Obraz artykułu Watchmen, S01E01

Watchmen, S01E01

78%

Najważniejsza informacja, z jaką powinniście zapoznać się przed włączeniem pierwszego odcinka "Watchmen" jest taka, że to wcale nie jest "Watchmen". Serial niewiele ma wspólnego z pierwowzorem Alana Moore'a czy z ekranizacją sprzed dekady i już na tym etapie musicie podjąć decyzję - albo sięgnięcie po kilka tropów znanych z oryginału będzie dla was niegodną profanacją, albo poddacie się ciekawości i sprawdzicie, jak inni scenarzyści zinterpretowali ten wyjątkowy świat.

Druga ważna informacja jest taka, że nie musicie o wcześniejszych losach Watchmen absolutnie nic wiedzieć. Zdecydowanie warto, bo to jedno z najwybitniejszych dzieł w historii komiksu, ale Damon Lindelof stworzył swoisty remiks - jak sam określa swoje dzieło - który może uchodzić jednocześnie za luźną kontynuację, jak i za zupełnie odrębną historię.

 

Pierwotnie mieliśmy do czynienia z wyjątkowo przyziemną opowieścią o superbohaterach, którzy na ogół nie mieli żadnych mocy, a jedynie fikuśne stroje i ogromną odwagę. No i jeszcze wszelkie ludzkie słabości zacierające granice pomiędzy nimi a łotrami. Serial HBO idzie w odmiennym kierunku i niczym "Człowiek z Wysokiego Zamku" serwuje alternatywne wyobrażenie o tym, jak świat mógłby wyglądać, gdyby jego włodarze podjęli nieco odmienne decyzje. Nie ma tu chociażby takich dobrodziejstw, jak internet czy smartfony, co samo w sobie może być dla wielu osób najczarniejszym koszmarem postapokaliptycznym.

Scena z serialu "Watchmen". Zamaskowana grupa ludzi.

Nie ma też wymiany elit, a władzę od dekad sprawuje Robert Redford (zagrany przez Roberta Redforda). Pomysł zaskakujący, ale wysnuty już przez Alana Moore'a pod koniec jego serii. Dorzućmy jeszcze funkcjonariuszy policji legalnie ukrywających swoje tożsamości, ale potrzebujących każdorazowej zgody przełożonego przed dobyciem broni oraz Siódmą Kawalerię, skrajnie prawicową organizację noszącą maski stylizowane na "twarz" antybohatera z przeszłości, Rorschacha (co szybko wzbudziło sprzeciw wielu fanów), a szybko wyłoni się obraz serialu, który pod przykrywką historii science-fiction próbuje zdiagnozować aktualną sytuację społeczno-polityczną.

Scena z serialu "Watchmen". Mężczyzna siedzi przy stole.

Co z dawnymi bohaterami? Poza kilkoma kadrami z emerytowanym Ozymandiaszem nie ma po nich śladu, są natomiast nowi strażnicy pokoju i - co najciekawsze - to właśnie oni zasilają szeregi policji. Ta koncepcja zdaje się bardzo realna - gdyby ludzie obdarzeni supermocami, albo nawet superintelektem czy supersprytem, istnieli naprawdę, dlaczego mieliby się stać wrogami, samozwańczymi stróżami prawa albo obiektami nieludzkich badań laboratoryjnych? Dlaczego nie wykorzystać ich potencjału w służbach, które najbardziej by tego potrzebowały? Znane z komiksu hasło who watches the Watchmen? traci znaczenie, superbohaterów nie trzeba już monitorować, zostali wciągnięci na listę płac i działają w ramach prawa.

 

Zagorzali zwolennicy wizji Alana Moore'a mogą poczuć się zdegustowani wywróceniem jej do góry nogami i trudno mieć do nich pretensje, ale jeżeli jesteście w stanie otworzyć się na rozwinięcie tego uniwersum w innym kierunku, niż mariaż z główną linią DC Comics (bo na papierze doszło już do spotkania Watchmen z Ligą Sprawiedliwości), to Lindelof stworzył kawał solidnego thrillera politycznego z pelerynami w tle, któremu warto dać szansę.


Watchmen

USA, 2019

HBO

Twórcy: Damon Lindelof

Obsada: Regina King, Don Johnson, Tim Blake Nelson



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce