Pierwsza scena to powrót do debiutu Jaya i Cichego Boba, czyli do słynnego sklepiku z filmu "Clerks", a pierwszą postacią na ekranie jest Dante Hicks (Brian O'Halloran), główny bohater pierwszego filmu Smitha. Już na wstępie wygląda na hermetyczny film przeznaczony tylko dla osób doskonale zaznajomionych z tym uniwersum (obejmującym także filmy "Szczury z supermarketu", "Jay i Chichy Bob kontratakują", "Dogma" czy "W pogoni za Amy"... Krótko pisząc, niemal wszystko, co Kevin Smith wyreżyserował do 2006 roku)? Dokładnie tak jest, "Jay and Silent Bob Reboot" to fanserwis skierowany wyłącznie dla najbardziej zagorzałych fanów i fanek.
Jeżeli zaliczacie się do tej wąskiej grupy, będziecie wniebowzięci - powraca szereg znanych postaci i lokacji, w co drugim zdaniu padają jakieś nawiązania (jeżeli nie do świata stworzonego przez Smitha, to do świata komiksu, filmu albo filmowych realiów ukazanych od kulisów), a dialogi są jeszcze dłuższe niż u Tarantino i nie mniej rozrywkowe (ale tylko dla prawdziwego nerda). W obsadzie roi się od aktorów i aktorek, którzy na przestrzeni lat odegrali istotne role w tym uniwersum, wracają między innymi Ben Affleck i Matt Damon, Rosario Dawson, Marilyn Ghigliotti, Jason Lee, Shannon Elizabeth czy Joey Lauren Adams, a dołączają do nich Chris Hemsworth, Val Kilmer, David Dastmalchian, Method Man i Redman, a nawet "le champion" All Elite Wrestling, Chris Jericho. Tak imponującą galerię znanych osobowości parających się tak różnorodnymi dziedzinami mógł zebrać tylko Kevin Smith, człowiek, którego kochają wszyscy.
Wabikowi do tego stopnia trudno się oprzeć, że czekałem na "Jay and Silent Bob Reboot" z porównywalnym zniecierpliwieniem, jak na premierę "Avengers: Koniec gry" albo na nowe "Halloween", ale z drugiej strony z tyłu głowy biło na alarm ostrzeżenie - a może wszystkie te szalone, ordynarne i przegadane filmy, na których dorastałem zostaną zrujnowane przez dzisiaj już niemal pięćdziesięcioletnich odtwórców głównych ról? Na zdjęciach wyglądają, jakby czas stanął w miejscu i... tym gorzej, bo nie ma niczego gorszego niż półwieczni faceci, którym wydaje się, że są o połowę młodsi i usilnie próbują być "młodzieżowi". Smith na szczęście nie wpada w tę pułapkę, jego bohaterowie są wprawdzie parą Piotrusiów Panów zatrzymanych w czasie, ale czas bynajmniej na nich nie czekał. Spotkanie z bandą nastolatek to dla nich jak podpalenie portretu Doriana Graya, w mgnieniu oka stają się odklejonymi od rzeczywistości, ale i tak fajnymi, starszymi panami.
Historia Jay'a i Cichego Boba, którzy stracili prawa do wykorzystywania własnych pseudonimów/imion, a przy okazji kino drogi z wzruszającym wątkiem rodzinnym w tle to jedno z oblicz nowego filmu Kevina Smitha; drugim jest anty-hollywoodzki pamflet. Wyśmiewane jest tu wszystko, od samej koncepcji rebootu po ideologiczne schematy sięgające od Ku Klux Klanu po obowiązkową różnorodność płci, ras i orientacji seksualnych w dzisiejszych filmach. Satyra wypowiedziana tak siarczystym językiem nie przeszłaby przez wiele gardeł, a nawet gdyby, to wiele innych natychmiast by ją zakrzyczało. Smith ma jednak rzadki komfort, którym może się cieszyć chyba jeszcze tylko Ryan Reynolds - jest do tego stopnia lubiany, że każda złośliwość z miejsca zostanie mu przebaczona.
Trzeba wypełnić wiele warunków, żeby seans "Jay and Silent Bob Reboot" mógł okazać się satysfakcjonujący. Trzeba znać szereg wcześniejszych filmów, trzeba po tych wszystkich latach nadal je lubić, trzeba lubić wulgarne żarty o penisach i marihuanie, trzeba uwielbiać popkulturę i znać ją na wylot. Jeżeli załapujecie się do tej maleńkiej (zwłaszcza w Polsce) grupki osób, nie będziecie rozczarowani.
Jay and Silent Bob Reboot
USA, 2019
Destro Films
Reżyseria: Kevin Smith
Obsada: Kevin Smith, Jason Mewes, Harley Quinn Smith