Obraz artykułu Terminator: Mroczne przeznaczenie

Terminator: Mroczne przeznaczenie

67%

James Cameron stworzył jedną z najpopularniejszych serii science-fiction w historii kina, ale od lat oglądaliśmy powolny upadek "Terminatora" podejmowanego przez innych reżyserów i producentów. Tym razem miało być inaczej - Cameron wrócił, wróciła także Linda Hamilton i wespół z Arnoldem Schwarzeneggerem mieli stworzyć kontynuację "Dnia sądu" z 1991 roku. Efekt jednocześnie może zadowalać i rozczarowywać.

Najlepszą recenzję "Mrocznego przeznaczenia" wystawiła sama Hamilton, która w programie Jimmy'ego Kimmela stwierdziła: To w porządku film. Faktycznie jest w porządku. Schwarzenegger ponownie wzbija się na wyżyny przedziwnego poczucia humoru (jak głoszą pogłoski z planów, nawet prywatnie uwielbia powtarzać swoje słynne one-linery) i stanowi jedyny wątek komediowy, a bawi między innymi śmiertelnie poważnym monologiem na temat zasłonek w pokoju dziecięcym. Chemia pomiędzy jego Terminatorem a Sarą Connor jest zupełnie nowa dla serii i diametralnie odwraca proporcje pomiędzy tym, kto tu jest twardzielem, a kto dba przede wszystkim o rodzinę.

Kadr z filmu "Terminator: Mroczne przeznaczenie". Broniące się dwie kobiety.

Świetni są także postawna Mackenzie Davis jako obrończyni z przyszłości i Gabriel Luna jako nowy model złowieszczego Terminatora. Efekty specjalne czasami wypadają nienaturalnie, ale zazwyczaj wysoki budżet widać w zrealizowanych z rozmachem właściwym dla późnego Camerona scenach akcji - jest mnóstwo wybuchów, są zwalniane tempa, są niedorzeczności przypominające ostanie odsłony "Szybkich i wściekłych" pokroju walki w zderzających się ze sobą samolotach. Nie jest to może idealne rozwiązanie, ale jest... w porządku.

 

Na plus należy zaliczyć także dość przejrzyste i oryginalne (jak na standardy hollywoodzkiego mainstreamu) choreografie scen walk, gdzie bryluje przede wszystkim Davis, choć i Schwarzenegger został potraktowany z uwzględnieniem jego realnych możliwości. To nie jest usprawniony za pomocą dziesiątek cięć, zbliżeń i trzęsącej się kamery Liam Neeson z "Uprowadzonej", jego styl walki jest ociężały, oparty o siłę fizyczną i wypada wiarygodnie. Co więc poszło nie tak? Dlaczego "Mroczne przeznaczanie" jest tylko w porządku? Powód jest taki sam, jak we wszystkich wcześniejszych "Terminatorach" z tego wieku - fabuła.

Kadr z filmu "Terminator: Mroczne przeznaczenie". Kobieta i mężczyzna stoją obok siebie.

Zakończenie "Dnia sądu" było idealne. Główni bohaterowie w znaczącym stopniu rozwinęli swoje postacie, pokonali potężnego wroga i zaserwowali tak wzruszający finał, że "Zielona mila" jest przy nim co najwyżej przykrym doświadczeniem. Cena okazała się jednak wysoka, bo żadna z prób powrotu do tego świata nie była nawet bliska pierwowzorowi. Według zapowiedzi Cameron miał to naprawić, ale jego wizja została skonfrontowana z wizją reżysera, Tima Millera (tego od pierwszego "Deadpoola") i trzech scenarzystów (w tym Davida S. Goyera, który ma na koncie takie zasługi, jak "Mroczne miasto" czy pierwsze dwie części "Blade'a", ale również koszmarki pokroju "Batman v Superman", "Ghost Rider 2" czy ostatniego "Blade'a"). Wspólny pomysł powstawał w trudnych warunkach i widać to w poszarpanej, powtarzającej wątki z wcześniejszych "Terminatorów", usilniej podkreślającej siłę kobiet, choć czasami w typowo męski, nieporadny sposób fabule.

 

Skynetu już nie ma, ale nowa sztuczna inteligencja zbuntowała się w identyczny sposób. Przybrała najbardziej banalną z możliwych nazw dla zła o wielu obliczach, czyli Legion, a w dodatku okazało się, że ma niemal identyczny zmysł estetyczny przy projektowaniu Terminatorów, co poprzedni "elektroniczni mordercy". Każdy kolejny zbudowany na tej podstawie wątek chwieje się w posadach, a podtrzymać go może tylko sentyment widzów. Nie będę ukrywał, że ja sam pierwszy rzuciłbym się do ratunku "Terminatora", którego sequelom z XXI wieku zawsze świadomie dawałem się nabierać (najchętniej części piątej, najmniej chętnie trzeciej). Chcę lubić tę serię, bo lubię jej początek i lubię Schwarzeneggera, a to chyba warunki konieczne, by polubić także "Mroczne przeznaczenie".

Kadr z filmu "Terminator: Mroczne przeznaczenie". Dwóch mężczyzn bije się.

Powrót T-800 jest zdecydowanie ciekawszy od niedawnego powrotu Johna Rambo, ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że im bardziej spektakularny, patetyczny i droższy jest "Terminator", tym bardziej mu to szkodzi. Pierwsza część była skromnym filmem kosztującym zaledwie sześć i pół miliona dolarów (dwójka kosztowała sto milionów, najnowsza część blisko dwieście) - tyle wystarczyło, by stworzyć atmosferę z pogranicza horroru i cyberpunku, futurystyczną i bardzo przyziemną zarazem. Może powrót do korzeni pozwoliłbym tej serii przetrwać? Wszystko wskazuje jednak na to, że "Mroczne przeznaczenie" będzie finansową klęską i pewnie nie prędko wrócimy do tego świata... No chyba, że w kolejnym serialu albo w reboocie, który i tak z miejsca będzie skazany na niepowodzenie.


Terminator: Mroczne przeznaczenie

Tytuł oryginalny: Terminator: Dark Fate

USA, 2019

Paramount Pictures

Reżyseria: Tim Miller

Obsada: Linda Hamilton, Arnold Schwarzenegger, Mackenzie Davis



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce