Jeżeli spojrzeć na trzecie "Psy" z perspektywy współczesnego kina sensacyjnego, to muszą wypaść blado - scenariusz jest pretekstowy, nie sprawdza się ani jako opowieść o zemście, ani jako opowieść o próbie przetrwania w nowym świecie po ćwierćwieczu spędzonym za kratkami, a obecność niektórych wątków i postaci nie ma najmniejszego sensu (zwłaszcza postaci Sebastiana Fabijańskiego). Mniej więcej po kwadransie odkryłem jednak, jaką trzeba obrać perspektywę, żeby nie tylko przetrwać do końca, ale nawet czerpać z seansu przyjemność.
"Komando", "Cobra", a nawet "Miami Connection" czy "Deadly Prey" to filmy z lat 80., które łączy jedno - ich twórcy potraktowali je bardzo poważnie, w odróżnieniu od widzów, którzy pokochali w nich niedorzeczność, przerysowanie, odrealniony, szorstki świat stworzony nie z premedytacją (jak chociażby u "Johna Wicka"), ale z przekonaniem, że to wiarygodne oddanie codzienności glin z dużych miast albo byłych komandosów. "W imię zasad" wpisuję się perfekcyjnie w tę zamierzchłą estetykę kina klasy B i to skuteczniej niż "Włóczęga ze strzelbą" czy "Maczeta", bo spełnia najważniejszy (wydawać by się mogło w 2020 roku niemożliwy do spełnienia) warunek - nie jest obrazem samoświadomym, nie puszcza oka w kierunku odbiorców, a Władysław Pasikowski pewnie obruszyłby się, słysząc podobną opinię i za nic by się pod nią nie podpisał. Niech więc przemówią fakty i kilka charakterystycznych dla tego rodzaju produkcji klisz.
Twardy jak skała były glina, który powinien iść na emeryturę, ale ma jeszcze jedno zadanie do wykonania, a w dodatku musi zwyciężyć w wyścigu z czasem; drugi były gliniarz, który musi dokonać osobistej vendetty; wciąż aktyny gliniarz, który jest jedynym sprawiedliwym w mieście i walczy ze skorumpowanymi kolegami po fachu; młoda kobieta, która odzywa się tylko po to, żeby scenarzysta (też Pasikowski) mógł uniknąć oskarżeń o seksizm; duszny, barowy jazz w tle; "one-linery" w co drugim zdaniu; żarty pokroju: Wiesz jak robi się małe dziewczynki? Tak samo jak małe deski - rżnie się większą; brutalność i przemoc ukazane bez subtelności - to wszystko tutaj jest, a to przecież podręcznikowe cechy filmu akcji klasy B.
Część widzów będzie rozczarowana, w końcu podobnie jak pierwszy "Rambo" i pierwszy "Terminator" wykorzystywali kino gatunkowe do opowiedzenia bardziej złożonych, poruszających historii, tak i "Psy" poza seksem, przemocą i wulgaryzmami miały drugie dno - ukazywały realia początku lat 90., które dla jednych okazały się szansą na szybkie wzbogacenie się i nową karierę, a innych sprowadziły do roli nikomu niepotrzebnych wyrzutków. Pasikowski miał zresztą świetną okazję, żeby pociągnąć ten wątek, bo przez ostatnie ćwierć wieku Polska przeszła przez zmiany nie mniejsze niż po transformacji ustrojowej. Franz Maurer próbujący odnaleźć się w świecie obcej mu technologii, mediów społecznościowych czy ojczyzny podzielonej na pół, a przy okazji ganiący za duchami przeszłości mógłby przynajmniej posiadać osobowość złożoną z czegoś więcej niż tylko z rozgoryczenia i zasad...
"Psy 3" to dobry film, ale wyłącznie ze złych powodów. Sentyment do przełomu lat 80. i 90. został przywołany nie samym tytułem czy głównymi bohaterami, ale archaicznym, testosteronowym podejściem do scenariusza i reżyserii, co momentami musi wprowadzać w zażenowanie, chyba że spojrzeć na ostatnie podrygi Franza Maurera jak na produkcję sprzed kilku dekad, która powstała z myślą o rynku wideo po to, by docelowo zajmować zaszczytne miejsce na ostatniej półce regału w wypożyczalni kaset VHS.
Psy 3. W imię zasad
Polska, 2020
Kino Świat
Reżyseria: Władysław Pasikowski
Obsada: Bogusław Linda, Marcin Dorociński, Cezary Pazura