Egzorcyzmy zawsze pobudzały fantazję i chociaż od ponad czterdziestu lat nikt nie zdołał dorównać arcydziełu Williama Friedkina, co rusz pojawiają się kolejne pomysły na ukazanie tego tematu w filmie. Damien LeVeck swoją wersję uwspółcześnij, dodał wątek mediów społecznościowych i upubliczniania niemal każdego aspektu życia w zamian za polubienia, subskrypcje i w konsekwencji pieniądze. Nie jest to może szczególnie oryginalna krytyka konsumpcjonizmu, nie jest to też społeczny komentarz, którego nie słyszelibyśmy już wielokrotnie wcześniej, ale największy atut "Godziny oczyszczenia" to wykonanie.
Cyfrowe efekty specjalne nie odrzucają, a jak na film o tak niskim budżecie, to już dużo; z kolei praktyczne efekty i makijaż prezentują się znakomicie, jak za ich złotych czasów w latach 80. Dorzućmy do tego bardzo ograniczony dopływ światła na planie, klaustrofobiczny nastrój akcji ograniczonej niemal wyłącznie do jednego pomieszczenia i kila niezłych, w odpowiednim stopniu krwawych scen, a wyłania się obraz kameralny i ponury. Ta perspektywa sama w sobie jest na tyle interesująca, że seans wciąga niemalże od pierwszych minut, ale dodatkowy, poniekąd humorystyczny walor stanowią krótkie scenki ukazujące widzów programu - ludzi w każdym wieku, niemal w każdym zakątku globu, bo przecież w internecie świętości nie ma, choćby nie wiem jakie ograniczenia wymyślono.
LeVeck nieustannie balansuje pomiędzy grozą a humorem wprost wyciągniętym z Reddita, co jest zabiegiem ryzykownym, bo jak Patryk Vega udowodnił chociażby w "Polityce", ekranizowanie memów i próby nadawania im powagi łatwo mogą przeobrazić się w klęskę. W "Godzinie oczyszczenia" zdarzają się potknięcia, ale efekt jest bez porównania bardziej przekonujący, a już sam finał i przedefiniowanie tego, co dla głównego bohatera może być szczęśliwym zakończeniem to wyborna satyra na priorytety wielu osób urodzonych "w internecie".
Najlepszym scenarzystą egzorcystycznej fikcji był Gabriele Amorth - ksiądz, który w "Będziemy sądzeni z miłości. Zły duch jest niczym wobec Miłosierdzia Bożego" dzielił się między innymi takimi wyznaniami: Czasami opętani plują gwoździami, szkłem lub włosami. Przedmioty te nie wydobywają się z przełyku, gdyż poważnie zraniłyby narządy wewnętrzne, lecz materializują się w ustach przed ich wydaleniem. Osobom dotkniętym zjawiskami nadprzyrodzonymi zdarza się znajdować w poduszkach lub materacach kawałki skręconego metalu, drut kolczasty, zasupłane sznurki i inne podobne przedmioty. Ciekawe, czy piekło jest wyposażone w automat do produkcji gwoździ... ale jeszcze ciekawsze jest to, że pomimo braku udokumentowania choćby jednego egzorcyzmu, ten niebezpieczny obrzęd wciąż nie został zakazany. "Godzina oczyszczenia" poniekąd podsuwa odpowiedź na pytanie o to, dlaczego tak się dzieje - po prostu lubimy się bać. I horroru całkowicie fikcyjnego, i takiego, który potencjalnie wydaje się prawdziwy. Nikt wprawdzie sam na siebie nie sprowadziłby nieszczęścia, ale tragedię innych ochoczo nagradzamy lajkami i z tym przesłaniem w głowie film LeVecka działa najintensywniej.
Godzina oczyszczenia
Tytuł oryginalny: The Cleansing Hour
USA, 2019
Skubalon
Reżyseria: Damien LeVeck
Obsada: Ryan Guzman, Kyle Gallner, Tara Karsian