitów, na które nikt nie czeka "Bad Boys for Life" jawi się jako pozytywne zaskoczenie. Oglądając słowne potyczki postaci granych przez Smitha i Lawrence'a, człowiek uświadamia sobie, jak bardzo brakuje we współczesnym kinie akcji tak dobrze dobranych postaci. Jeśli ktoś nie przepada za taką konwencją i już "Bad Boys" z 1995 roku było dla niego niestrawne, to nowa część tego nie zmieni. Każdy, kto jednak tęskni za klimatem lekkich komedii sensacyjnych sprzed ćwierć wieku (jak to strasznie brzmi), powinni dać temu filmowi szansę. Możliwe, że po wyjściu z kina zdziwią się, że na zewnątrz nie ma lata, bo "Bad Boys for Life" to idealny przykład wakacyjnego blockbustera, który jakimś cudem pojawił się w kinach w samym środku zimy.
Bad Boys For Life
USA/Meksyk, 2020
Columbia Pictures
Reżyseria: Adil El Arbi, Bilall Fallah
Obsada: Will Smith, Martin Lawrence, Vanessa Hudgens