Obraz artykułu Joker jako początek nowego kinowego uniwersum?

Joker jako początek nowego kinowego uniwersum?

Joker króluje w kinach, a ciepłe przyjęcie ze strony widzów - poparte świetnymi wynikami finansowymi - każe nam zadać pytanie: "czy będzie sequel?". Mimo (pozornie) otwartego zakończenia, nie ma wątpliwości, że produkcja Todda Phillipsa stanowi zamkniętą całość, ale Hollywood rządzi - jak każdym innym biznesem - pieniądz, a znoszącej złote jaja kury się nie zarzyna. Ostatnie, czego potrzebujemy to kolejne kinowe uniwersum, niemniej zdecydowałem się pogdybać, jak mogłoby wyglądać potencjalne Jokerverse - szczególnie, że w filmie rozrzucono wiele tropów z potencjałem na sequele i spin-offy. Spoilery z filmu, oczywiście.

Wypada zacząć od najbardziej oczywistej opcji i jednocześnie najmniej realnej - filmu o Batmanie. Jest to projekt, który nigdy nie powstanie, bo przecież Matt Reeves właśnie pracuje nad produkcją z Robertem Pattinsonem w głównej roli, która nie będzie nijak powiązana z "Jokerem" (i prawdopodobnie żadnym innymi filmem z portfolio DC).

Ale wyobraźmy to sobie. Koniec filmu serwuje nam płonące Gotham. Nie jest trudno się domyśleć, że taki przewrót społeczny nie pozostanie bez znaczenia dla tożsamości miasta. Nawet jeśli rewolucja klaunów została ostatecznie stłamszona, to mogło dojść do przetasowania w wierchuszce. Bogaci upadli, a biedni dostali szansę zająć ich miejsce - kradnąc, zabijając i oszukując. I tak oto rodzą się albo transformują wielkie gangi Gotham. Marone, Falcone, Triady, gang Czarnej Maski. Na nowym status quo jako handlarz broni (w sytuacji zwiększonego popytu) mógłby się dorobić także Oswald Cobblepot znany jako Pingwin. Może powstaje jakaś inkarnacja Trybunału Sów jako ostatni bastion wpływowych rodów, które po rewolucji muszą ukryć się pod maskami? Potencjał na to, jak Arthur Fleck wpłynął na obraz miasta i dzięki temu dał możliwości rozwoju kultowym przestępcom jest niemal nieograniczony.

Strona komiksu. Scena walki.

Jak w to mógłby się wpisać Bruce Wayne i jego nietoperze alter ego? Przede wszystkim nie wyobrażam go sobie jako bohatera z misją zbawiania świata i gromadą Robinów pod pachą. Dorastając w przekonanej o swojej wyższości rodzinie, Bruce mógłby wyrosnąć na zadufanego, mającego problemy z agresją buca, który emocjonalnie nie może poradzić sobie z traumą. Hm... zaraz, przecież to toczka w toczkę wizja już wielokrotnie adaptowana w komiksach i innych mediach. Jasne, ale ten Batman mógłby być naprawdę paskudnym typem. Nie dość, że wychowanym w mieście rządzonym przez najniższe instynkty, to jeszcze na wskroś realistycznym, wręcz naturalistycznym. Pełnym złości, brutalnym, stojącym jedną nogą po tej samej stronie co łotry, których linczuje. Koniec z superkomputerami, biciem po pyskach kosmitów i większymi niż życie przygodami, które nawet pod posępnym łopotem peleryny krzyczą: Kicz!. W komiksach już widzieliśmy podobne oblicze Mrocznego Rycerza, jednym z najbardziej osadzonych w realizmie było to Ziemi Jeden. No cóż, wypada trzymać kciuki za obraz Pattinsonem, który jest zapowiadany bardziej jako kryminał noir, niż wysterylizowany akcyjniak. Może tam dostaniemy podobną wizję Gacka do tej snutej przeze mnie?

Postacie stoją w ten sposób, że układają kształt twarzy jokera.

