Obraz artykułu 44. FPFF: Interior

44. FPFF: Interior

25%

W Polsce jest ciężko, a zgodnie ze słowami jednego z bohaterów "Interior": "Cały świat to jedna wielka Polska", czyli ciężko żyje się wszędzie, a nawet dodałbym, że żyło się zawsze i zawsze będzie się żyć, a przynajmniej zawsze będzie się dało znaleźć taką perspektywę i podjąć próbę transformowania całego tego męczeństwa i rozpaczy na kino artystyczne. Kolejnej takiej próby podjął się Marek Lechki.

Ludzka niedola, w przeciwieństwie do trywialności często postrzeganego jako ulotna przerwa pomiędzy kolejnym porażkami szczęścia, od zawsze była strawą dla artystów. Cierpienie samo w sobie ma poetyckie właściwości, czego dowody znajdziemy i w Biblii, i w shintoizmie, i na Netflixie, i w piosenkach Billie Eilish. Cały trik polega na tym, żeby ten nigdy niewyczerpywalny temat przedstawić w nowy sposób, zaskoczyć, poruszyć, nadać nowy kontekst. "Interior" można pochwalić za to, że podobnej próby dokonuje, ale odnosi przy tym sromotną klęskę.

 

Główne wątki są dwa - rozwścieczonego na okrutną rzeczywistość Maćka (Piotr Żurawski), który w swojej ucieczce ku bezprawiu przywołuje we wspomnieniach kadry z "Upadku" z Michaelem Douglasem oraz Magdy (Magdalena Popławska), która z trudem łączy życie zawodowe z prywatnym. Spotykają się tylko na chwilę i z jakiegoś pozaekranowego (i jak mniemam pozascenariuszowego) powodu darzą sympatią. To moment aż do przesady wzniosły, być może miał być nawet symboliczny, ale przypomina raczej cielsko Potwora Frankensteina pozszywane grubymi nićmi.

 

Nie tylko główne wątki łączą się wyłącznie wolą scenarzysty (czyli także Lechkiego), jest także szereg dodatkowych - niesforne dziecko rozmiłowane w kościele, ale niekoniecznie w samej wierze albo inne dziecko cierpiące na gorączkę... Dla fabuły nie ma to większego znaczenia, zdaje się być desperacką walką o wydłużenie czasu trwania filmu tak, aby sięgnął pełnego metrażu. Najgorsze jest jednak to, że w finale wszystkie utrapienia zostają rozwiązane za sprawą swoistego deux ex machina. Maciek i Magda nie przezwyciężają trudności, najzwyklej w świecie wszystko się jakoś ułożyło.

 

Próby ukazania tej historii (czy raczej tych historii) w oryginalny sposób przejawiają się w pracy kamery. Nieostrych ujęć jest tak dużo, że łatwo nabawić się migreny, a do tego zbliżenia w trybie makro na przykład na krople wody spływające po płaszczu, "gadające głowy", sny udźwiękowione ambientowym podkładem zamiast oryginalnej ścieżki dźwiękowej, kadry przechylone o sto osiemdziesiąt stopni i jeszcze do tego montaż pełen gwałtownych cięć. Ten przesyt przypomina pokaz możliwości utalentowanej śpiewaczki, która tak bardzo chce się popisać, że w ciągu dwóch minut korzysta z aż sześciu oktaw. To, co mogło być interesujące staje się w konsekwencji uciążliwe i irytujące.

 

Da się odczytać intencje przyświecające stworzeniu "Interior", można odszyfrować dokąd Lechki zmierzał, ale nie udało mu się dotrzeć na miejsce. Wtórny komentarz szarej rzeczywistości ubrany w nowe, pstrokate szaty nie nabiera na sile, a wręcz przeciwnie - staje się beznamiętnym odczytem kolejnej zwykłej katastrofy.


Interior
Polska, 2019
Studio Munka
Reżyseria: Marek Lechki
Obsada: Magdalena Popławska, Piotr Żurawski



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce