Seria "Czary zjary" Simona Hanselmanna to opowieści, która może działać jako komedia, zbiór chorych żartów, które pewnie wielu będą odrzucać. Można też czytać przygody Megg, Mogg i Sowy jako traktat-przestrogę, który osadza depresję i uzależnienie w dość realistycznym przecież kontekście, pokazując ich przykre konsekwencje. Można też obie te perspektywy połączyć, śmiejąc się i poważniejąc na zmianę. Ale jakkolwiek nie patrzeć na "Czary zjary", za tym wszystkim kryje się historia niebezpiecznie podobna do tej z kart komiksu. I choć daleko temu do autobiografizmu, Hanselmann przelał na papier kawałek siebie. I o tym dlaczego, jak i co z tego wynika przeczytacie w poniższym tekście.
Simon Hanselmann urodził się w 1981 roku w Launceston w Tasmanii. Jego ojciec, motocyklista, zostawił rodzinę, więc Simona wychowywała uzależniona od heroiny matka. Co prawda miał w rodzinnym otoczeniu też ciotkę i babkę, ale ta ostatnia chorowała psychicznie, więc nie była zbyt dostępna emocjonalnie. Jego życie było wypełnione chaosem, a on sam nie miał innej możliwości niż ucieczka. Ucieczka w komiksy. Czytał i rysował odkąd pamięta. Szczególnie, że w mieście takim jak Launceston nie było wiele więcej do roboty. Homofobiczne, przemocowe środowisko, w którym dorastał Hanselmann tylko odpychało młodego artystę, który zbierał te wszystkie doświadczenia, żeby pewnego dnia przelać je na historie o Megg, Moggu i Sowie.
Wątek niechęci do jakichkolwiek mniejszości w jego środowisku, w tym wykazującej taką postawę matki, łączy się również z zamiłowaniem Hanselmanna do crossdressingu. Na wielu wydarzeniach można zobaczyć go w damskich ciuchach, chociaż nie jest to reguła. Artysta ubiera się tak, kiedy ma na to ochotę i traktuje to jako część tożsamości, która dojrzewała w nim odkąd skończył pięć lat. Wielu krytyków wskazuje na to, że być może crossdressing (a raczej powody za nim stojące) pozwolił Hanselmannowi lepiej zrozumieć kobiecą perspektywę, co miałoby się objawiać w tym, jak tworzy i prowadzi kobiece postacie. Z drugiej strony może to być też zasługa wrażliwości i ciekawości, którymi cechuje się autor. Tak czy siak, crossdressing nie spotkał się ze zrozumieniem otoczenia, co - jak łatwo sobie wyobrazić - nie było dla artysty łatwe. Chociaż niektóre z jego dziewczyn wspierały go, a sama matka obeszła się z tym faktem dość łagodnie, do dzisiaj artysta musi zmagać się z krzywymi spojrzeniami na konwentach.
W jego podejściu do opowiadania historii ważne jest zbieranie doświadczeń, które potem można wpleść w fabułę. Część postaci i wydarzeń jest mocno inspirowana życiem Hanselamanna, jego rodziny i przyjaciół. Dzięki temu tworzone przez niego komiksy są bardzo autentyczne w ukazaniu zażywania narkotyków czy przeżywaniu depresji. Niektóre sceny, jak śmierć pewnej postaci czy wspomniany "żart" w formie gwałtu, nawiązują do prawdziwych wydarzeń, więc kiedy czytelnik myśli sobie: Ten Hanselmann jest chory, tak naprawdę powinien myśleć: Ten świat jest chory. "Czary zjary" to wgląd w pewien system, który dla niektórych może być egzotyczny, a dla innych będzie mniej lub bardziej zabrudzonym zwierciadłem, w którym sami mogą się przejrzeć. Autor często słyszy od swoich czytelników, że utożsamiają się z jakąś postacią lub sytuacją z jego komiksów - jakkolwiek przykre by to nie było.
Ze wspomnianego zwierciadła korzysta poniekąd sam autor, dla którego tworzenie ma wartość terapeutyczną. Łatwiej jest mu skonfrontować się z pewnymi rzeczami, jak chociażby samobójstwo przyjaciela, kiedy przelewa ja na papier. Niekiedy stają się też punktem wyjścia do wewnętrznej konfrontacji z matką, której anegdoty są bazą pod wiele epizodów. Kiedy jednak lądują w ramach komiksu, prościej o nabranie dystansu, niż kiedy są tylko i wyłącznie przykrym wspomnieniem z życia bliskiej osoby.
Hanselmann jest bez wątpienia pracoholikiem. Potrafi pracować nawet po szesnaście godzin dziennie przez kilka miesięcy, pisząc i rysując na skraju załamania nerwowego. Obsesyjne, dwudniowe maratony potrafił kończyć dobą snu, tylko po to, żeby powtórzyć cykl i pracować non-stop kolejne czterdzieści godzin. Spać. Pracować. Spać. Pracować. Ta obsesja, którą pewne łatwo pomylić z miłością (albo na odwrót) doczekała się również "formalnego" zawiązania. Podczas rozdania nagród Ignatz Awards w 2014 roku Hanselmann wyszedł na scenę w pięknej sukni ślubnej i poślubił... komiks. Rzecz jasna wszystko odbyło się w ramach żartu, wydarzenie symbolicznie podkreśliło ścieżkę, którą chciałby podążać do końca życia (dopóki śmierć ich nie rozdzieli). Wszystko przypieczętował równie namiętny, co teatralny pocałunek z Garym Grothem, współzałożycielem wydawnictwa Fantagraphics (w którym ukazują się niektóre komiksy Hanselmanna).
Bez wątpienia trudne życie twórcy i jego niegasnąca miłość do medium ukształtowały go jako artystę. Nie tylko mógł przelać swoje doświadczenia na papier i dzięki temu lepiej sobie z nimi poradzić, ale też przemówił szczerym, prostym językiem do wielu ludzi na całym świecie. Ludzi, którzy często mają podobne przeżycia i odnajdują cząstkę siebie na kartach komiksów. I choć, jak mniemam, trudno jest patrzeć w lustro i widzieć zaćpaną twarz człowieka, któremu życie przecieka przez palce - jest w tym pewna wartość. Autor "Czarów zjary" zrozumiał to i przekuł życiowy znój w wielokrotnie nagradzane, w tym Eisnerem, kwasowe przygody czarownicy, kota i sowy. Których lekturę oczywiście serdecznie polecam i trzymam kciuki, żebyście w tych historiach nie dostrzegli siebie.
W Polsce "Czary zjary" ukazują się nakładem wydawnictwa Timof. Pierwszy tom jest wyprzedany, informacje o drugim tomie znajdziecie TUTAJ.