Inną, nieco bardziej prawdopodobną opcją jest kontynuowanie wątku Jokera. Nie jako postaci, ale idei. Symbolu przemiany i rebelii, nawet mimo tego, że sam (anty)bohater się od nich odżegnywał (aż do finałowej sceny). Trochę jak V z "V jak Vendetta" zadziałał na społeczność internautów czy Roscharch z nadchodzącej serialowej kontynuacji Strażników wpłynął na terrorystów zwanych Siódmą Kawalerią (oba wątki łączy Alana Moore, przypadek?), Joker mógłby zainspirować kolejne pokolenia do wykorzystania jego tożsamości. Ten motyw nie jest zresztą oryginalny, gang Jokera inspirował się swoim idolem choćby w "Batmanie przyszłości", a sam Książę Zbrodni w obecnej linii wydawniczej DC jest rzekomo trzema różnymi osobami, co sugeruje, że białą twarzą, zielonymi włosami i szaleńczym śmiechem można się podzielić. Wyobrażam sobie, że wiele lat po rewolucji w Gotham, miasto w końcu stanęło na nogi – gospodarczo, społecznie - ale idylla nie trwa wiecznie, bo pod złożoną z chodników skórą zawsze gromadzą się ludzkie lęki, szerzy się bieda, wyrasta przestępczość. Wystarczy więc jeden zły dzień, żeby jednostka się zbuntowała, a za nią całe miasto. I jaka inna persona mogłaby stać się twarzą przemian, jak nie umalowany klaun, który kilka dekad wcześniej popchnął miasto na skraj przepaści? Rzecz jasna wiąże się to z niebezpieczeństwem popadnięcia w autoparodię albo wypuszczenia drugi raz tego samego, ale tak najłatwiej zgarnia się dolary, czyż nie?

 

Inną drogą - w moim mniemaniu najciekawszą - jest wyekstrahowanie z Jokera tych elementów, które zadziałały najlepiej i odróżniają go od innych filmów "komiksowych". Realistyczny, gęsty klimat. Skupienie się na rozwoju bohatera i jego osobistej historii. Zarysowanie szerszego kontekstu społecznego, który stanowi paralelę do naszej rzeczywistości. No i na koniec - odpowiednio dobrany złoczyńca. Pierwsza myśl? Lex Luthor, jako polityczny thriller w konwencji "House of Cards". Klimat - da się zrobić. Skupienie się na postaci - bardzo proszę. Kontekst społeczny - jeden z najbardziej interesujących, bo polityczny. Jak już puszczamy wodze fantazji, to dajmy kamerę Davidowi Fincherowi, a główną rolę obsadźmy Judem Law. Huh.

Ilustracja z komiksu. Postacie w biurze.

Ciekawą opcją byłby solowy film o... Black Adamie. Tak, wiem - nie byłaby to rzecz realistyczna. Co więcej, nie jest to mój pomysł, bo przecież o tej produkcji z The Rockiem w tytułowej roli mówi się już od lat, ale patrząc na to, w jakim klimacie utrzymany był "Shazam", nie do końca o to mi chodzi. Głęboko osobista opowieść o niewolniku, który buntuje się przeciwko swym panom, stawiając pytania o odpowiedzialność za swój naród i deprawująca naturę potęgi wydaje się idealnie wpisywać się w nurt dojrzałych, zaangażowanych filmów z komiksowym rodowodem, jaki ma szansę zapoczątkować "Joker".

 

Możliwości jest multum. Od adaptacji "Gotham Central", której akcja rozgrywałaby się tuż po finale "Jokera", nawet po powrót do wątku Arthura. Korzystając z formuły, można też przetłumaczyć na język filmu dziesiątki słynnych złoczyńców z kart komiksów. Tak czy siak, jeśli Warner Bros. i DC zdecydują się na jakąkolwiek kontynuację - fabularną czy duchową - mam nadzieję, że będzie nie mniej intrygująca i poruszająca widownię niż obraz Phillipsa.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce